­

XXXV


Wreszcie, ten dość uciążliwy tydzień ma się ku końcowi. Ale co z tego, skoro czeka mnie kolejny, a potem następny, i tak w nieskończoność? Och, dobra, nie będę się dołować niepotrzebnie. Pragnę już ferii, trochę wolnego, odpoczynku. Ale jeszcze muszę sobie trochę na nie poczekać. Niestety.

Co dzisiaj? A pochwalę się swoją książką, którą dostałam od cioci-mistrzyni second-handowych perełek, którą to zakupiła za mniej niż 5 złotych. Muszę przyznać, że jest to jeden z najprzyjemniejszych sposobów nauki języków obcych, a z pewnością nie mniej skuteczny niż zwykłe wkuwanie słówek.




Gdybym tylko miała więcej czasu wolnego, już dawno przeczytałabym ją w całości, skupiając się na słówkach, których wcześniej nie znałam, zapisując je na kartkę, by następnie się ich nauczyć. Niestety, jak do tej pory jedynie przejrzałam kilkakrotnie tę książkę, zachwycając się obrazkami i gładząc jej stronice. Zachowanie godne szaleńca, wiem, ale cóż mogę na to poradzić.

Taki tam mini zbiorek anglojęzycznych książek, kupowanych w second-handzie, Hannah Montana zawsze spoko! Kosztowała jedynie złotówkę, tak samo jak książka pod nią, więc się nie wahałam. A jak to jest u Was z nauką języków? Przeczytaliście kiedyś książkę, która nie była napisana w ojczystej mowie? Jak Wam poszło? :>

Mam nadzieję, że uda mi się napisać tutaj coś w najbliższym czasie, by nadrobić braki powstałe w tym tygodniu. Trzymajcie za mnie kciuki w sobotę, mocno, mocno. Bardzo mi się to przyda w zaistniałej sytuacji. Przyjemnie nie będzie, tego mogę być pewna. Powiem więcej, to będzie istnym koszmarem...

xoxo,
N



Spodoba Ci się również

Subscribe