O terapii - kilka wątpliwości
Let's face it - mamy problem z obiektywnym spojrzeniem na te kwestie. Psycholog, terapia, psychiatra...dużo emocji, wiele słów, zdecydowanie zbyt mało "trzeźwego" spojrzenia. Takiego, które nie wyrosło z przekonań rodziców, z przekazów szeroko rozumianej kultury, czy tego, co kiedyś gdzieś przypadkowo zasłyszałeś. Nawet własne doświadczenie czasem trzeba wziąć pod lupę, bez sztywnych nastawień i uprzedzeń.
Chcę podjąć ten temat, bo znam jego wagę. Nie czuję się ekspertem, broń Boże - chciałabym za kilka lat napisać do Was kolejny, lepszy tekst w tym zakresie. Ale równie bardzo nie chcę czekać. Chodźcie więc, mam Wam kilka rzeczy do opowiedzenia.
Czy terapia jest tylko dla chorych? I jak rozumieć słowo "chory" w tym kontekście? Łatwo wpadamy w skrajności, zastanawiając się nad tym problemem. W naszym kraju najczęściej spotykam się z opinią, iż chcąc iść do terapeuty, trzeba mieć naprawdę solidne ku temu powody. Wiecie, poważna trauma życiowa typu gwałt, niespodziewana śmierć kogoś najbliższego. Jakby tego typu wydarzenia dawały wyłączność i uprawnienie do zaburzeń nastroju, lękowych, czy innego typu problem z radzeniem sobie z funkcjonowaniem w świecie. A sprawa ma się przecież zupełnie inaczej - wcale nie musiałeś przeżyć w swym życiu okropnej tragedii, by ""przysługiwało"" Ci korzystanie z usług terapeutycznych. Na stan zdrowia psychicznego wpływa mnóstwo czynników, nad którymi większość nie zastanawia się na co dzień. Stres i życie w biegu, pod presją, wbrew sobie. Dziedziczność, wychowanie, rodzina. Uwarunkowane w przeszłości reakcje, osobiste przekonania, schematy, mowa wewnętrzna.
Mam swoje zdanie na ten temat, którego się trzymam. Fajnie byłoby, gdyby znaczna większość społeczeństwa miała okazję skorzystania z psychoterapii chociaż raz w swoim życiu. Bo edukacja w zakresie psychologii i funkcjonowania psychiki człowieka jest znikoma (mowa oczywiście o osobach, które same jej nie poszukują). Brak narzędzi do radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, relacjami, naprawieniem tego, co kiedyś zostało w nas "zepsute". Tego wszystkiego nam brak. Jeśli więc przez dłuższy czas czujesz się źle, nie na miejscu, jednym słowem - istnieje cokolwiek, co uporczywie przeszkadza Ci w dobrym, zdrowym funkcjonowaniu w Świecie, możesz spróbować z terapią. Tym bardziej, jeśli próbowałeś już zmienić swą sytuację na własną rękę, lecz nie czujesz poprawy.
Powiedzmy, że Cię przekonałam. Chcesz skorzystać z szansy, jaką daje psychoterapia, chcesz spróbować polepszyć swe funkcjonowanie. Pierwsze co przychodzi do głowy? Koszty. Zarówno psychiczne jak i materialne. Zajmijmy się tymi pierwszymi na początek. Od samego początku schody. Bo trzeba przyjść, przełamać wstyd przed samym sobą (i bliskimi?), no bo jak to, do psychologa? Na terapię? Źle ci jest? Przecież masz wszystko. Dalej - trzeba pokazać siebie. Wszystkie te problemy, cierpienia, emocje zamiatane pod dywan - cholernie trudno się z nimi rozstać. Nawet jeśli widzimy, że rujnują nam życie. W końcu to jest to, co znamy doskonale, z czym jest nam źle, ale mimo wszystko łatwiej. Panuje przekonanie, które jest jedną wielką pomyłką - że z pomocy psychoterapeuty korzystają ludzie słabi. Bullshit jakich mało. Trzeba się wykazać nie lada odwagą, by zacząć walczyć o siebie, o lepszy czas.
Kwestia materialna - tak, terapia jest kosztowna, niestety. Ale koszt wykształcenia terapeuty również nie jest przyjemną sprawą. O psychoterapii powinno się myśleć jak o inwestycji. Płacimy dentyście, okuliście, płacimy za kursy językowe, wakacje. Są i tacy, którzy zarzucą mi, że przecież ta stówka płacona terapeucie to zapłata za siedzenie przez godzinę, przytakiwanie i rozmowę, jaką mogłaby dać ci przyjaciółka. They know nothing. Terapeuta, na czas trwania sesji, swemu klientowi wręcz daje siebie. Jest narzędziem. Praca psychiczna, jaką musi wykonać, jest ogromna. I nie trwa jedynie 60 minut. Przyjaciel, owszem, pomoże, z jak najlepszymi chęciami. Jednak często brak mu obiektywizmu lub jego propozycją rozwiązania problemu będzie pseudopomoc (alkohol, impreza, zakupy, cokolwiek). Z drugiej strony, przyjaciel na dłuższą metę nie pomieści w sobie wszystkich tych emocji, które mu chcesz zaserwować. Nie da rady. Gdy ta relacja trwa już jakiś czas, jest nacechowana specyficznymi reakcjami, uczuciami, ma swoją historię, która zawsze będzie w pewien sposób zniekształcać tę pomoc, jakiej druga strona potrzebuje i poszukuje.
Oczekiwania. Wybieramy sobie terapeutę i liczymy, że nas "uzdrowi". Szybko i bezboleśnie. Bo przecież tyle kasy w to ładujemy, więc wymagania być muszą! Cóż, bardzo szybko te oczekiwania zostaną skonfrontowane z rzeczywistością, bo, przede wszystkim, psychoterapia jest procesem długotrwałym, ponieważ zmiany, jakie wprowadzi, również mają być takowe. Czas trwania zależy od rodzaju terapii, jednak żadna z nich nie "wyleczy" nas w przeciągu 4 czy 5 spotkań. Kolejne bolesne starcie - to nie my dyktujemy zasady, choć możemy być ich współtwórcami. Zakładając, że chcemy się pozbyć tylko jednego aspektu, który nam przeszkadza i wyłącznie o nim będziemy mówić - bo gdzie mi tu pani będzie grzebać w relacjach rodzinnych lub partnerskich czy pytać o moją przeszłość, po co to pani - z góry skazujemy się na niepowodzenie. Rolą terapeuty jest wskazanie swemu pacjentowi tego, jak jest naprawdę - co się z nim dzieje, co jest nie tak. Nie dostaniemy gotowego przepisu na szczęście, nasze problemy nie zostaną za nas rozwiązane w gabinecie. Proces terapii z całą pewnością nie będzie też od początku do końca rzeczą super przyjemną. Pewne komentarze będą przez nas odbierane jako niesprawiedliwe, bolesne, nieprawdziwe. Jasne, będą spotkania, które przyniosą ulgę, lecz będą i takie, po których poczujemy się gorzej niż wcześniej. Zwłaszcza na etapie silnej obrony i walki między chęcią zmiany, a pozostawieniem wszystkiego tak jak jest.
Wreszcie - czasem może się zdarzyć, że z terapeutą zwyczajnie się "nie zgramy". A bez tego ani rusz, bo przecież psychoterapia to budowanie relacji i właśnie to jest najbardziej leczącym jej aspektem, bo daje szansę na całkowite stworzenie więzi, od podstaw, wolne od wcześniejszych uprzedzeń czy obciążeń. Warto wtedy poszukać dalej. Nie obrażać się na wszystkich terapeutów świata uznając ich za kłamców, oszustów i naciągaczy. To dość dziecinna postawa.
Jaka była moja terapeutyczna droga?
Początkowo nieudana. Niewiele pamiętam z tych pierwszych spotkań poza wyglądem korytarza, w którym oczekiwałam na wizytę. Może dlatego, że w tamtym okresie wciąż tej pomocy nie chciałam, może było już zbyt "poważnie" na tego typu terapię raz w tygodniu i bez leków, a może dlatego, że to po prostu nie było "to". W szpitalu miałam ogromne szczęście trafiając na wspaniałą terapeutkę, z którą później kontynuowałam leczenie przez prawie dwa lata. Choć wiem, że początkowo nie potrafiłam się otworzyć, nie chciałam mówić o sobie, nie wierzyłam w "zbawienne" działanie terapii. Stopniowo nabierałam zaufania, uczyłam się mówić, okazywać emocje, pokazywać siebie, spod licznych masek, które wcześniej nakładałam. Pamiętam spotkania, z których wychodziłam wściekła, były też takie, po których zaryczana wracałam autobusem myśląc o zakończeniu tego czegoś, co tylko sprawia, że jest mi gorzej. Najlepiej pamiętam jednak niesamowite poczucie ulgi, radości i lekkości. Wiary w siebie, swoje możliwości, swoją wartość. Nauczyłam się obserwować siebie, nauczyłam się sobie pomagać, akceptować. Psychoterapii zawdzięczam relację z Nim, trwającą już prawie 4 lata, dobre stosunki z rodzicami, ale przede wszystkim pogodzenie się z samą sobą i radzenie sobie w Świecie, którego już nie uznaję za miejsce niebezpieczne i przerażające.
Na koniec - jeszcze jedna szalenie ważna kwestia. Nie bójmy się pytać. Przede wszystkim o certyfikat - niestety, w naszym kraju wciąż można mieć swój gabinet bez ukończenia szkoły terapeutycznej, co zresztą i tak nie jest uregulowane tak, jak w innych krajach. Możemy zapytać o przewidywany czas trwania, czego się spodziewać na spotkaniach. Wybierając terapeutę, dowiedzmy się nieco więcej o możliwych opcjach. A potem? Zaryzykuj. Dla siebie i swej przyszłości.
***
W ramach akcji Q&A, o której wspominałam na Instagramie, stworzyłam tymczasowego aska, gdzie możecie zadawać mi pytania wszelkiego rodzaju - niedługo stworzę dla Was jakąś zbiorową odpowiedź!
15 komentarze
Niesamowity tekst :) Terapia, jeśli jest dobra, potrafi ratować życia. Nie jestem zwolennikiem nadmiernego korzystania z takich usług, jeśli nie ma do końca takiej potrzeby, bo mam wrażenie, że zawsze w takich przypadkach istnieje ryzyko zbyt dużego uzależnienia się od terapeuty, który dla takiej osoby często jawi się jako świetny doradca (choć ja się na tym od żadnej profesjonalnej strony nie znam, więc nie będę miała nic przeciwko, jeśli mnie skorygujesz :) ). Ale myślę też, że dziś jest już wiele wspaniałych propozycji wprowadzanych przez psychologiczne gabinety - takich jak chociażby przeróżne warsztaty, uczące asertywności, czy treningi interpersonalne, na który sama niedługo zamierzam się wybrać. Kształtowanie w taki sposób swojej samoświadomości to wspaniała sprawa :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst. Myślę, że nadal jest niedosyt takich głosów w sieci.
OdpowiedzUsuńWalczmy o siebie, bo warto:)
Myślę, że profesjonalny terapeuta nie będzie kontynuował terapii, jeśli uzna, że nie jest ona potrzebna, ale faktycznie, takie ryzyko istnieje, z tym, że sam terapeuta również ma wpływ na powstawanie tego uzależnienia i powinien umieć mu zapobiec. Choć, nie zawsze, oczywiście.
OdpowiedzUsuńI chyba chodzi nie tyle o postrzeganie terapeuty jako doradcę co, hm, przyjaciela? Kogoś, kto jest, słucha, akceptuje - ktoś, kto wcześniej nie doświadczył takiej relacji i nie ma bliskich wokół siebie, łatwo może wpaść w tę pułapkę uzależnienia.
Tak, to o czym mówisz to super sprawa i wielka szkoda, że edukacja nam nie zapewnia tego typu zajęć, o czym zresztą wspomniałam...kto wie, jak wielu kryzysom, z których wychodzenie trwa długi czas, można byłoby zapobiec...
Powiedz coś więcej o tym treningu, na jaki się wybierasz! :)
Podstawowym problemem z terapią są oczywiście wszystkie stereotypowe poglądy, które krążą nawet wokół samego pojęcia "psycholog".Bo a) na terapię chodzą tylko ludzie, którym naprawdę jest źle, jest ciężko chorzy. A ja nie jestem czubkiem. I b) to taki wstyd, gdyby ktoś się dowiedział, że nie radzę sobie z własnym życiem. Wydaje mi się, że dokładnie takie poglądy leżą u podłoża coraz chętniejszego sięgania po rady couchów - przecież to również jest forma terapii, ale odbierana zupełnie inaczej: 'cool' i 'fancy'. Czasami mam tylko smutno wrażenie, że couchowie robią więcej złego niż dobrego, ale to temat na zupełnie inną dyskusję... Jestem zdania, że terapia - a może po prostu rozmowa z doświadczoną osobą? - pomogłaby każdemu z nas, lepiej zrozumieć siebie, wykrzesać potencjał, który tkwi gdzieś tam w środku, pomoc, z tym, co trapi nas każdego dnia. Cóż, może kiedyś dożyjemy tego dnia, że myślenie w tym temacie odmieni się diametralnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten post ❤️
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam pomóc! <3
OdpowiedzUsuńOch, mam dokładnie takie samo zdanie o coachingu... To znaczy, oczywiście, nie o wszystkich jego formach, bo niektóre dają dobrą dawkę wiedzy, ale coachowie często chcą przedobrzyć, niestety.
OdpowiedzUsuńWłaśnie te stereotypowe poglądy, o których wspominasz, chciałam trochę porozbijać poprzez ten wpis. Bo ludzie sami sobie (i pośrednio sobie nawzajem, przez wytykanie palcami, etc) uniemożliwiają wykorzystanie szansy na lepsze życie.
Cieszę się, że napisałaś ten post. <3 Ważne jest, żeby odpowiednio wcześnie zacząć terapię, aby potem nie doprowadzić do rozwoju choroby. Szczerze mówiąc, przez pewien okres czasu byłam bardzo negatywnie nastawiona do psychologów, ponieważ jedna psycholog zbagatelizowała moje problemy kończąc za wcześnie terapię i później miałam nawrót choroby, przed inną z kolei nie potrafiłam się otworzyć. Teraz na szczęście trafiłam na wyjątkową osobą i czuję, że te spotkania mają sens. Ważne jest więc, żeby trafić na odpowiednią osobę, która nam odpowiada. Na pewno nie warto się wstydzić korzystać z terapii.
OdpowiedzUsuńA ja chyba wciąż nie dojrzałam do tego rodzaju pomocy. Mimo, że nieraz czuję, że w wielu kwestiach coś takiego mogłoby mi pomóc, trochę nieświadomie, trochę mimowolnie, ale jednak zawsze bagatelizuję sprawę, myśląc właśnie, że są ludzie z większymi problemami ode mnie, a ja na pewno dam radę.
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy rodzice mi powiedzieli, że potrzebna mi terapia. Och, jak ja wtedy tego nie chciałam. Głównie dlatego, że nie potrafiłam rozmawiać o swoich trudnościach, ale też te stereotypy, które gdzieś tam w głowie były zakodowane, odciągały mnie od tego pomysłu. Dlatego właśnie tak ważne jest, żeby je obalić, żeby ludzie nie bali się prosić o pomoc, jeśli naprawdę jej potrzebują. Bo terapia to niesamowita droga wgłąb siebie, swoich uczuć i emocji. I daje ogromnie dużo dobrego.
OdpowiedzUsuńTo również jest sporym problemem. Sama tak myślałam, nawet w momencie, kiedy trafiałam do szpitala nie wierzyłam, że trzeba mi pomocy, bo "są dziewczyny wyglądające gorzej". To bardzo niepoprawne myślenie, wyrządza nam wiele krzywdy. I jasne, że dasz sobie radę, czasem jednak fajnie skorzystać z pomocy, by zdjąć nieco ze swoich barków i nauczyć się radzić sobie jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Dlatego też piszę o tym, by nie wahać się przed skorzystaniem z terapii, kiedy zaczyna być źle i gdy czujemy dyskomfort psychiczny przez dłuższy czas, bo często się to przekształca w coś znacznie poważniejszego.
OdpowiedzUsuńNiestety, psychologowie to również tylko ludzie, bywają omylni, a do tego ta kwestia braku konieczności odbycia szkolenia...przez co również można trafić na kogoś mniej profesjonalnego. Cieszę się jednak, że teraz już jesteś zadowolona i trzymam mocno kciuki, by było już tylko lepiej <3
Też nie chciałam, to taki naturalny mechanizm obronny. U mnie nie było nawet tych stereotypów, raczej kwestia "nie potrzebuję tego".
OdpowiedzUsuńOluś, Ty wiesz, jaka ja jestem dumna z Ciebie, prawda? <3
Wiem <3
OdpowiedzUsuńNatalia, w pełni się z Tobą zgadzam, że nie musimy mieć poważnej traumy, żeby skorzystać z terapii. Też uważam, że większość z nas powinna przejść jakąś formę psychoterapii czy wsparcia, bo za dużo złych rzeczy nas w życiu spotkało, gdy byliśmy jeszcze mali. Czytałam Twój wpis i co chwila miałam wrażenie, jakbym czytała siebie. Mam dokładnie takie same poglądy jak Ty. Strasznie mnie to cieszy, że istnieją tacy ludzie :) Nie musisz czekać kilka lat ani być ekspertem z papierkiem, Ty już teraz świetnie rozumiesz ten temat! Dzięki też za podzielenie się swoją historią z terapią.
OdpowiedzUsuńIt means a lot, thank You!