271
Część drugą podsumowania zacznijmy-niestandardowo-od linków.
1. Historia o marzeniach. Spełnionych. Ukazująca, że wszystko się da. Do tego garść zapierających dech fotografii. Klaudia jest niesamowitą osobą, więc serdecznie polecam Wam Jej bloga w całości, od tego wpisu zaczynając :)
2. O Instagramowym(i nie tylko) szale cała prawda. Coś, co zaczynało dotyczyć i mnie. Wyluzowałam, i, o ironio, zaczęłam zyskiwać nowych obserwujących(co cieszy mnie ogromnie! :))
3. Hania wspaniale ujęła w słowa to, co siedziało w mojej głowie od jakiegoś czasu. Co-sprawdźcie sami. I zostańcie na dłużej, bo warto! Blog Hani to prawdziwa ostoja spokoju, dobroci i piękna :)
4. Uwielbiam ten wpis całym sercem, pewnie dlatego, że tematyka jest mi tak bliska. A do tego mówi o tym, co i mnie zadręczało. Podróżnicy i odkrywcy-do czytania marsz!
5. JEŚLI jesteście za pan brat z KULTURĄ, zapraszam serdecznie do Wiktorii, która oferuje nam jej sporą dawkę, a do tego naprawdę dobrej jakości(podziwiam codzienne pisanie postów!) :)
Trochę o tym, co czytałam, a o czym warto wspomnieć:
Bo w roku szkolnym zabrakło czasu, a film oglądałam, no i kręci mnie totalitaryzm(jakkolwiek to brzmi, interpretacja dowolna). Orwell stworzył historię przerażającą, gorszą niż jakikolwiek pseudo horror ociekający krwią i wyprutymi flakami. Zdecydowanie odradzam czytanie w ramach rekreacji czy odpoczynku-nie byłam w stanie usiąść nad książką na dłużej niż 40 minut za jednym razem. Do tego momentami niemiłosiernie ją męczyłam-przebrnięcie przez fragmenty Księgi Goldsteina było niemalże torturą rodem z Ministerstwa Miłości. Ale nie żałuję żadnej przewróconej strony i oceniam wysoko. Chylę czoła panu autorowi za jego odwagę. Taka powieść w 1949 roku i to tuż po jego wizycie w Hiszpanii, gdzie zetknął się z systemem stalinowskim? Aż trudno uwierzyć, że zmarł (rok po wydaniu tego tytułu) na gruźlicę.
No to czas się powstydzić. Moje pierwsze spotkanie z Brownem. Ale jak owocne! Po pierwsze: rozbudziło moje zainteresowanie nauką. Po drugie: z niecierpliwością przewracałam kolejne kartki. Parokrotnie nawet zaglądałam dalej zanim przeczytałam wcześniejszą. I bynajmniej nie dlatego, że mnie nudził tekst na nich zawarty. Po trzecie: niesamowicie szalone zakończenie. I gdyby nie ostatnie zdanie, kończące książkę, które było odrobinę żenujące...wszystko byłoby naprawdę pięknie. Pomijam wszelkie błędy, które widnieją ładnie wypisane w Wikipedii po wpisaniu tytułu powieści. Mnie książka dostarczyła dokładnie tego, czego od dobrej lektury się oczekuje. Jestem też bardzo ciekawa ekranizacji...chociaż nie oczekuję zbyt wiele.
I jeszcze trochę o tym, czym się karmiłam, bo tych pyszności było parę :)
Kukurydziano-białkowe mocno malinowe od niezastąpionej Oli-poleca się na śniadanie!
Całkiem zwyczajny obiadek, moja ukochana cukinia, papryka, kurczok i ryż. Prosto i smacznie.
Przepyszna, jaglano-kokosowa tarta od, kolejny przesmaczny przepis od Oli. Niebo, naprawdę!
Na śniadanie razem z J zaserwowałam najlepszą na upały owsiankę na zimno, z jogurtem, sosem malinowym i migdałami.
Niefotogeniczne tosty z tofu ziołowym, pieczarkami, musztardą i ogórkiem. Tofu jadłam po raz pierwszy, próbowałam też tofucznicy, którą zobaczyć możecie TU-obydwa dania pyszne!
Zrobiłam też własną granolę-śliwki to był niewypał, okropnie stwardniały i są nie do pogryzienia, następnym razem dodam też soku jabłkowego.
0 komentarze
It means a lot, thank You!