48. WAR
i'm starting a war.
and i guess it's the hardest of all.
the war with myself.
Długo myślałam nad tym, czy warto podzielić się z Wami moimi przeżyciami i jaki to będzie mieć sens. Ale jednak dzisiaj zdecydowałam się to uczynić. Bo zaczynam prawdziwą walkę. Walkę trudną i ciężką. Prawdziwy tor przeszkód. Wojna. Z przeciwnikiem, który zna mnie najlepiej. Który jest bezwzględny i bezlitosny. Któremu często nie sposób się nie oprzeć. Kłamie i uwodzi, nęci i atakuje. Udaje wiernego przyjaciela tylko po to, by następnie pozbawić mnie ostatnich chęci do życia, jakie mi pozostały. Anoreksja. To wciąż nie może mi przejść przez gardło. Ale padło ono z ust pani psycholog. Więc pozwolę sobie posługiwać się nim. Gdyż sama wciąż nie jestem w pełni świadoma tego, co wywołało tyle zmian w moim życiu, zmieniając je diametralnie. I tak ocknęłam się zbyt późno. O wiele. Zaraz, zaraz, czy ja się w ogóle ocknęłam? Hm, zacznijmy od początku.
Któż z nas nigdy nie postanawiał sobie po grzesznym obżarstwie "Koniec tego dobrego! Od jutra dieta!"? I ja nie byłam wyjątkiem. Aczkolwiek na początku zupełnie mi nie wychodziło-za bardzo kochałam jedzenie, zbyt szybko się poddawałam. Jak to się stało, że doszłam do wagi obecnej? Jak? Sama chciałabym to wiedzieć. Nigdy, przenigdy nie sądziłam, że wskaźnik tego przeklętego urządzenia wskaże 36 kilo. Ale czy chodziło tylko o szczupłą sylwetkę? Nie sądzę. Inaczej byłabym w stanie przestać, zachować rozsądek. Nie udało się. Zatracałam się w odchudzaniu, dzień po dniu co raz bardziej wpadałam w to bagno. A dziś siedzę po uszy w gównie. W poniedziałek mam wizytę u psychiatry, co zadecyduje o mym dalszym losie. Każdy normalny człowiek robiłby wszystko, by przytyć, jeśli wisiałaby nad nim możliwość pobytu w szpitalu. Dlaczego więc ja nie potrafię? Co nie pozwala mi zadbać o samą siebie? Co, do choler, chce mnie zniszczyć i jakim prawem?
To ja. Ja sama pragnę autodestrukcji. Chociaż tego nie pojmuję. Ale tak właśnie jest.
Dlatego chciałam ogłosić oficjalnie, by nie mieć możliwości zmiany zdania-chcę z tym walczyć. Chcę to pokonać. Chcę znów żyć, nie tylko egzystować, utrzymywać stan hibernacji. Moje życie straciło jakikolwiek sens. Stare przyjaźnie się sypią, rodzina jest przerażona, tyle kłótni, zła i bólu im wyrządziłam. Przecież nigdy tego nie chciałam. Ale jednak, zrobiłam to i zapewne wciąż robię.
To musi się skończyć. Bo moja mama dłużej tego nie wytrzyma. Jeśli nie dla siebie-chociażby dla niej. Dla babci i dziadka. I dla taty, bo chociaż nie potrafi tego w żaden sposób okazać, kocha mnie. (Prawda?)
Wciąż nie wiem, czy ten post ma jakikolwiek sens. Ale od teraz nie będę mieć przed Wami żadnych tajemnic. Potrzebuję tego, to może mi naprawdę pomóc. W odróżnieniu od "motylkowych fotoblogów", co było jedną z największych idiotyzmów w moim szesnastoletnim istnieniu. Liczę na Wasze zrozumienie. I wsparcie, gdy będzie trzeba. Wreszcie będę mogła się wyżalić, odrobinę ponarzekać i przelać swój ból i żal gdzieś, gdzie nie będę przekonywana do dalszego trwania w chorobie. Może to mi pomoże. Błagam, niech to okaże się choć odrobinę pomocne.
Gratuluję wytrwałym, którzy dotarli do końca notki. Jeśli tego nie przeczytałaś/eś w całości-proszę, powstrzymaj się od komentarza. A Was proszę o zrozumienie. Duuużo, dużo zrozumienia. Bo bardzo mi go brak. Tak samo jak sił. Chęci. I motywacji. Właśnie to miałam zamiar osiągnąć poprzez ten wpis. Czy uda mi się odzyskać zdrowy pogląd na otaczający mnie świat i życie?
Zobaczymy...
xoxo,
N
36 komentarze
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochanie, szpital dobrze by zrobił. Samej w domu będzie Ci ciężko. a w szpitalu, będziesz musiala przytyc. Jeśli ugadasz się ze swoim psychiatrą, przedstawisz mu i powiesz jasno, że chcesz z tego wyjść, ale dalej zachować szczupłą sylwetkę, on wtedy pomoze Ci ustabilizowac wagę poprzez hospitalizacje. Musisz mowic psychologowi o wszystkim, co Cię męczy, dlaczego chcesz z tym walczyć. On naprawdę, chce Ci pomóc, a nie, tak jak ja to widziałam " zatrzymac dluzej w szpitalu"
UsuńSama przez to przechodzilam. Udało mi się panować nad Aną. Teraz stabilizuje wage- po raz drugi. ale ta druga dieta- udała mi się. Nie schudlam wiecej, niz planowalam. Jem więcej, dokladam sobie po te 50 kcal co tydzien, tak, aby utrzymac wagę i nie przytyc. jeśli chcesz, to mój fbl(sama odeszlam od motylkow) www.lostinmyownworld.fbl.pl
albo jak chcesz, to napisz na gg:7467468, wtedy Ci opowiem o mojej historii i sprobuje bardziej zmotywowac. Trzymaj się kochana.
Oczywiście, że ci się uda. Jestem pewien, że wiele osób (w tym również i ja) jak najbardziej cię rozumie i wspiera.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się tobie również tego, że nie jest ci łatwo o tym mówić i to chyba najbardziej dlatego, że ludzie którzy gówno wiedzą o anoreksji (rówieśnicy, którzy uważają się za wszechwiedzących lekarzy), postrzegają to tylko jako twoją fanaberie o byciu chudą. Nie zdają sobie oni sprawy z wagi sytuacji. Trzymaj się i życzę ci jak najlepiej :)
Hej,ja również mam podobną historie. Nagle hmmm na wadze pojawiło się 36. I wylądowałam w szpitalu bo sam psycholog mi nie pomógł a ja nadal spadałam z wagi. Życzę ci powodzenia :), mam nadzieje ze Ci się uda...
OdpowiedzUsuńRozumiem. Nie będę oceniać ani szukać dla Ciebie rozwiązania. Jeśli naprawdę chcesz sobie pomóc, zrób to jak najszybciej, bo w szpitalu nie będziesz miała wiele do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńZ takich teoretycznych rzeczy: ile masz wzrostu? I jaką wagę uważasz za dobrą i zdrową dla siebie?
Trzymam kciuki i pamiętaj, że wsparcie zawsze się znajdzie.
Podziwiam, cholernie Cię podziwiam. Musisz z tego wyjść, wierzę w Ciebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Redhead.
Pozwoliłam sobie napisać komentarz, jako stary wyjadacz. ;)
jestec piekna!!!!Kiedy zobaczylam twoje zdiecia nie moglam przestac Cie podziwiac :) Tez,bylam w takiej sytuacji rok temu z waga 37 kg,niestety nie udalo mi sie przytyc i moj psychiatra wyslal mnie na 3 miesiace do szpitala :((Wieze ,ze tobie sie uda bo jestes wspaniala.Trzymam kciuki i czekam na dalsze opisy walki z choroba <3
OdpowiedzUsuńMoja znajoma ma podobny problem, więc poniekąt staram się Ciebie zrozumieć. Uda Ci się! Musisz tylko wierzyć i nie poddawać się, skoro udało Ci się tyle schudnąc to w drugą stronę też się ułoży, musi! Trzymaj się! ;)
OdpowiedzUsuńJesteś młoda i jesteś w stanie się odbić i normalnie żyć jak kiedyś. W dobrych stosunkach z rodziną, przyjaciółmi i nawet z sama sobą ale musisz walczyć i nie dać wygrać temu okropieństwu; anoreksji. Początki zawsze są trudne i choć prawdopodobnie nie możesz liczyć na wsparcie rodziny pamiętaj że masz NAS a my Cię zawsze zrozumiemy ! ;*
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki,ponieważ wierzę że będzie dobrze !
Cześć! Przeczytałam to wszystko jednym tchem. Jeju, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo Cię rozumiem! Szybko doszłaś do tej jakiejkolwiek chęci walki. Ja przez 2 lata nie mogę, krwa.. prawie 3 lata! ale się staram... teraz chyba nawet troszeńkę bardziej. chociaż sama nie wiem.. trzymam mocno za Ciebie kciuki ciągle! walcz, dla siebie i dla Mamy i dla każdego kogo kochasz. dla mnie też możesz:) I masz racje- fotoblog "motylkowy" to masakra. mam nadzieję, że czasem będziemy pisać ze sobą. wchodź czasem na swojego maila, którego podałaś kiedyś! :) Flyfeather, niestety ta z fbl.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twój wpis... i przykro mi, że masz tak poważny problem, ale wierzę, że uda Ci się z tego wyjść, wierzę że zbierzesz siły i przy pomocy kilku osób Twój mózg nie będzie już wypełniony tylko myślami o odchudzaniu, o niejedzeniu, o liczeniu kalorii...
OdpowiedzUsuńFajnie, że masz jakies zajęcie, jak na przykład pisanie artykułów tutaj :) Myślę, że każda forma oderwania się od tego świata "ana" działa na Twoją korzyść.
A blogi....cóż, prowadzę sama "motylkowego bloga" jak to nazwałaś i wiem, że tam popada się w wir..raczej one nie pomogą Ci w Twojej sytuacji, ale dobrze, że sama to już zauważyłaś:)
Powodzenia Kochana!!
Znam Cię od jakiegoś czasu i wiem, że walczysz z tą chorobą od długiego czasu. Mam nadzieję, że już NIGDY nie będziesz zmieniała swojego poglądu na ten temat i decyzji, którą właśnie podjęłaś. Cholernie cieszę się, że w końcu zrozumiałaś to, jak bardzo wyniszczasz samą siebie, rodzinę, przyjaciół. Co już straciłaś, a co dopiero możesz stracić poprzez to całe bagno. Jestem z Ciebie dumna, że podjęłaś taką ważną i rozsądną decyzję. Wierzę w to, że uda Ci się wytrwać w tej walce, którą właśnie podjęłaś! ;-)
OdpowiedzUsuńA teraz pomyśl sobie, ile złych rzeczy spotkało cię przez to odchudzanie, jak wiele kłótni powstało, ile razy płakałaś? Warto było niszczyć sobie życie dla dwóch nic nie znaczących cyferek? Podejrzewam, że chuda byłaś przy wadze 45, to i tak bardzo mało, a masz aż 10kg mniej... I co ci to dało? Jesteś teraz szczęśliwa? Już niewiele Ci brakuje do tego, żebyś wylądowała w szpitalu. Ratuj się, błagam. Jesteś młoda, cholera no! Całe życie przed tobą, nie zmarnuj tego. Musisz zacząć jeść, nawet jak przytyjesz to 5kg i tak będziesz masakrycznie chuda, musisz w to uwierzyć. Nie masz wyjścia. Czytam tego bloga i widzę, że jesteś wartościowa. Ratuj się, póki nie jest za późno. Wierzę, że dasz radę, bo jesteś silna, prawda? Nie ma innej opcji, a zobaczysz, jaka będziesz szczęśliwa i wtedy przejrzysz na oczy, jaką krzywdę sobie wyrządziłaś. Zdaję sobie sprawę, że to nic nie znaczące słowa. Chciałam jakoś pomóc, bo nie chcę, naprawdę nie chcę, żebyś dalej to ciągnęła. Proszę. Zrób to dla siebie, rodziców. Jeszcze będziesz szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo wiary w siebie, motywacji i powodzenia.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, mimo tego że nie mam nikogo znajomego z takim problemem , to jednak rozumiem , że to musi być bardzo ciężkie. Uda Ci się na pewno :) Powodzenia !
oj kochanie nawet nie wiesz jak mi się smutno zrobiło.. nie umiem powstrzymać łez :< tak bardzo nie chcę abyś cierpiała.. ja podjęłam walkę i obecnie wygrywam.. są wzloty i upadki, ale sama chęć przezwyciężenia tego już jest wielkim krokiem w moim życiu.. tobie też się uda.. pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć..
OdpowiedzUsuńjestem z ciebie cholernie dumna, she needs help
wytrwałości, siły i odwagi <3 :-*
Ważne, że chociaż po części zdajesz sobie sprawę ze swojej choroby i w jakikolwiek sposób chcesz z nią walczyć. Życzę ci powodzenia, bo wierzę że uda ci się wyleczyć.
OdpowiedzUsuńJestem dokładnie w tym samym momencie ale dwa lata później... Było już lepiej ale znowu się pogorszyło, spadłam poniżej 36 kg... Więc jeśli mam być szczera, idź do szpitala, zrobią to za Ciebie tak naprawdę, nie zmarnujesz tyle czasu... To naprawdę najlepsze wyjscie. A później długa psychoterapia, która pozwoli Ci zrozumieć chorobę, przyczyny, mechanizmy i uniknąć tego.
OdpowiedzUsuńNa pewno sobie poradzisz, jestem z Tobą całym sercem i uciekaj z tego jak najszybciej się da! Bądź silna i nie słuchaj tej dwulicowej 'przyjaciółki' a wszytsko się ułoży. Ja w to wierze, że dane mi jest jednak żyć normalnie i kiedyś się uda :)
3mam za Ciebie kciuki z całych sił i sercem jestem z Tobą.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Twój sukces! Po Twoich wpisach mogę pokusić się o stwierdzenie, iż jesteś mądrą i zawziętą dziewczyną, więc, choć będzie trudno, dasz radę!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to nie zamykać się. Musisz zacząć współpracować i rozmawiać z rodziną. Wszyscy na pewno Cię kochają i tęsknią za Tobą. Nie daj się i uśmiechnij się!
Jedzenie to naprawdę coś cudownego. Próbuj, smakuj, delektuj się i zobaczysz, że szybko wrócisz do formy. ;)
PS. Mogę zapytać ile masz wzrostu? Teraz pewnie już trochę przytyłaś, co?
nie bd cię oceniać, ale chcę napisać, że się ucieszyłam po tym co napisałaś ! cieszę się ! powodzenia mała :**
OdpowiedzUsuńTrzymam za ciebie kciuki z całej siły, kochanie. Siedziałyśmy w tym gównie razem, żałuję niestety, że tylko mnie się udało jakoś z tego pozbierać. Chociaż i tak nie jest mi łatwo, bo anoreksja i bulimia wracają w najtrudniejszych momentach i wcale nie tak łatwo je pokonać. Gdybyś miała jakikolwiek problem, to wiedz, że ZAWSZE postaram się, aby spróbować ci pomóc. Gdybyś chciała się wypłakać, dzwoń do mnie. Wiesz, że te całe motylkowe fotoblogi to jedno wielkie kłamstwo. Idealne, piękne, szczupłe?! BREDNIE, BREDNIE, BREDNIE. Jedyne, z czym możemy wyjść po byciu tam, to właśnie zjechana psychika i ciągła obsesja. Teraz już to wiesz, dlatego nie będę ci prawić żadnych kazań - doskonale wiem, jak się czujesz. Mam nadzieję, że wyjdziesz z tego cała i zdrowa, szczęśliwa i piękna tak jak teraz jesteś. NIE PODDAJ SIĘ, MAŁA! NIGDY! Pamiętaj, że jesteś cudowna i masz całe życie przed sobą. A ja kiedyś przyjadę do tego Krakowa i cię z całej siły wyściskam, i mam nadzieję, że zobaczę wtedy piękną, mądrą dziewczynę ze zdrową figurą i uśmiechem na ustach!!! 46kilograms. Mój email: rainyday@wp.pl Telefon: 508088121.
OdpowiedzUsuńMoże przez to, że nadal dostarczasz zbyt małą dawkę kalorii? Wiem, że to trudne, ale może chociaż spróbuj? Kup sobie nawet te niezdrowe rzeczy, które tak bardzo lubisz/lubiłaś jeść, usiądź i zjedz. Potem uśmiechnij się i spędź trochę czasu z rodziną, aby następnie zjeść ulubione danie na obiad, przygotowane z mamą? A do tego dużo ulubionych warzyw i owoców, które uwielbiasz, aby dostarczyć witamin ;) Spróbuj, bo naprawdę nie musisz się bać i możesz to wszystko zjeść, bez wyrzutów sumienia. Moim zdaniem powinnaś ważyć 50 kg. ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńKiedy czytałam tą notkę miałam łzy w oczach. Zawsze w takich sytuacjach szybko pojawiają mi się łzy. Tylko nie zrozum tego tak, że jakoś jest mi Ciebie żal. Nie. Bo zrozumiałam, że w życie jest bardzo zmienne. Że jutro może być całkowicie inne. Więc się nie poddawaj i walcz, bo chyba watro;) Życzę Ci powodzenia i wytrwałości.
OdpowiedzUsuńja napiszę inaczej ; Da się z tego wyjść.
OdpowiedzUsuńPomyśl jak będzie dobrze bez kłótni o nie zjedzony ziemniak, bez kłamstw, matactwa, bez wyrzutów sumienia. Bez ciągłego zimna i uciekających myśli... Pomyśl.
Dasz radę, a szpital czasem to naprawdę ratunek..przed śmiercią.
Blogosfera nigdy Cię nie zostawi. Ja mocno trzymam kciuki i wierzę z całego serca, że wyjdziesz z tego "gówna". Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSama niedawno przez to przechodziłam. Lekarz dał mi trochę czasu na przytycie, ale jakoś się tym nie przejmowałam i mówiłam, że jeszcze mam czas. Ostatecznie z wielkim bólem przytyłam te 2 kg i szczerze mówiąc zrobiłam to tylko i wyłącznie dla mojej mamy. Gdybym mogła sama decydować pewnie schudłabym jeszcze parę kg.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się udało.
Też to przeżywałam. I często myślę, jak bardzo chciałabym cofnąć czas. Jestem na siebie zła, że nie przestałam się w pewnym momencie odchudzać. Wtedy, kiedy jeszcze mogłam przestać, bo potem to już było tylko coraz silniejsze...
OdpowiedzUsuńJak mam być szczera- szpital, to chyba najlepsze wyjście. Przy wadze 36 kg, możesz zasnąć i już się nie obudzić! Mi szpital uratował życie.
Jestem z Tobą, mam nadzieję, że będzie dobrze.
PS Jakbyś chciała pogadać, czy cokolwiek, to pisz- annn366@ tlen.pl
Nie jesteś sama. Musisz być silna. Ja, gdy sypało się całe moje życie (co nie było spowodowane tylko i wyłącznie moim odchudzaniem), gdy całe życie obróciło się przeciwko mnie. Moi znajomi, wszyscy. Udało mi się pokonać to przeklęte COŚ. Trochę trwało zanim zaczęłam normalnie funkcjonować, 'na luzie' i żyć jak każdy inncy człowiek.. Ale się udało. Wierzę, że Ci się też uda. Bo skoro jesteś na tyle silna, by ograniczać jedzenie to jesteś silna by to pokonać, wrócić do prawidłowej wagi i przede wszystkim! normalnego myślenia i spojrzenia na świat. Ratuj się i bliskich, póki możesz, póki czujesz, że masz tą siłę.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki. Wierzę, że Ci się uda. ;*
DASZ RADĘ! jesteś SILNA! CHCESZ WYZDROWIEĆ! WYZDROWIEJESZ!!! jesteś PIĘKNA, będziesz JESZCZE BARDZIEJ PIĘKNIEJSZA GDY POKONASZ TO gówno!
OdpowiedzUsuńDASZ RADĘ!
pozdrawiam
Marta
najważniejsze, że podjęłaś działanie- chodzisz do specjalisty i chcesz zmienić ten stan. to już jakaś połowa sukcesu. bo bez chęci to by w ogóle nie miało sensu! trzymam za Ciebie bardzo mocno kciuki i będę śledzić, co się tam u Ciebie dzieje ;). Myślę, że mówienie o tym na blogu, to świetna myśl. Mobilizuje.
OdpowiedzUsuńEh, naprawdę nie wiem co napisać.. Jesteś piękną dziewczyną, całe życie przed Tobą. Ratuj się póki możesz.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy w jaki sposób Ci to pomogło, ale chcę żebyś wiedziała, że moocno trzymam za Ciebie kciuki!
Nie wiem, co napisać. Nigdy nie zagrałam się z anoreksją, nie napiszę Ci tyle, ile dziewczyny przede mną. Nawet nie wiem, co mam powiedzieć. Moje problemy wydają się w tej sytuacji nic nie znaczące. Nieważne, teraz nie miało być o mnie.
OdpowiedzUsuńWierzę w Ciebie i będę wierzyła każdego dnia, że wyjdziesz z tego. Jeśli mam być szczera, mam teraz łzy w oczach. Raz się pojawiają, raz znowu znikają. Jesteś dla mnie jak dobra koleżanka, czasami czuję się tak, jakbyśmy nie znały się tylko z internetu. Ty zawsze byłaś przy mnie, zawsze komentowałaś i nawet nie wiesz, jak ZAWSZE mi pomagasz. Zawsze możesz do mnie pisać, kiedy tylko chcesz. Tak naprawdę nie umiem powiedzieć nic krzepiącego.
Wyjdziesz z tego. Codziennie będę trzymała za Ciebie kciuki. Nigdy się nie poddawaj, bo to wojna, którą musisz wygrać i wygrasz, bo wierzę w to. Dużo osób w to wierzy. Postaraj się podnieść również dla takiej mnie i dla innych bloggerów. Dobrze, że napisałaś o tym na blogu, bo dotąd tylko się domyślałam.
Pewnie to już się robi durne, to, co piszę, ale przez moją głowę przylatują miliony myśli. Po prostu wiedz, że będę z Tobą do końca, aż w końcu wyjdziesz z tego.gówna. I po raz ostatni: UDA CI SIĘ, jeśli będziesz wystarczająco chciała i wierzyła w to, co robisz <3
Robiłam tak na oko.Od razu mówię, że lubię raczej gęstą owsiankę. Pół szklanki płatków owsianych, 3/4 szklanki mleka z czego 1/2 szkl. zagotowałam, a resztę wymieszałam z łyżką budyniu bez cukru, łyżka miodu. Płatki ugotowałam na ulubioną konsystencję, wmieszałam mleko z budyniem i miód i zagotowałam do zgęstnienia budyniu ; )
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie wiem co Ci napisać Kochanie, żeby nie urazić ani nie sprawić, że to będzie kolejny nudny komentarz :( Nie chcę pisać nic w stylu: dasz radę, nie martw się, jesteś silna, będzie dobrze, wszystko się ułoży (...) bo wiem jak takie słowa potrafią denerwować i przynosić odwrotny skutek :/ Pisząc ten komentarz zatrzymuję się co chwila i staram się jak najlepiej dobierać słowa bo sama mam problem, co prawda trochę innego typu bo jest to bulimia, ale też poważna sprawa. Rozumiem Cię doskonale jak to jest nie mieć wsparcia ze strony rodziny i przyjaciół. O mojej chorobie wiedzą tylko rodzice, chłopak i przyjaciółka. Rodzice jak się okazuje nie mają pojęcia co tak naprawdę mi dolego, co to znaczy mieć zaburzenia odrzywiania... Myślą stereotypowo- naoglądała się chudych modelek, poprzewracało jej się w głowie i sama się wpędziła w to. Gówno prawda! Strasznie krzywdzące jest takie myślenie :/ Taką postawą ludzie robią z ciebie pustą, bezmózgą dziewczynę, która ma świra na punkcie diet i swojego ciała. Tak naprawdę dopiero zaczynam leczenie bo tydzień temu znalazłam dobrą panią psycholog- barzdo miła, z doświadczeniem i widać, że zna się na rzeczy. Cały czas chodziłam do takiej co tylko gadała i wpędzała mnie w coraz gorszy nastrój. Oczywiście jestem też na lekach. Chciałabym dać Ci jakoś wsparcie, więc jak będziesz miała ochotę to napisz: 2738614 (cały czas jestem na niewidocznym, więc jakby co to pisz bez względu na status). Myślę, że najważniejsze są chęci. To, że chcesz coś z tym zrobić jest ogromnym plusem. Teraz po prostu musisz walczyć bez względu na wszystko, przede wszystkim bez względu na porażki. Łatwo mówić, wiem :( Ja sama cały czas uczę się walczyć, w ogóle chcieć tej walki... Trzymaj się chudzinko ;*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twój post. Wiem co przeżywasz. Ale uwierz mi, naprawdę da się z tego wyjść. Chociaż jest bardzo ciężko. Byłam w podobnej sytuacji, nawet z podobną wagą. Trzymam za Ciebie kciuki. Jeśli chcesz porozmawiać, albo masz jakieś pytania napisz do mnie. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńIt means a lot, thank You!