''kocham życie, przyjacielu(...)''



Halina Poświatowska to jest podobno człowiek
i podobno ma umrzeć jak wielu przed nią ludzi

Czytam książkę bardzo wyjątkową. Ale przecież nie mogło być inaczej, bo Haśka to wyjątkowość nad wyjątkowości. I dlatego muszę w końcu do Was napisać o niej coś więcej, bo przecież ta postać towarzyszy mi już dłuższy czas, będąc niezwykle bliską memu sercu. A Poświatowską trzeba znać. I wcale nie trzeba lubić do tego poezji, choć warto i tego aspektu jej życia doświadczyć.


Jak ująć w słowa fenomen Haliny? Niezwykle trudne zadanie przed sobą postawiłam. Spróbuję więc od początku.
Jeden wiersz. Znaleziony gdzieś na tumblrze, przypadkiem. Zaintrygował, chciałam więcej. Tym bardziej, że był to prawdopodobnie jeden z moich artystyczno-poetycko-melancholijnych okresów, kiedy lgnęłam do wzruszeń i pięknych słów. (No dobra, to akurat zdarza mi się regularnie. Przynajmniej raz w ciągu dnia.) Stopniowo, acz powoli, nie zachłannie, zaczęłam zagłębiać się w świat Haśki. Prawdziwa fascynacja, taka bez granic, powstała dopiero w trakcie lektury biografii poetki, zatytułowanej "Uparte serce". Określenie idealne.
Wraz z każdą kolejną stroną, zacieśniałam tę swoją platoniczną miłość do Poświatowskiej. Ciężko mi nazwać i sprecyzować rodzaj więzi, jaki zaczęłam odczuwać. Za żadne skarby nie śmiałabym porównywać swoich przeżyć i swej historii do jej biografii, lecz...czuję się rozumiana.

Musicie znać kilka podstawowych faktów. W dzieciństwie, zmagając się z wojenną rzeczywistością, Halina zachorowała na anginę. Lecz kiedy tylko uwolniła się od bólu gardła, pojawił się gorszy - stawów i serca. Ta niefortunna seria zdarzeń zapoczątkowała w życiu Haśki okres wypełniony bezsilną tęsknotą do poznawania świata z innej pozycji niż leżąca. Zamiast tego, ten wyjątkowy czas swojego życia, kiedy wszyscy chcemy czerpać garściami z tego, co daje nam los, odkrywać, uczyć się, po prostu Ż Y Ć - ona zwiedza kolejne szpitale i, owszem, uczy się, ale tego, jak funkcjonować z wyrokiem śmierci, jaki wydała na nią stwierdzona wada zastawki.


Jakimś cudem, Poświatowska znajduje w sobie siłę. Do walki, do tego, by wciąż kochać życie, całym swoim sercem, które, choć nadszarpnięte, potrafiło obdarzać ludzi uczuciem niezwykle intensywnym. Zresztą, Haśka nie potrafiła inaczej. Dlatego, że doskonale wiedziała, jak szybko śmierć może odebrać jej wszystko i nie pozostawić ani jednej, cennej chwili więcej. Chwili, którą mogłaby poświęcić na tyle wspaniałych rzeczy! 
"To chyba taki mój los, żeby się wyrywać ciągle i nie wiadomo do czego, żeby właśnie i uparcie tęsknić.", mówiła. Może tę tęsknotę pozostawił po sobie mąż poetki, którym zdążyła się nacieszyć tak krótki czas? A może raczej ten ciągły niedosyt wynikał z świadomości znacznie mniejszych możliwości, niż te, jakie posiadają inni, zdrowi?
Dostała szansę. Wyjechała do Ameryki, operacja się udała. Choć, "tu po tych operacjach mrą jak muchy. Dlaczego ja nie? Podejrzewam w tym w ciemne machinacje losu". Próbuje zapoznać się z nową sytuacją, choć z wielkim trudem przychodzi jej przyjęcie do wiadomości tego, że jest lepiej. Wstaje, wychodzi na spacer. Spogląda z zachwytem na swoją klatkę piersiową, która unosi się i opada bez większego wysiłku. Jest zdrowa? Nadziwić się nie może, że można żyć tak lekko. Zaczyna planować. Studia - wreszcie może się uczyć! Jak postanawia, tak robi. Zwiedza Amerykę, dostaje stypendium w Smith College, mimo kiepskiej znajomości angielskiego (co szybko nadrabia będąc już na studiach). College kończy w trybie eksternistycznym, nie mogąc wytrzymać z tęsknoty za krajem i za ukochanym Krakowem. Wraca, przenosi się na Uniwersytet Jagielloński. Niestety, nie zdążyła ukończyć swej pracy doktoranckiej. Zdążyła jednak przeżyć w ciągu darowanych jej lat znacznie więcej niż niejeden człowiek, któremu tego czasu nie odebrano tak brutalnie.


Poświatowska we wspomnieniach i listach to lektura wspaniale uzupełniająca jej biografię. Cała masa autentycznych emocji i wzruszeń, jakie przeżywam podczas...nie sposób tego opisać. I, wiecie, żałuję sobie tak po cichu, że teraz wszystko jest inaczej. Nie ma listów, wyrażanie uczuć jest w deficycie - bo facetom nie wypada, a kobiety dbają o swój wizerunek silnej i niezależnej. Coraz mniej takich pięknych znajomości, o które się dba i pielęgnuje. Oczywiście, te moje stwierdzenia to spore uogólnienia, lecz takie myśli rodzą mi się w głowie w trakcie czytania. A mnie tego brak. Albo inaczej - może po prostu chcę ciągle więcej i więcej?

Od Haśki czerpię mnóstwo dobrego. Siłę, przede wszystkim. By nawet w obliczu złego samopoczucia, choroby, chwil zwątpienia. Bo "kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że przez krótką chwilę zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady."
Uczy mnie jak podziwiać świat, jak doceniać jego piękno, zachwycać się nim co krok. Jak obdarzać ludzi uczuciem ciepłym (niczym futerko kota, bo Haśka uwielbia te niepokorne stworzonka) i sprawiać, by czuli się wyjątkowi. 
Pokazuje, jak być kobietą. Piękną. Świadomą cudowności swojego ciała, swej urody. 
I jest jeszcze to umiłowanie nauki! I książek! No i podróży. 
Ale przede wszystkim, nade wszystko i ponad wszystko uczy miłości.




Spodoba Ci się również

17 komentarze

  1. Mam jej książkę i to dość sporą, jednak leży nieruszona, chyba pora to zmienić. Wiele o niej słyszałam, a także czytałam parę wierszy i bardzo mi się podobały. Podziwiam ludzi, którzy mimo wielu nieszczęść, chorób, czy niepowodzeń mają siłę. Nie wiedziałam o niej wielu rzeczy jak się okazuje, ale muszę to nadrobić i poznać jej twórczość bliżej, tym bardziej, że mam jej namiastkę w zasięgu ręki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno! Obiecaj, że napiszesz kiedyś książkę! Masz taki talent pisarski! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ubrałabym tego lepiej w słowa, więc tylko się pod tym podpiszę i wyślę serduszko <3

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję:*

    pięknie, że czerpiąc te wszystkie dobre rzeczy, przekazujesz je dalej, dzięki takim osobom świat staje się lepszym miejscem

    OdpowiedzUsuń
  5. A jaką książkę masz? :)

    Też bardzo podziwiam, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ta choroba ciągle była i dawała o sobie znać. Wiadomo, Haśka miewała gorsze chwile, ale...koniec końców, milość do życia wygrywała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, co to za komplementy! You made my day <3
    Chciałabym bardzo, zabieram się do tego, ale zabrać się nie mogę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi na tym zależy, by chociaż odrobinkę zmieniać czyjąś codzienność na lepsze, dodać jakiś przyjazny akcent, zainspirować, podsunąć jakąś ciepłą myśl.
    Dziękuję! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Sprawdziłam i mam "Wszystkie wiersze", więc spora księga, jak tylko skończę mój obecny stosik, to zaczynam właśnie ją :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie napisane.
    Nigdy nie byłam ogromną fanką poezji. W swoim życiu kupiłam tylko jeden tomik - Jasnorzewską i z niej uczyłam się spijać słowa miłości :) Uwielbiam, gdy na łamach książki, czytając kolejne słowa, odnajduję siebie. To coś niesamowitego, że ktoś tak zupełnie obcy tak bardzo może być do Ciebie podobny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie to wszystko opisałaś! Uwielbiam czytać o tak inspirujących osobach, bo można wiele się od nich nauczyć, przede wszystkim tego, że nigdy nie można tracić nadziei. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ooo, jak super, to ten wielki tomik!
    Mimo wszystko, polecam też jakąś biografię, bo bez niej te wiersze ciężko jest interpretować i rozumieć w pełni.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję! <3
    Dokładnie tak! I choć wydawać by się mogło, że Haśka tą nadzieję traciła, to to, jak żyła, wskazuje na co innego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wielokrotnie się natknęłam na porównania Poświatowskiej z Jasnorzewską; że Haśka pisze bardziej bezpośrednio i bez takiej charakterystycznej dla wcześniejszej kobiecej poezji nieśmiałości w tym temacie. Aczkolwiek Jasnorzewska też mnie urzekła i jej biografię równie chętnie bym poznała!

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, ogromny jest! :) Na pewno po jakąś sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Halina! magiczna postać tego świata i moja miłość, odkąd pamiętam. trzy lata temu wybrałam się do Częstochowy odwiedzić jej grób i dom rodzinny, polecam zrobić to samo - można usłyszeć ładne historie od pana Zbigniewa Mygi, jej brata, który obecnie pracuje w muzeum jako kustosz :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam w planach odwiedzić Częstochowę właśnie z tego powodu!

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe