Cześć, cześć.
Dzisiejszy wpis poświęcę serialom - kochane, fikcyjne życie w odcinkach. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie najlepszą formą odpoczynku jest obejrzenie kolejnego odcinka ukochanego serialu, popijając zieloną herbatkę.
A wszystko zaczęło się od..Plotkary! Było to długi czas temu, nie bardzo pamiętam dlaczego zaczęłam oglądać Gossip Girl, ale tę niesamowitą ekscytację losami bohaterów nie sposób zapomnieć. Wiele wspomnień wiążę z pierwszym i drugim sezonem tegoż serialu, dlatego jest on dla mnie wyjątkowo ważny. Wiele łez, wzruszeń i uśmiechów przeżyłam dzięki niemu. Moją faworytką jest oczywiście Blair, ideał i wzór, który mi będzie przyświecać do końca życia, he. Żałuję, że w bieżącym sezonie nie pojawia się Taylor Momsen, bo również darzyłam ją sympatią. No i Chuck. ♥ Chyba nie wymaga komentarza..
Później..co też było później. Skins, bodajże. Ale to nie było to, zdecydowanie. Obejrzałam pierwszą generację bez większego zachwytu, za drugą się nie zabrałam. Nastąpiła era Pamiętników Wampirów i moje uwielbienie do Katherine. Na przekór wszystkim nie szalałam za przystojnym, to fakt, Ianem Somerhalderem. Niestety, teraz już mi przeszło. Oglądać będę, nie byłabym sobą, gdybym zostawiła go(serial) ot tak.
Czas na Pretty Little Liars! Chyba najlepszy ze wszystkich seriali, jakie miałam/mam okazję oglądać. Nie potrafię wybrać swojej faworytki, wszystkim dziewczynom kibicuję po równo, razem z nimi przeżywam każdy strach, rozczarowanie, nadzieje. Ach, ta A, która nie pozwala nam spać po nocach!
Później obejrzałam Hellcats, nic specjalnego, no i tylko jeden sezon. Jakoś do mnie nie przemówił. A później wciągnęłam się w Glee, za co powinnam do dziś dziękować koleżance, która mnie do tego dzień w dzień zachęcała. Serial, który zawsze potrafi podnieść mnie na duchu, zarazić optymizmem, wywołać uśmiech na mej twarzy. Do tego muzyka, genialne głosy, każdy może znaleźć coś dla siebie. No i osobowości, ach, mój kochany Kurt i moja kochana Rachel. CHCĘ JUŻ KOLEJNY ODCINEK, NOOO. Moja miłość do tego serialu jest naprawdę wielka.
Do tego wciąż jestem w trakcie 90210, i pewnie nie jest to ostatni serial, który będzie mi dane obejrzeć. Bardzo możliwe, że po tej notce uznacie mnie za kogoś, hm, niezrównoważonego psychicznie? Ale czyż nie jest tak, że każdy z nas ma swoje dziwactwa? Jestem uzależniona od amerykańskich produkcji, czytania, dobrego jedzenia i samodoskonalenia się.
I to czyni mnie inną. Może nawet wyjątkową?
Udanego weekendu,
Hm, hm, z racji tego, że brak mi lepszego pomysłu, dzisiaj podzielę się z Wami moimi propozycjami ukochanych przeze mnie kolacji. Nic specjalnego, ale może ktoś zechce spróbować i akurat trafi w jego smak, o.
Co do moich zdjęć, jeśli ktoś zechciałby obejrzeć sobie więcej mojej "twórczości", zapraszam TU.
Na pierwszy ogień-wczorajsza kanapka z tuńczykiem z puszki w sosie własnym i kukurydzą. Połączenie prawie idealne. Mój tata ma dietę układaną przez dietetyka i kiedyś znalazła się w nim kromka chleba z serkiem almette śmietankowym i tuńczykiem właśnie. Byłam nieco sceptycznie nastawiona do takiego połączenia, ale gdy spróbowałam...uh, marzenie. Nie chciałam przesadzać z tym i odpuściłam twarożek, zamiast tego dodałam kukurydzę z puszki, którą kocham, na pewno bardziej niż chociażby Nutellę. Druga kanapka dość klasyczna, plasterek drobiowej szynki i ogórek. Obowiązkowo posolony.
Następnie, pomysł podebrany od mojej kochanej babci. Chudy twaróg zgnieciony widelcem zmieszany z odrobiną mleka i gorącej wody(dla tych, którzy mają luksus jedzenia co tylko zechcą bez przybierania na wadze może być śmietana :3), starta papryka i koperek/pietruszka. Obowiązkowo przyprawy, tj pieprz i sól. Pyszności!
Ostatnia propozycja, coś, co moja przyjaciółka nazwała hamburgerem w wersji light, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Trochę tutaj tego dużo, więc pozwalam sobie na taką kanapkę raz na jakiś czas i we wcześniejszej porze. Ser biały zmieszany jak wyżej, z odrobiną mleka lub śmietaną i szczypiorkiem. Jajko na twardo, pomidor i ogórek kiszony. Spróbujcie koniecznie, całość daje niezwykle smaczny efekt. :)
Przepraszam za zdjęcia, które nie grzeszą ciekawym wykonaniem, ale były pstrykane przy okazji i na szybko. :) A jutro już czwartek! Kto się (nie?) cieszy razem ze mną?
Obejrzałam trzeci odcinek Glee, niestety znów każą nam czekać, aż do listopada.
Dzisiaj też pogoda była wspaniała, uwielbiam taką złotą, polską jesień. Mimo wszystko wciąż jest mi zimno, chociaż z dnia na dzień ubieram się co raz cieplej.
Zastanawiam się od 15 minut co też zamieścić w dzisiejszej notce, i zadecydowałam, że poczęstuję Was porcją fotografii mojego wykonania-jako że jest to jedno z moich licznych i rozległych zainteresowań, he. Enjoy!
Zostawiam Was z nimi do jutra, albo i dłużej. Trzymajcie się cieplutko! :*
N.
" Wyciągam z wody dłoń. Jest jak kłoda. Gdy wkładam ją do wody, staje się jeszcze większa. Ludzie widzą kłodę i nazywają ją gałązką. Krzyczą na mnie, bo nie potrafię zobaczyć tego, co widzą oni. Nikt nie umie mi wyjaśnić, dlaczego moje oczy działają inaczej niż ich. "
Dzisiaj mam dla Was recenzję genialnej książki. Może rzucam się na głęboką wodę, zaczynając od recenzji, ale chyba nie mam nic do stracenia. A koniecznie chcę Wam ją przedstawić.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o pani Laurie Halse Anderson, ani nie miałam styczności z żadnym jej utworem. Nie planowałam zakupu "Motylków", moja mama zamówiła tę książkę, chociaż sama jej nie przeczytała ( i nie zanosi się, by to zrobiła ). Byłam więc bardzo zaskoczona po przeczytaniu tego utworu i zadawałam sobie pytanie, dlaczego nie został rozsławiony, skoro jest naprawdę wybitny.
Wielu z nas dąży do ideału. Liz nie jest inna. Gdy policja odnajduje ciało jej najlepszej przyjaciółki, Cassie, wszystko staje się sto razy gorsze. Bohaterka walczy z poczuciem winy równie mocno, jak i z pochłaniającą ją chorobą. Książka ukazuje wagę anoreksji, uświadamia, że nie jest to jedynie wymysł nastolatek, którym brakuje wrażeń. Liz dokładnie opisuje wszystkie swoje przeżycia i najgłębsze odczucia. Wstrząsająca. Zapadająca w pamięć. Mogłabym wymieniać dalej, ale mam wrażenie, że nie to nie ma nawet najmniejszego sensu. Nie potrafię wyrazić co czułam, czytając tę książkę. Utożsamiłam się z bohaterką, jej przeżycia wewnętrzne dotykały i mnie. Jestem pewna, że powrócę do "Motylków" nie raz, by na nowo przejść przez tę wstrząsającą historię. Jest to zdecydowanie najlepszy utwór dotyczący anoreksji. Bez suchych faktów, bez kłamstw i ubarwiania. Sama prawda, którą czasem tak trudno przyjąć do wiadomości. Polecam tę książkę każdemu, kto tylko ma ochotę zgłębić się w życie Liz, poznać jej największe lęki, obawy i stoczyć razem z nią zmagania z chorobą.
Moja ocena: 6/6. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego. Trudno mi pisać o książkach, które są mi naprawdę bliskie. Nie chcę odjąć im ani odrobiny świetności. Chciałam jedynie przekazać Wam to, co najistotniejsze i zachęcić do sięgnięcia po utwór pani Anderson.
_________
Dzisiejsza pogoda była cudowna. Uwielbiam jesień z całego serduszka!
Kolejny początek.
Cóż, wypadałoby powiedzieć coś o sobie. I o celu, w jakim zagospodarowałam ten zakątek w sieci.
Otóż, chęć posiadania własnego bloga wzięła nade mną górę - takim sposobem znalazłam się tutaj po raz kolejny. Nie mam określonego planu co do tematyki bloga - będzie to wszystko, co tylko wpadnie mi do głowy. Naprawdę nie wiem, co naszło mnie by w tak, hm, zapracowanym? okresie, ale korzystam z okazji, kiedy wciąż jeszcze mam "wenę" i ochotę. Podsumowując, inspiracje, cytaty, własne fotografie, recenzje książek, filmów, coś z mody, urody, jedzenia, bo je kocham i własnej pisaniny? Tak to chyba będzie wyglądać-jedno wielkie nic.
Kim jestem? Och, chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. Na dzień dzisiejszy wiem tylko, że w kwietniu piszę egzamin gimnazjalny, na imię mi Natalia i uwielbiam książki. A także seriale amerykańskie. I jedzenie. Mam setki obsesji i schiz, dążę do idealnej sylwetki, i nie lubię ideałów. Co nie oznacza, że nie chciałabym nim być. Marzę o podróżach, chciałabym choć przez chwilę pomieszkać w Stanach. Od dwóch lat systematycznie prowadzę pamiętnik. O, i jeszcze jedno:jestem aspołeczna, przynajmniej tak twierdzi wiele osób. A ja po prostu lubię samotność.
No nic, życzcie mi powodzenia i duuużo wytrwałości, chcę być chociaż jeden z wieeelu blogów w mojej "karierze" przetrwał przez dłuższy czas. Sama postaram się Was inspirować, wprawiać w dobry nastrój, przekazywać nową wiedzę i wywoływać uśmiech na Waszych twarzach.