Jelonki, sarenki i najpiękniejsza starówka, czyli spacer po Michelstadt.

Zapraszam Was na spacer po najbardziej urokliwej starówce, jaką kiedykolwiek widziałam(może dlatego, że nie widziałam ich wiele, ale...po prostu nie spodziewałam się tego po małym, niemieckim miasteczku, jakim jest Michelstadt). Ruszajmy! :)




Po 10 minutowym spacerze naszym oczom zaczęły ukazywać się liczne lokale serwujące dania z różnych stron świata(kebabów czy innych tego typu budek z żarciem brak-może to jest kwestia uroku miasteczka? Po prostu nie jest ono zaśmiecone czymś takim...)


I naszym oczom wreszcie ukazał się ratusz-zabytkowy, z XV wieku, zachowany w świetnym stanie i świetnie komponujący się z resztą otoczenia-na przykład z tą piękną lampą.






Wszystkie te uliczki, kawiarenki i zakątki nawiedzałabym z pewnością okrutnie często, gdybym w tamtym mieście zatrzymała się na dłuższy czas. Uwielbiam tego typu klimatyczne miejsca i brakuje mi ich w najbliższej okolicy.


Autka, auteczka, mnóstwo ślicznych maszyn, które pan S czcił z maślanym wzrokiem. Akurat nie ten ze zdjęcia-ten podobał się mi. Mamy zupełnie inny gust samochodowy. Z radością patrzę z pogardą na większość napotkanych, bezkształtnych porsche lub auto-suszarka-zgadnijcie jakie?



Mamy talent do pozowania, czyż nie? To nie to co myślicie-to czuły gest miłości z mojej strony. Ewentualnie coś właśnie tłumaczyłam z obszerną gestykulacją,




Przechodzimy nieco bardziej zapuszczonymi uliczkami(Matko Bosko, ile ja bym tam miała plenerów do zdjęć! Ktoś coś zdjęcia ślubne w powyższych miejscach? Ja się piszę!!)



Kolejne romantyczne zdjęcia, proszę bardzo. Jesteśmy piękni!





Po wydostaniu się z mrocznych uliczek, znaleźliśmy się w raju-pełnym zieleni skwerze, w tle śliczne domki ukryte pośród bujnej roślinności. Znajdźcie psiaka na zdjęciu numer dwa! Wypróbowałam też ichniejszy plac zabaw i poza nieco dziwnym czymś z czego lała się woda(kołowrotek ze spływem? e?)wypada całkiem zwyczajnie, chociaż muszę przyznać, że dizajn był bardzo na czasie! Skandi style, drewno i stonowane kolory...



Jemy! Cudna, włoska pizza na idealnym cieście, z parmezanem, rukolą, pomidorem i pieczarkami-pyszna, ale spróbujcie ją zjeść choćby z odrobiną gracji...A wyżej duszone warzywka posypane parmezanem, równie smaczne. I tanie, cholera-dla nich taki obiad na mieście to dla nas ze trzy...(w przeciętnej cenowo restauracji)



Kolejne zachwycające obrazy nieba. Potęga.

A teraz przygotujcie się na spam zdjęciowy. Moje ukochane zwierzaczki! Jejku, jak ten jelonek mnie kochał! Z wzajemnością...Z reguły jestem przeciwna więzieniu zwierząt w podobny sposób, ale te tam mają naprawdę dobrze-ogromny teren, niektóre nie zbliżają się do barierek i mogą w spokoju odpoczywać lub hasać po zielonych pagórkach.

















Gwiazdy dnia!





Wracając z Wildparku, zahaczyliśmy jeszcze o Miltenberg- miasto położone już w Bawarii.(Żebyście widzieli moją dziką radość, kiedy się o tym dowiedziałam. Po prostu nigdy nie sądziłam, że będę miała okazję znaleźć się w Bawarii! I to nieświadomie.) Zatrzymaliśmy się na moment w przyklasztornej jadłodajni, by wypróbować tutejszych serów i wyśmienitych chlebów(orzechowy i kminkowy)-pyszności! Niestety, nie zwiedziliśmy tej miejscowości tak jakbym sobie tego życzyła, ale czas nas gonił, a chcąc zaspokoić zachcianki wszystkich uczestników wycieczki, pojechaliśmy...do komisu samochodowego. Smuteczek.

Kolejnego dnia rano ruszyliśmy w drogę powrotną-szczęśliwą i całkiem szybką-kończąc tym samym mój trzeci tegoroczny wyjazd.

Dajcie znać, co podobało Wam się najbardziej! :)
Dobrego tygodnia!

Spodoba Ci się również

0 komentarze

It means a lot, thank You!

Subscribe