77
Możesz pominąć tę notkę, to tylko mój uczuciowy manifest, stare nawyki powracają, robię wszystko, by zwrócić na siebie uwagę, by inni się mną zainteresowali, pieprzoną egoistką.
Kim byłabym dzisiaj, gdyby nie to wszystko?
Dręczę się wspomnieniami, zdjęciami sprzed szpitala, czytam tego fotobloga od samego początku.
Może chcę wysunąć jakiś wniosek? Może potrzeba mi jeszcze więcej motywacji? Ale chyba jednak po prostu użalam się nad sobą. I zamiast kopnąć tę sukę w ryj, skamlę i łaszę się do jej kościstej łydki. Przecież jej nie potrzebuję! To ona odebrała mi...mnie! Chciała posiąść osoby bliskie memu sercu, chciała, bym z każdym kolejnym dniem traciła cząstkę swej siły i rzekomego potencjału, by na końcu mnie zdradzić i bez skrupułów wydać w ręce białej damy, pani śmierci, szepczącej me imię. Nie otrzymałam nic w zamian za wierność i posłuszność. Bezpieczeństwo było tylko rzekome-zostałałabym z niczym, gdyby nie wspaniali ludzie, którzy mimo wszystkich wyrządzonych im krzywd wciąż są ze mną. Jestem im coś winna, jestem ich dłużnikiem. I zamiast rozmyślać nad sposobem, w jaki mogłabym się odwdzięczyć, badam swe ciało, milimetr po milimetrze, biorę pod lupę każdy jego skrawek. Zmieniłam się. A to chyba jeszcze nie koniec. Tak być powinno, tak jest w naturze. Na nowo staję się kobietą, chociaż ponoć wciąż mam figurę dziecka. Ale jak tu wierzyć oczom innych, podczas gdy wszyscy każą zaufać samemu sobie? Och, jak bardzo nienawidzę siebie za to, że nie potrafiłam przestać we właściwym momencie. Za to, że w ogóle zaczynałam. Za to, że ważyłam **, przez co teraz czuję się jak olbrzym. A myślałam, że coś się zmieni, gdy w moim życiu pojawi się Ktoś, komu się spodobam. Ha, suka nie odpuszcza tak łatwo. Każe mi myśleć, że podobałam się TYLKO kiedy byłam chuda. I prędzej czy później wszyscy uciekną, gdy zacznę stawać się tłuścioszkiem. Nie, nie, nie, nie wolno Ci tak myśleć. Nie zostaniesz sama, jeśli jej nie posłuchasz. Już zapomniałaś, jak było? Mam Ci przypomnieć te dni, gdy miałaś ochotę zarżnąć wszystkich w koło, a później skończyć ze sobą, w jak najbardziej bolesny sposób? Jak podle czułaś się, gdy łzy wściekłości i bezsilności pojawiały się niechciane na widok najwzyklejszego w świecie obiadu? A co z płaczem mamy? Z krwią na posadzce, wyciem Andżeliki, szamotanie się z ochroną i inne wspaniałe sytuacje, których doświadczyłaś dzięki swej wspaniałej doradczyni? WIĘC DLACZEGO TAK CI JEJ BRAK?! DLACZEGO BRONISZ SIĘ PRZED CAŁKOWITYM ZAPOMNIENIEM O TEJ CHOLERNEJ SUCE?! Wieszam na suficicie reasons to recover, następnie potrząsam głową z niedowierzaniem myśląc, że każdy kto to ujrzy, zaśmieje mi się w twarz? "Że niby masz problem? Anoreksja, powiadasz? A czy przypadkiem nie jest to choroba chudości?" Już nie potrafię wyrzucić jogurtu, bezlitośnie kłamać i oszukiwać. (Na szczęście.) Czasem(często) się buntuję i przeciwstawiam, owszem, ale jem potulnie przyjmując zarazem swój lek. I właśnie teraz, na sam koniec tego niesamowicie długiego czegoś poleciały mi łzy. Łzy przeszłości, łzy wspomnień, łzy...głupoty? Chcę wyć, krzyczeć, kopać, modlić się, błagać o...normalność. Nie, nie pozwolę jej wygrać i nie napiszę chudość. Nie chcę cię, spieprzaj z mojego życia raz na zawsze. Nie, nie! Może jednak zostań jeszcze chwilę...Jak ja sobie poradzę bez mej wiernej towarzyszki? Na pewno lepiej niż wtedy, kiedy jest razem z Tobą! Więc dlaczego nie potrafię się jej wyrzec...?
Wybaczcie.
Dręczę się wspomnieniami, zdjęciami sprzed szpitala, czytam tego fotobloga od samego początku.
Może chcę wysunąć jakiś wniosek? Może potrzeba mi jeszcze więcej motywacji? Ale chyba jednak po prostu użalam się nad sobą. I zamiast kopnąć tę sukę w ryj, skamlę i łaszę się do jej kościstej łydki. Przecież jej nie potrzebuję! To ona odebrała mi...mnie! Chciała posiąść osoby bliskie memu sercu, chciała, bym z każdym kolejnym dniem traciła cząstkę swej siły i rzekomego potencjału, by na końcu mnie zdradzić i bez skrupułów wydać w ręce białej damy, pani śmierci, szepczącej me imię. Nie otrzymałam nic w zamian za wierność i posłuszność. Bezpieczeństwo było tylko rzekome-zostałałabym z niczym, gdyby nie wspaniali ludzie, którzy mimo wszystkich wyrządzonych im krzywd wciąż są ze mną. Jestem im coś winna, jestem ich dłużnikiem. I zamiast rozmyślać nad sposobem, w jaki mogłabym się odwdzięczyć, badam swe ciało, milimetr po milimetrze, biorę pod lupę każdy jego skrawek. Zmieniłam się. A to chyba jeszcze nie koniec. Tak być powinno, tak jest w naturze. Na nowo staję się kobietą, chociaż ponoć wciąż mam figurę dziecka. Ale jak tu wierzyć oczom innych, podczas gdy wszyscy każą zaufać samemu sobie? Och, jak bardzo nienawidzę siebie za to, że nie potrafiłam przestać we właściwym momencie. Za to, że w ogóle zaczynałam. Za to, że ważyłam **, przez co teraz czuję się jak olbrzym. A myślałam, że coś się zmieni, gdy w moim życiu pojawi się Ktoś, komu się spodobam. Ha, suka nie odpuszcza tak łatwo. Każe mi myśleć, że podobałam się TYLKO kiedy byłam chuda. I prędzej czy później wszyscy uciekną, gdy zacznę stawać się tłuścioszkiem. Nie, nie, nie, nie wolno Ci tak myśleć. Nie zostaniesz sama, jeśli jej nie posłuchasz. Już zapomniałaś, jak było? Mam Ci przypomnieć te dni, gdy miałaś ochotę zarżnąć wszystkich w koło, a później skończyć ze sobą, w jak najbardziej bolesny sposób? Jak podle czułaś się, gdy łzy wściekłości i bezsilności pojawiały się niechciane na widok najwzyklejszego w świecie obiadu? A co z płaczem mamy? Z krwią na posadzce, wyciem Andżeliki, szamotanie się z ochroną i inne wspaniałe sytuacje, których doświadczyłaś dzięki swej wspaniałej doradczyni? WIĘC DLACZEGO TAK CI JEJ BRAK?! DLACZEGO BRONISZ SIĘ PRZED CAŁKOWITYM ZAPOMNIENIEM O TEJ CHOLERNEJ SUCE?! Wieszam na suficicie reasons to recover, następnie potrząsam głową z niedowierzaniem myśląc, że każdy kto to ujrzy, zaśmieje mi się w twarz? "Że niby masz problem? Anoreksja, powiadasz? A czy przypadkiem nie jest to choroba chudości?" Już nie potrafię wyrzucić jogurtu, bezlitośnie kłamać i oszukiwać. (Na szczęście.) Czasem(często) się buntuję i przeciwstawiam, owszem, ale jem potulnie przyjmując zarazem swój lek. I właśnie teraz, na sam koniec tego niesamowicie długiego czegoś poleciały mi łzy. Łzy przeszłości, łzy wspomnień, łzy...głupoty? Chcę wyć, krzyczeć, kopać, modlić się, błagać o...normalność. Nie, nie pozwolę jej wygrać i nie napiszę chudość. Nie chcę cię, spieprzaj z mojego życia raz na zawsze. Nie, nie! Może jednak zostań jeszcze chwilę...Jak ja sobie poradzę bez mej wiernej towarzyszki? Na pewno lepiej niż wtedy, kiedy jest razem z Tobą! Więc dlaczego nie potrafię się jej wyrzec...?
Wybaczcie.
12 komentarze
Na pewno sobie poradzisz :) Wierzę w Ciebie z całego serca :)
OdpowiedzUsuńprzeszlosc ma to do siebie, ze wraca..wspomnienia wracaja, a te zle rania szczegolnie mocno..ale sukces tkwi w tym, aby sie nie poddawac tylko kazdego dnia walczyc. walczyc o siebie, o swoje szczescie i marzenia :*
OdpowiedzUsuńJa w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to nie wybór 'czy zostaję z moją czy też nie', tylko wybór między życiem a śmiercią.
OdpowiedzUsuńNie poddawaj się. Wiem, że to nie łatwe, ale wszystko jest możliwe.
Trzymaj się;*
Kochanie! Jesteś cudowna i zaakceptuj fakt, że stajesz się PIĘKNĄ kobietą. Nie popełniaj starych błędów! Przeszłość zostaw daleko za sobą i ciesz się teraźniejszością. Życie masz tylko jedno i przeżyj je godnie. Masz teraz najlepsza lata swojego życia, jesteś młoda, mądra i śliczna. Zaakceptuj siebie kochanie ;-). Życie w szpitalu z pewnością było okropne i chyba nie chcesz tam wracać... Jedz i śmiej się. Kalorie nie mogą być twoim wrogiem i udręką - potrzebujesz ich by żyć!
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię cieplutko!
ojeju, wpadłaś kiedyś w anoreksję?:o
OdpowiedzUsuńBardzo uczciwy i mocny post.
OdpowiedzUsuńNie nazwałabym Cię egoistką. Każdy człowiek pragnie uwagi, zainteresowania, bycia kimś szczególnym, jedynym, niepowtarzalnym etc. Jesteś bardzo młoda, dorastasz, szukasz siebie, na poziomie biologicznym zadziewają się w Tobie niesamowite rzeczy. Stąd ta niepewność, chaos i zwątpienia. To jest jak najbardziej normalne! Niestety nasza syfiasta kultura podsunęła Ci bardzo niefajny sposób na rozwiązanie procesu "stawania się sobą". Dobrze, że widzisz, że choroba odbiera Ci samą siebie. Im więcej anoreksji, tym mniej Ciebie. Dosłownie.
Wybacz sobie. To nie Ty jesteś winna choroby. Być może w ogóle nie ma "winnego". Choroby się czasami po prostu...przydarzają. Prawdopodobnie jeszcze niewiele straciłaś przez czas poświęcony na chorowanie. Zrób wszystko co w Twojej mocy, żeby go nie przedłużać. Jesteś wyjątkowa i możesz być wielka w czym tylko sobie wymarzysz. Nie potrzebujesz do tego choroby. Zaufaj SOBIE.
Pozdrawiam mocno
An
Nawet nie wiesz, jak doskonale Cię rozumiem. Wszystko to co napisałaś mogę odnieść też do samej siebie, sama wychodzę z anoreksji i dręczą mnie podobne myśli ...
OdpowiedzUsuńszamotanie się z ochroną? o co chodzi?
OdpowiedzUsuńO wszystko, czego doświadczyłam w szpitalu.
UsuńTak, to jest cholernie trudne. Sama pamiętam płacz przy stole, kiedy wmuszali we mnie jedzenie.
OdpowiedzUsuńMusisz zdać sobie sprawę, że nawet otyła dziewczyna, która wystarczy, że jest uśmiechnięta, może być kochana. Bez względu na wagę, wygląd. Wystarczy, żeby dobrze patrzyło z oczu.
Trzymaj się, dasz radę :) Upiecz ciacho i zjedz kawałek, poprawi Ci się :)
A jeśli chodzi o azjatyckie produkcje.. To był mój debiut, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że po 20 minutach tak się wciągnęłam, że trudno było mnie oderwać. No i ich aktorzy są genialni. Takie emocje.. Na miarę Oscarów, naprawdę. :)
cholernie dobrze cie rozumie...obecnie toczę identyczną walkę
OdpowiedzUsuńobecnie przechodzę przez to samo...
OdpowiedzUsuńIt means a lot, thank You!