Mamy śnieg na Wielkanoc.
I co z tego.Nie jestem i nigdy już nie będę tak chuda.
No i?
Jestem matematycznym ""geniuszem"", nie mam pamięci fotograficznej.
A czy to naprawdę jest takie ważne?
W obliczu prawdziwych tragedii, każdy z moich pseudo zmartwień i żalów nie ma najmniejszego znaczenia.
Podczas przeglądania blogów, natrafiłam na pewien link. I zatrzymałam się na dłuższą chwilę, bo nie sposób przejść obok tego rodzaju manifestu obojętnie. Mało kto, miałby w sobie tyle siły, by stworzyć coś takiego w swej żałobie po stracie ukochanej osoby. Jak pisze sam Angelo, twórca strony "The battle we didn't choose" , krótki reportaż przez niego stworzony, ma na celu ukazać prawdziwe oblicze życia z rakiem, z którym musiała zmierzyć się jego żona. Fotografie ilustrują codzienność, która jednak diametralnie różni się od naszej. Koniecznie obejrzyjcie zdjęcia, przeczytajcie historię, podziękujcie sile wyższej, że na Was i Waszych najbliższych póki co podobny wyrok nie został wydany. Nauczmy się cenić każdy dzień spędzony w zdrowiu, w otoczeniu wspaniałych ludzi. Bo życie jest śmiertelną chorobą i chociaż każdy z nas doskonale o tym wie, nic nie jest w stanie nas do niej przygotować-"Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym właśnie sęk!"
Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten nieco pesymistyczny, refleksyjny wstęp, ale bardo chciałam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami po odkryciu tej strony. Za to teraz postaram się odrobinę zilustrować Wam zeszły tydzień, kiedy to w ramach akcji "Uwolnij radość" próbowałam się w nowych sytuacjach :)
Nie jestem w stu procentach zadowolona z wyników, gdyż jak zwykle w połowie tygodnia(a nawet wcześniej) zapomniałam, czego się podjęłam, więc po prostu pokrótce zrelacjonuję minione dni.
Marcela zrobiła mi wspaniałą niespodziankę swoją paczką! Akurat z tym nie wiążę się żadna nowość, ale mniejsza o to, musiałam się pochwalić przesłodką rameczką i kartką pełną promieni słońca ♥
Na zakupach-przede wszystkim starałam się kierować tylko swoim gustem i upodobaniami. Nie zastanawiać się, czy osobie X się spodoba, czy osoba Y spojrzy na mnie krzywo. W przymierzalni również stoczyłam mini walkę ze sobą podczas przymierzania spodni. No bo przecież moje uda nie są takie,jakie być powinny(a niby jakie POWINNY być?), a materiał brzydko opina moją murzyńską pupę. Trudno, powiem Wam tylko tyle: "My fat ass can wear whatever the fuck I want!"
Pizza na kolację przy świecach? Przygotowana przez najcudowniejszą Mamę, zjedzona z najwspanialszym S. Miała być niespodzianka, wyszło jak wyszło, ale nie spanikowałam, nie straciłam zimnej krwi, ostatecznie nie zepsułam wszystkim humoru, więc było jak trzeba-pysznie, zdrowo i bardzo miło.
A wczoraj-śniadanko (prawie)wspólne z J-po raz pierwszy użyte kokilki(nie byłam pewna, czy w jednej się zmieści, ale chyba dałoby radę :)), po raz pierwszy owsianka upieczona. A oto i przepis, odrobinę inny niż u autorki, czyli Jagódki.
1/2 szklanki płatków owsianych górskich
1/2 szklanki mleka
jabłko
cynamon
Na noc zalać płatki gorącą wodą do ich poziomu, wstawić do lodówki. Rano dodać starte jabłko, cynamon i mleko, wstawić do piekarnika rozgrzanego do 180C na 30 minut i rozkoszować się delikatnym smakiem szarlotki owsiankowej ♥
Na koniec krótka recenzja, nawiązująca do tematu poruszonego przeze mnie na początku postu.
W moim przypadku film "Nietykalni" był pierwszy. Oglądany niecały rok wcześniej, nim w szkolnej bibliotece znalazłam wersję, na podstawie której powstał. I muszę przyznać, że miałam dość wysokie oczekiwania wobec "Drugiego oddechu", ponieważ ekranizacja powszechnie ma pozytywną opinię, mnie również zauroczyła historia przyjaźni mężczyzn tak różniących się od siebie.
Philippe poszukuje najmniejszego choćby sensu w swym życiu, które raczej zasługuje obecnie na miano wegetowania. Okropne męczarnie spowodowane przenikliwymi bólami każdego członka ciała, parokrotne utracenie resztek nadziei, brak szans na polepszenie obecnego stanu. A wypadek na paralotni pana Pozzo nie był pierwszym tragicznym wydarzeniem-wcześniej, wraz z ukochaną przez niego kobietą nieszczęśliwie stracili dwójkę dzieci. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak ogromnym cierpieniem musiało to być dla zakochanych. Niestety, los postanowił nie szczędzić tej dwójce kolejnych dramatów. Beatrice zaczyna chorować. Lekarze rozpoznają raka szpiku kostnego, a jak wiadomo, taka przypadłość nie szczędzi nikogo. Lekarze mogą jedynie próbować przedłużyć życie chorego o kilka lat.
Czuję niedosyt. Chyba powinnam przeczytać ten utwór raz jeszcze, bez przerywania, byłam bowiem zmuszona by czytać jednocześnie lekturę szkolną i nie wszystkie emocje, których namiastkę autor "Drugiego oddechu" chciał nam przekazać dotarły do mnie w pełni swej mocy, zwłaszcza w końcowych rozdziałach. To, co uderzyło mnie najbardziej, to niezwykle szczerze obnażenie swej duszy przez Philippe'a, zwłaszcza w swej miłości do żony i w cierpieniu. To niesamowite, jak wiele jest w stanie znieść człowiek, którego na pozór tak łatwo można zniszczyć. Do tego jednak potrzeba mieć wolę walki. I wsparcie od najbliższych. Uważam, że autor zasługuje na miano bohatera oraz wzoru do naśladowania. Bo nie liczy się to, jak wiele razy wznosił modły do bogów, by zakończyli jego nędzny żywot. Najistotniejszy jest fakt, że szukał swej drogi do końca. A podczas wędrówki pomógł setkom ludzi, którzy tak bardzo tego potrzebowali.
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo cieplutko i życzę miłych świąt spędzonych w gronie najbliższych!