226

Ach, to już październik.
Lubię jesień(no, pod warunkiem, że deszcz i wiatr nie zakłócają mi wyjścia z domu), nigdy nie ma tak pięknych zachodów słońca jak jesienią. Wieczorne spacery, choć przyprawiają mnie o skostniałe dłonie, w nieodgadniony sposób nastrajają mnie czymś, hm, niezwykłym, przepełniają melancholią.
C'est la vie, czas biegnie, jest źle, chcesz zasnąć na bliżej nieokreślony czas, obudzić się jak będzie dobrze, ale szczęście niespodziewanie zaskakuje Cię w pół kroku do łóżka i jest lepiej, najlepiej.


Słucham:







Czytam:

Dawno już tak szybko nie przeczytałam żadnej książki. A świadczy to tym, że albo była bardzo krótka, albo wybitnie dobra. W tym przypadku zdecydowanie przeważyła opcja numer dwa, chociaż, swoją drogą, nie narzekałabym gdyby autorowi przypadkiem wyszło pare(dziesiąt) stron więcej.
Ale zanim przejdę do rozwodzenia się nad atutami powieści, chciałabym podzielić się z Wami pewnym spostrzeżeniem. Green trzykrotnie podkreśla, iż wszystko, co zawarte zostało na tych 310 stronach jest fikcją literacką, niczym więcej, a ja uparcie nie chcę wierzyć w to, by tak było. Mam chyba jakiś problem z tą fikcją, bo to się rozumie samo przez się, ale, ale, nie wydaje mi się, by ktoś, kto wcześniej podobnych emocji nie doświadczył, był w stanie tak autentycznie i przejmująco je opisać. Cóż, może to jest właśnie talent literacki. A może mam rację. Poza tym, mam nieodparte przeczucie, że van Houten jest alter ego autora. (Hmm, panu Greenowi chyba nie spodobałyby się te moje domysły i interpretacje, więc może przejdę już do znacznie milszej i pewniejszej części recenzji...)
"Gwiazd naszych wina", hmm... chyba wszystko już zostało o niej napisane. Naprawdę, bardzo chciałabym być oryginalna, chciałabym być buntowniczką i wyłamać się spośród całego mnóstwa zachwytów nad tymże tytułem, ale nie mogę, noo, po prostu nie mogę! Bo to powieść ge-nia-lna.
Fabuła-niby nic nadzwyczajnego. Przecież wszyscy piszą o raku, bo to łatwy sposób na emocje-lubimy czytać o cudzych cierpieniach, wzruszamy się i cieszymy, że nas ta rzeczywistość nie dotyczy. Cóż. Nie tutaj. John Green tworzy świat tak nadzwyczajnie...zwyczajny?bliski każdemu?, a równocześnie jedyny w swoim rodzaju. I chociaż historia Hazel i Augustusa jest pasmem bólu, nieszczęścia i smutku, w żadnym razie nie przywołała myśli typu "och, jak to dobrze, że jestem zdrowa". Bo Hazel Grace jest niezwykła. Bo miłość jej życia, Waters, mistrz metafor i przemyśleń egzystencjalnych jest niezwykły. A że wokół tych dwojga kręci się cała powieść-i ona jest niezwykła. Również przez humor- słodko-gorzki, często przez łzy, a jednak wykrzywiający moje usta na kształt półksiężyca podczas lektury. I przez swą mądrość-stokroć razy bardziej skłaniającą do rozmyślań nad swoją codziennością niż wielce filozoficzna twórczość Coelho.
Oszczędzę sobie bliższe przybliżanie Wam fabuły książki, która zyskała już przecież całkiem sporą sławę. Moje powyższe słowa powinny być wystarczającą zachętą, by po ten tytuł sięgnąć, jeśli wciąż coś Was przed tym powstrzymywało.


Kolejne wydanie specjalne magazynu English Matters, które to dane mi było otrzymać w ramach współpracy z wydawnictwem traktuje o modzie. Temat, który bynajmniej nie jest mi bliski, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw "high fashion", czyli wszelkie pokazy, projektantów z najwyższych półek, modelki i modelów. Dlatego też kilka artykułów nieszczególnie mnie interesowało-była to między innymi historia Louisa Vuittona(swoją drogą, ciekawiej by było, gdyby do tekstu dorzucić więcej przykładowych zdjęć słynnych toreb LV, Mediolan jako światowe centrum mody i kalendarium z największymi imprezami modowymi w każdym miesiącu. Na uznanie zasłużył sobie za to artykuł o wyzysku pracowników w krajach słabo rozwiniętych takich jak Bangladesz, Wietnam czy Kambodża-przeczytałam go w parę minut, dowiedziałam się wielu ważnych rzeczy, z których każdy świadomy konsument powinien zdawać sobie sprawę i utwierdziłam się w przekonaniu, iż warto zwracać uwagę na to, co kupujemy. Dodatkowo, tę myśl wzmocnił tekst o "zielonej modzie", czyli eko nastawieniu w kwestii ubioru. Nie jestem zwolennikiem protestów czy innych głośnych akcji ekologicznych, lecz staram się jak mogę, by chronić ograniczone zasoby naszej planety, a poza tym, za odpowiednio wybranym i przemyślanym zakupem, często idzie również lepsza jakość produktu. 
W numerze przeszkadzała mi nieco lista słówek, znajdująca się w większości artykułów dopiero na prawej stronie, co utrudniało mi czytanie chociażby w autobusie, kiedy musiałam trzymać gazetę rozłożoną w całości by rozszyfrować nieznane wyrażenie, aczkolwiek w końcowych artykułach ta niewygoda została zastąpiona lepszym rozwiązaniem, czyli spisem słów odpowiednio na każdej ze stron.
Dla każdego, kto interesuje się modą, wydanie specjalne będzie świetnym pretekstem do szlifowania swych umiejętności językowych, jak zwykle zarówno w kwestii słownictwa i czytania ze zrozumieniem, jak i poprawnej wymowy-dzięki odsłuchiwaniu nagrań.





Swoją drogą, co do mody...mam wielką ochotę napisać swoje przemyślenia na temat głośnej ostatnio sprawy z Rubik przyrównaną do więźniów obozu, bo bardzo mnie ta sprawa poruszyła.  Możecie domyślać się mojego stanowiska... Nie wiem jednak czy jest sens zaczynać po raz kolejny taką dyskusję, bo pewnie większość ma już dość. Chociaż...postulowania w sprawach istotnych nigdy za wiele.(Mimo to, iż szanse na zmiany są marne.  Świat "mody" to świat hermetyczny.)



Spodoba Ci się również

0 komentarze

It means a lot, thank You!

Subscribe