254




Wiecie, mam taką dziwną przypadłość, że wyrażanie najsilniejszych emocji najłatwiej przychodzi mi w języku angielskim. I dziś, wracając z niesamowitego spotkania z panią Zofią Posmysz nie potrafiłam odnaleźć żadnych słów, poza pojedynczymi zwrotami w tymże języku. Jedno wiedziałam na pewno-muszę o tym napisać.
Na pierwsze spotkanie z cyklu "Przeżyliśmy Auschwitz" nie udało mi się dostać, niestety. Zależało mi, ale dość szybko o tym zapomniałam, pochłonięta szkołą i własnymi sprawami. Ale, na szczęście, fejsbuk się przysłużył. Sumiennie przysyłał powiadomienia o kolejnych spotkaniach. I tym sposobem wysłałam formularz zgłoszeniowy, rezerwując miejsce na dzisiejsze wydarzenie.


Nie chcę opisywać całej historii pani Zofii, nie taki jest mój cel. Chcę, muszę przekazać Wam nieco swoich uczuć i skłębionych myśli spowodowanych wysłuchaniem opowieści tej uroczej kobiety. 
Spójrzcie. Mam 19 lat, matura za mną. Bałam się jej cholernie. Już 2 lata temu zaczęłam o tym myśleć, dość intensywnie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego, napawało mnie to ogromnym strachem. Nie sądziłam, że podołam-w swych myślach stawałam sparaliżowana przed komisją nie mówiąc nic, wychodząc, mdlejąc, cokolwiek. Weszłam, zdałam. Ale, co najważniejsze, miałam szansę. Miałam możliwość edukacji od kiedy skończyłam siedem lat. I myślę, że w miarę możliwości tę szansę wykorzystałam. 
A teraz malutki kontrast. Pani Zofia maturę zdawała w wieku 22 lat. Po wyzwoleniu. Po powrocie z obozu.
Gestapo aresztowało młodą dziewczynę, dziewczynę w moim wieku. Dziewczynę, która mimo okoliczności wciąż chciała się uczyć, chciała działać, za co została ukarana, oczywiście. Takich historii jest wiele. Ta skończyła się szczęśliwie.

Ale to zupełnie inne doświadczenie czytać podobne historie w książce, która owszem, na okładce zawiera imię i nazwisko autora, osoby, która przeszła to, co opisuje, a móc słuchać, patrzeć, odbierać całym sobą opowieść drobnej, niepozornej starszej osoby-w głowie mi się nie mieści jak niewyobrażalną siłę ma w sobie człowiek. 
Oglądaj śmierć każdego dnia. W najobrzydliwszych postaciach. Bądź świadkiem zezwierzęcenia i ostatecznego upadku ludzkich, humanitarnych zachowań. Parokrotnie spójrz w oczy śmierci, poczuj jej chłodny oddech na karku, usłysz, jak szepcze Twoje imię. I wstań, wstawaj każdego kolejnego dnia, pracuj, zgodnie ze słynnym oświęcimskim hasłem, z nadzieją na wolność. A po wyjściu z obozu zdaj maturę. 
Speechless.
Jaka szkoda, że mózg ludzki jest tak ograniczony, że nie pamięta w niektórych chwilach o takich historiach, takich Osobach i takich spotkaniach.
Ogromnie, z całych sił chcę móc przypominać sobie to wszystko w momentach, kiedy wydaje mi się, że nie podołam. A już zwłaszcza wtedy, gdy całkowicie bezsensowne myśli hamujące pewne działania, wywołujące irracjonalny strach, niechęć, złość, nienawiść pojawiają się w mej głowie. Pragnę wtedy przywołać obraz Pani Zofii, Jej uśmiech, drżące dłonie. Tyle wystarczy.
Chcę być dobrem, którego szuka w każdym człowieku. 
Dziękuję za tą opowieść. Dziękuję.

Spodoba Ci się również

0 komentarze

It means a lot, thank You!

Subscribe