Jeszcze tylko dwa tygodnie. Wytrzymam, dam radę. Prawda? A później? Cóż, przeraża mnie wizja nadchodzącego miesiąca marzec. A później kwiecień. Ale z drugiej strony nie mogę się doczekać, aż będzie po wszystkim i wreszcie odetchnę z ulgą. Styczeń minął niewiarygodnie szybko, nawet się nie zorientowałam, że za dwa dni mamy już luty. A te minusowe temperatury mnie zabijają. Nie jestem w stanie wyjść...
Zapach marchewkowo-jabłkowych muffinek unosi się w całym domu, rozkoszuję się nim przeglądając blogi kulinarne i ściągając kolejne odcinki seriali. Folder na poczcie mailowej zatytułowany "angielski" się zapełnia, muszę uporać się z tymi idiomami i słówkami, jeśli nie teraz, to na pewno w ferie. Dzisiaj muszę jeszcze przygotować się na jutrzejszą lekcję właśnie tego języka. No i niemieckiego również. Cóż, może i nie lubię...
Troszkę długo mnie tutaj nie było, wybaczcie. Aczkolwiek codziennie staram się napisać coś krótkiego na moim drugim blogu - projekt 365 dni. Sama nie wiem, dlaczego zdecydowałam się go prowadzić, to była nagła decyzja pod wpływem chwili, ale skoro już zaczęłam, mam zamiar to ciągnąć tak długo, jak dam radę. :) Obecnie nachodzą mnie ponure myśli dotyczące żywota tego bloga, spowodowane jest to...
Cześć, cześć! Prezentacja już za mną. Teraz tylko czekam do marca, by wreszcie mieć już to za sobą. Będę wtedy najszczęśliwszą osobą na kuli ziemskiej! No, dobra, nie do końca, bo przede mną wciąż będą egzaminy gimnazjalne. Whatever. W każdym razie "słit sikstin" też już pozostawiam za sobą. Nie wiem jak to jest z wszelkimi przesądami i tradycjami, ale dzień moich szesnastych urodzin...
Fotografia bardzo adekwatna do daty, nie ma co. Szesnaście lat kończy się tylko raz w życiu. Powinno więc to być dla mnie dość szczególne wydarzenie, i guess. A jest wręcz przeciwnie. Jutrzejszy dzień traktuję zupełnie normalnie. No, prawie, nie mogę zapomnieć przecież o zdawaniu nieszczęsnej prezentacji na niemieckim. Wish me luck! Zdałam sobie dziś sprawę, że do egzaminu pozostało mi już jedynie dwa...
Niebo znów zasnuło się szarością, lada moment zacznie sypać śnieg. A ja "rozkoszuję się" dodatkowym dniem "wolności", gdyż szwankuje mi gardło, a podobno mam teraz osłabioną odporność, więc rodzice zadecydowali iż zostaję w domu. Wspaniale. Chociaż tyle, że odpuścili sobie z tą pełną kontrolą i przyjazdem taty z pracy, by pilnował czy przypadkiem nie ćwiczę. Ale nie dziwię im się, naprawdę. Jak mogłabym...
„Wyciągam z wody dłoń. Jest jak kłoda. Gdy wkładam ją do wody, staje się jeszcze większa. Ludzie widzą kłodę i nazywają ją gałązką. Krzyczą na mnie, bo nie potrafię zobaczyć tego, co widzą oni. Nikt nie umie mi wyjaśnić, dlaczego moje oczy działają inaczej niż ich." Chyba zmienię odrobinę ukierunkowanie bloga. Chciałabym pisać tutaj również coś od siebie, czasem muszę przelać gdzieś swe uczucia i skotłowane...
Wreszcie, ten dość uciążliwy tydzień ma się ku końcowi. Ale co z tego, skoro czeka mnie kolejny, a potem następny, i tak w nieskończoność? Och, dobra, nie będę się dołować niepotrzebnie. Pragnę już ferii, trochę wolnego, odpoczynku. Ale jeszcze muszę sobie trochę na nie poczekać. Niestety. Co dzisiaj? A pochwalę się swoją książką, którą dostałam od cioci-mistrzyni second-handowych perełek, którą to zakupiła za...
Dzisiejsza noc była dla mnie koszmarem...Przewracałam się z boku na bok do późna, na całe szczęście ostatnimi czasy rzadko mam problemy z zasypianiem, kiedyś zdarzało mi się to o wiele częściej. Nie znoszę tego uczucia, gdy natłok niechcianych myśli kłębi się w mej głowie i w żaden sposób nie potrafię się ich pozbyć. Chociaż próbowałam z całych sił. No, koniec o mnie, bo...
Cześć, cześć! Wreszcie znalazłam chwilę, by napisać coś nowego. Cóż, szkoła wyjątkowo daje się we znaki, w ten, nieco dłuższy weekend nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek, już dziś odrabiałam zadania, by mieć więcej czasu wolnego w sobotę. Przed sobą mam właśnie rozłożony zeszyt do historii, przeszukuję internet, by przygotować notatkę (a raczej esej, lub coś w tym stylu, z racji jej obszerności)...
Zdecydowanie nie lubię powrotów do szkoły. Do ferii jeszcze ponad miesiąc. A czas płynie nieubłaganie. Zapewne, zanim się obejrzę, nastanie marzec. A końcem marca czeka mnie egzamin DSD, którego "odrobinkę" się obawiam. Wszystko byłoby w porządku, gdybym nie musiała rozmawiać po niemiecku, ugh. Z NIEMCEM. No przecież on mnie nie zrozumie, pomimo wszelakich chęci, zarówno moich, jak i z jego strony. Cóż, trudno,...