Pamiętam dobrze Sylwestra 2010-czerwona nitka noszona na nadgarstku, czyli głupota maksymalna, ale bawiłam się dobrze. Za to rok później, Sylwester 2011-spotkała mnie kara za głupie zabawy w "pro-anę"-pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że był to najgorszy dzień mojego życia. Najpierw przeryczany, a następnie przespany ze ściśniętym żołądkiem i zamarzniętym sercem. Jeszcze całkiem niedawno pragnęłam zatrzymać czas, by święta oraz Sylwester nie nastąpiły. A teraz? Przetrwałam jedno, a to drugie obecnie wywołuje raczej przeciwne uczucia niż wcześniej, if you know what I mean. To wręcz nie do pomyślenia jak wiele może zmienić się z przeciągu roku. A jeszcze trudniej jest pojąć jak ogromne znaczenie mają w naszym życiu inni ludzie. Przecież dosłownie wszystko mogłoby być dzisiaj inaczej, gdybym się nie odważyła, gdybym nie zaryzykowała, gdybym nadal trwała w stanie zawieszenia pomiędzy życiem a...nieżyciem?, gdyby nie Ty..Ach, nie, chyba zaczyna doskwierać mi brak pamiętnika, co zresztą widać. Forgive me, już przechodzę do konkretów.
Droga O, wiedz, że wywołałaś wczoraj moją wenę z ciemnego, zakurzonego kąta, gdzie ukrywała się od dłuższego czasu. Szkoda, że miałam tylko siebie jako modela do dyspozycji, aczkolwiek kilka zdjęć wyszło prawie po mojej myśli. Tak więc sukcesywnie będę się nimi z Wami dzielić. :)
_______________________________________________________________________________
Wraz z każdą kolejną przeczytaną przeze mnie książką autorstwa pani Beaty Pawlikowskiej, rośnie moje uwielbienie do Jej osoby. Od dłuższego czasu chciałam zabrać się za którąś z podróżniczych opowieści, lecz dopiero projekt z geografii mnie do tego zmobilizował-w innym wypadku, pewnie sporo zajęłoby mi zdecydowanie się na konkretny tytuł, jako że mam to szczęście i moja mama posiada bogaty zbiór literatury o podobnej tematyce.
Sposób, w jaki autorka opisuje poznawaną rzeczywistość działa na wyobraźnię i pozwala poznać Chiny z zupełnie innej strony niż zachęcają do tego wszelkie biura podróży. Owszem, i o Wielkim Murze jest tutaj wzmianka, lecz w porównaniu z resztą poruszanych tematów, naprawdę znikoma. Z największą ciekawością czytałam o...chociaż nie, właściwie to nie będę wybierać, nie potrafię. Duże wrażenie wywarł na mnie zwyczaj maltretowania i łamania stóp Chinek, co było okrutnym zwyczajem dawnych czasów. Stopa, która została zmniejszona do maksymalnie 7 centymetrów uchodziła za ideał, czyli tzw. Złoty Lotos.
Pani Pawlikowska przybliżyła mi również wierzenia większości chińskiej ludności, która oficjalnie jest przecież narodem bezwyznaniowym, ateistycznym. Jednakże, czy można tak nazwać ludzi, którzy postępują zgodnie z wszelkimi zasadami moralności i są zwyczajnie DOBRZY? Wiele zasad konfucjanizmu i taoizmu powinno zostać wcielonych w życie każdego człowieka, by było bogatsze i szczęśliwsze. Zaintrygował mnie także kulinarny aspekt Chin, czyli związek jedzenia i starożytnej medycyny oraz sposób leczenia doktora Ho. Teraz i mnie wydaje się to oczywiste! Każdy produkt, który zjadamy ma wpływ na to jak się czujemy dzisiaj i czy będziemy zdrowi w przyszłości. Dlatego też chińscy lekarze "leczą ludzi zdrowych", czyli nauczają jak jeść, by zadbać zarówno o ciało jak i o duszę. Oraz kolejna ważna lekcja, jaką zdołałam wyciągnąć z lektury "Blondynki w Chinach"-ciepłe posiłki służą ludzkiemu organizmowi o wiele bardziej niż śniadanie bądź obiad przyrządzany na zimno. Na talerzu Chińczyka nie znajdziemy surowych warzyw, wszędzie dymiące, dopiero co ugotowane dania, które zasilają energią wystarczającą na długi czas! To właśnie dlatego w tym odległym azjatyckim kraju nie ma problemów z otyłością, depresją i innymi cywilizacyjnymi chorobami, które swój początek znajdują w tym, co spożywamy, jak naucza starożytna medycyna chińska. Co prawda nie do końca zgadzam się ze słowami, iż każda choroba ma właśnie takie podłoże, lecz w wielu przypadkach to stwierdzenie się sprawdza.
Chcę więcej! Mam ogromną nadzieję, że inne podróżnicze książki Blondynki mnie nie zawiodą. Bardzo, ale to bardzo bym tego nie chciała! Życzyłabym sobie, by pani Beata inspirowała mnie(i Was również!) dalej, bezustannie, a swoimi doświadczeniami kierowała nas na właściwe tory.
______________________________________________________________________________
I po raz kolejny zostałam otagowana, za co dziękuję Martynie!
1. Wolisz dzień czy noc? Dlaczego?
Dzień! W nocy śpię, jestem nieaktywna, noc zabiera mi czas, który mogłabym przeznaczyć na coś zupełnie innego, na poznawanie świata.
2. Gdybyś miała wybrać jedną potrawę, którą mógłabyś jeść do końca życia było by to...
Chyba wszystko znudziłoby mi się po pewnym czasie. Ale dajmy na to, że gotowane mięso drobiowe z ryżem i buraczkami lub pierogi z truskawkami. Albo ryż na mleku z jabłkiem i cynamonem!
3. Romantyczna kolacja w luksusowej restauracji czy wspólne oglądanie filmu i jedzenie popcornu?
Zdecydowanie to drugie :)
4. Dzień, który wykreśliłabyś z tygodnia
Kurcze, chciałam napisać piątek, z racji ciężkiego planu lekcji, ale za to po powrocie do domu wspaniałe uczucie wolności nie pozwala mi tego zrobić. No to może niedziela...nie, bo wtedy mam swoje specjalne śniadanko! No i ostatecznie nie jest taka zła! Żadnego bym nie wykreśliła i koniec, o.
5. Danie, które chcesz przygotować od dłuższego czasu, ale nie miałaś możliwości/okazji?
Pieczoną owsiankę chciałabym wypróbować.
6. Ulubiony rodzaj makaronu?
Nie lubię makaronów. Jednakże, razowy jedzony wraz z mlekiem jako zupa mleczna mi smakował.
7. Jakiej przyprawy używasz najczęściej?
Soli i cynamonu.
8. Tytuł/wykonawca piosenki, która najlepiej oddaje Twój teraźniejszy humor?
9. Potrawa, która zawsze Ci wychodzi?
Herbata....Nie no, tak naprawdę to żadnej potrawy jako takiej zrobić nie potrafię, jedynie coś z wypieków, słodkości.
10. Największa lub najśmieszniejsza kulinarna wpadka?
Ha. Piekłam waniliowe ciasteczka i już wkładałam blachę wyłożoną papierem do pieczenia wraz z ciasteczkami do piekarnika, zapomniałam jednakże o bardzo istotnej rzeczy...u góry jest palnik. Gorący palnik. No i papier się zapalił, a ja pobiegłam z płonącą blachą do łazienki by zalać ją wodą. I po ciasteczkach.
11. Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę? (3 rzeczy)
Umm, telefon, komputer z internetem i aparat.
______________________________________________________________________________
Cisza
Głęboka cisza to poruszenie duszy.
~Lao Tse
(Akurat adekwatnie do poruszanego w dzisiejszym poście tematu! Lao Tse to twórca taoizmu :))
Bądź błogosławiona, ciszo! W niej usłyszysz me słowa.
~Khali Gibran
A ja...lubię ciszę. Ale z umiarem. Potrafi być to przytłaczające zjawisko, czasem wręcz przerażające...
Udanego Sylwestra! I Nowego Roku bez mnóstwa niewypełnianych postanowień, lecz mocnej wiary i starań, by z każdym dniem zmieniać się na lepsze. A wraz z tym przyjdzie szczęście.