Uczucie, które pożera serca
Lubię siebie.
Tym razem tak na serio, wiecie, jak dobrą przyjaciółkę, którą znam kawał czasu, a mimo to wciąż chcę poznawać na nowo. Wiem, jakie są jej wady, doceniam zalety, ale przede wszystkim cieszy mnie to, że jest. Obserwuję zmiany, jakie dokonują się zarówno w jej wnętrzu, jak i poza nim. I uczę się obdarzać miłością bezwarunkową, choć często jest to nie lada wyzwaniem. Lubię siebie. A mimo to, wciąż mi towarzyszy, siedząc gdzieś za plecami.
Zazdrość.
Jakie jest i skąd się wzięło to obezwładniające uczucie, które potrafi stopniowo pożerać ludzkie serca?
Żadna nowość - to sprawka ewolucji. Zazdrośnicy mieli o wiele lepsze szanse na sukces reprodukcyjny poprzez swoją agresję, zaborczość, ale i mobilizację do starania się o partnera seksualnego.
Dziś obszar ten jest wciąż równie mocno zainfekowany zazdrością. Lecz poza tym, co krok znajdujemy nowe powody, by zatruć sobie życie tymże uczuciem.
Chciałam napisać, że i w moim przypadku od zazdrości się zaczęło, lecz w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, iż była ona jedynie konsekwencją tego, jak przeżywam i postrzegam siebie. Choć wtedy byłam przekonana, że to nie o mnie chodzi. Bo po prostu mam pecha - ona wygląda tak świetnie, potrafi na luzie rozmawiać ze wszystkimi, lubią ją faceci, ma ładny uśmiech. Ach, no tak. I jeszcze lepszy aparat - ja ze swoim to już mogę się schować i wycofać z foto światka. Taki tam zestaw myśli, jeden z łagodniejszych, które dawno temu zaczęły sterować moim światopoglądem. Gdybym tylko wtedy wiedziała, dostrzegła, że mogę to odkręcić, zaczynając od siebie, bo brakuje mi nie tyle magicznego szczęścia niewiadomego pochodzenia, co własnej wartości.
A zazdrość, nie dość, że niszczy nas samych, skutecznie burzy również i relacje, jakie udało nam się zbudować. Bo konieczność permanentnej kontroli nie daje osobie zazdrosnej spokoju. Każde "podejrzane" zachowanie to ogromny strach i potencjalny sygnał potwierdzający to wewnętrzne przekonanie hodowane od lat o naszej bezgranicznej beznadziejności.
Zazdrość pojawia się, gdy nam mocno zależy. I do pewnego momentu jest zupełnie "normalnym", funkcjonalnym zjawiskiem. A już w ogóle, jeśli umiemy przekuć ją w twórczą kreatywność i odważne dążenie do tego, czego pragniemy! Taka transformacja to jednak rzecz ogromnie trudna. O wiele łatwiej popaść w obsesyjną zawiść - zwłaszcza, jeśli tkwić będziemy w zakłamaniu i spekulacjach naszej bujnej wyobraźni. Setki scenariuszy traktujących o nieuczciwej drodze do sukcesu zaczynają kłębić się w głowie, a z nimi w parze idą, często zawstydzające, lecz mocno obecne życzenia porażki i chęć odebrania potencjalnemu rywalowi tego, czego nam nie było dane otrzymać.
"Hitem" obecnych czasów jest zazdrość fikcyjna, stworzona przez cały ten social-mediowy świat. Można się tylu cudów naoglądać! Kwiaty od ukochanego każdego dnia, mnóstwo wakacyjnych wyjazdów w dalekie miejsca, cotygodniowe zakupy (a jak ta sukienka na niej leży!) - brak jakichkolwiek niedoskonałości, życie idealne, uśmiech od rana do wieczora, brak problemów zdrowotnych, trudnych relacji czy gorszych chwil. Jak łatwo dać się złapać w te sidła, nawet racjonalnie wiedząc jak działa cały ten mechanizm.
Zadajmy sobie pytanie.
Skąd się wziął ten czuły punkt w naszym sercu (no dobra, w mózgu), który tak bardzo daje nam popalić. Jakie doświadczenie mogło być jego początkiem? Czego nam brakuje n a p r a w d ę - co się kryje pod przykrywką pragnienia czyjegoś sukcesu, często materialnego?
Och. Byłabym zapomniała. Przyznanie się do zazdrości. Często bywa niezłym testem dojrzałości - w końcu trzeba się przyznać do błędu, do trudnych uczuć, no i wypadałoby podjąć jakieś działanie, a to już w ogóle ciężka sprawa.
Jaki jest mój sposób na zazdrość? Jeśli dotyczy konkretnej osoby - na przekór swym negatywnym emocjom, wyciągam do niej dłoń, chcąc ją lepiej poznać. Gdy to uczucie dostaje czyjąś twarz, nie jest mu tak łatwo mną zawładnąć. Nie potrafiłabym złościć się i życzyć źle komuś, kogo poznałam (i nie okazał się potworem, oczywiście!)
Poza tym, zadaję sobie pytania. Może za mało jeszcze umiem, by osiągnąć taki sukces? Może w ogóle nie chcę wciąż być i działać w tej dziedzinie, może to nie było moim pragnieniem, lecz przejętym od kogoś, kto ulokował we mnie swe pragnienia?
Niech zazdrość stanie się motorem rozwoju. Każdemu z nas czegoś brakuje. Co zrobimy z tym brakiem pozostaje naszą decyzją. Możemy się złościć na niesprawiedliwość, lecz ona i tak pozostanie. A nam zamknie drogę do zmiany. Ku życiu lepszemu, niezatrutemu strzałą zazdrości i zawiści.