217

W zeszłym tygodniu ruszyłam w miasto-zabawiłam się nieco w turystkę, hm, a może i niekoniecznie zabawiłam, bo moja znajomość Krakowa jest na poziomie żenującym. (Chociaż obecnie coraz lepiej! Po tym jak wczoraj zaliczyłam kilka dzielnic w 5 godzin) A w dodatku to świetna wymówka dla mojego poczucia winy-przecież w ten sposób też się uczę, halo! Matematyka? W muzeum byłam!

Na pierwszy ogień relacja z Fabryki Schindlera. Historię tego niemieckiego przedsiębiorcy większość zna, przynajmniej pokrótce, czy to z filmu "Lista Schindlera"(który swoją drogą zrobił na mnie duże wrażenie, momentami aż za duże...), czy z lekcji historii. Ale znaleźć się dokładnie w tym miejscu, na ul. Lipowej, gdzie funkcjonowała olbrzymia pracownia wyrobów emaliowanych to coś zupełnie innego.




Zaczyna się niewinnie-od wizyty w salonie fotograficznym XX wieku. Widzicie tego pana na zdjęciu? Widzicie tę czerwoną łunę na fotografiach obok? Tak, tak, to właśnie zapowiedź piekła.


Przechodząc przez wąski korytarz opatrzony fotografiami z wakacji, propagandowymi plakatami i relacją z akcji Termometr Uczuć Krakowa napięcie rośnie. Przeszywa mnie dreszcz, wchodzę do kolejnego pomieszczenia, z duszą na ramieniu, przestrachem, ale i nadzieją, że może jednak to wszystko przesadzone, że zagrożenia nie ma, że będzie dobrze...




Koniec złudzeń. Rzeczywistość się sypie, świat się wali, życia się kończą. Początki są najgorsze? Ach, czyżby. W tym jednym przypadku z całą pewnością nie.





Przebudujmy Kraków! Tak, by Nam było tu dobrze, najlepiej! Od dziś to nasze, piękne miasto, czujcie się jak u siebie, obywatele! "Powinniście zaszczepić tu silne korzenie nowej niemieckiej przestrzeni życiowej!"...



W tym miejscu moja relacja się urywa. Aparat się zbuntował, a ja byłam zbyt otumaniona i przytłoczona, chociaż przede mną jeszcze ładnych parę lat do przejścia.
To Muzeum jest wyjątkowe i żadna relacja nie odda tego, co przeżyjemy wewnątrz. Twórcy wystawy stworzyli coś niesamowitego-wizyta ani odrobinę nie przypomina tradycyjnego zwiedzania. Wręcz przeciwnie-poznawana w ten sposób historia zapuszcza korzenie w sercach, wierci dziurę w żołądku i prześwietla duszę. A obejrzenie filmu tuż przed bądź po "wycieczce" przez te...(wstaw odpowiedni przymiotnik, ja głowię się już kilka minut nad odpowiednio nacechowanym negatywnie, lecz żaden nie pasuje mi do końca)czasy...hm, z pewnością pozwoli zapamiętać więcej. Przeżyć również. Jak już wspomniałam na początku-może i nawet zbyt dużo.

Spodoba Ci się również

Subscribe