Szlachetne zdrowie, czyli jakich błędów więcej nie popełnię.
Trochę z przymusu, od ponad roku zgłębiam tajniki utrzymywania swego organizmu w zdrowiu. Gwoli ścisłości, na wstępie zaznaczam - nie ma to absolutnie nic wspólnego z obecnie rozpowszechnionym "healthy lifestyle". Co więcej, muszę przyznać, że poniekąd trochę od tej pułapki uciekam, a trochę spłacam za nią dług. Mogę się wściekać na siebie, swoją głupotę i swoją przeszłość, lecz nie będzie to miało najmniejszego sensu, dlatego biorę głęboki wdech i piszę dla Was - ku przestrodze, ale i z chęcią zwykłego poinformowania, bo w toku "naprawiania" swojego zdrowia sporo się już dowiedziałam, paru rzeczy wypróbowałam i wiem, jak będzie wyglądać dalszy kierunek mojej pracy w tym zakresie. Więc...hey ho, let's go.
1. Priorytety i odpowiedzialność
Chyba na zasadzie "mądrość po szkodzie", ale jednak - zamykając ostatecznie rozdział krzywdzenia swojego ciała, poczucie głębokiej odpowiedzialności za siebie i wybory, których dokonuję każdego dnia przyszło samo. Równocześnie, zdrowie (szeroko rozumiane - nie tylko jako "brak choroby", ale i profilaktyka, dbanie o siebie pod względem fizycznym i psychicznym) przeskoczyło o kilka stopni wzwyż na liście moich priorytetów.
Mam gorączkę - zostaję w domu. Zajęcia da się nadrobić, żadna tragedia się nie stanie, jeśli się nie pojawię. Wręcz przeciwnie - uniknę niekończącej się choroby, która mocno odbije się na mojej odporności, jak to się stało rok temu. Jeśli Twoje ciało daje Ci znak, że coś jest nie tak, to najwyraźniej potrzebuje odpoczynku - działanie na pełnych obrotach w takim czasie nie wróży zdecydowanie nic dobrego. Co najgorsze - skończyć się może serią antybiotyków (o czym w następnym punkcie).
Dbam o sen. Odpoczywam. Nie biorę na siebie obowiązków, których nie zdołam udźwignąć. Wszystkimi tymi małymi kroczkami pracujemy na stan naszego zdrowia. Poprzyglądaj się swojemu trybowi życia przez tydzień i zastanów się, na co, poza sukcesami w kwestiach rozwoju/edukacji/kariery pracujesz Ty.
2. Żółte światło dla antybiotyków
Jak już wspomniałam, w zeszłym roku, w okresie wiosennym chorowałam chyba trzykrotnie. Dostałam dwa różne antybiotyki, bo pierwszy mnie nie wyleczył. Ale jakże się cieszyłam, że pani doktor przepisała mi antybiotyk! Bo przecież on mnie szybko z choroby uwolni, będę się dobrze czuła, nic nie będzie bolało, a ja w spokoju zajmę się swoimi sprawami.
Nic bardziej mylnego.
Prawdopodobnie właśnie przez tę kurację, jaką sobie zaserwowałam, w ostatnim czasie zmagałam się z kiepską odpornością i problemami jelitowo/żołądkowymi.
Po lekturze "Historii wewnętrznej" a później "Dobrych bakterii" uświadomiłam sobie, jak ogromny błąd popełniałam, idąc do lekarza od razu, gdy pojawia się gorączka.
Jeśli masz szczęście (czyt. dobrego lekarza) - nie dostaniesz recepty na antybiotyk bez uzasadnionej przyczyny. Niestety, często traktuje się je jako lek dobry na wszystko. A spustoszenie, jakie substancje te sieją w naszym organizmie jest niewyobrażalne. Przede wszystkim - robią ogromne czystki w naszym mikrobiomie, zabijając zarówno złe jak i dobre bakterie. Zostajemy ze słabą barierą ochronną, którą jak najszybciej trzeba odbudować. A jeśli kuracja antybiotykowa trwa dłużej niż przeciętna - skutki mogą być zdecydowanie bardziej długofalowe.
Jeszcze jeden okrutnie głupi błąd - nigdy nie przerywajcie zażywania antybiotyku po ustąpieniu objawów, jeśli lekarz nakazał Wam stosowanie go przez określoną ilość dni.
3. Złe "zdrowe" jedzenie
No właśnie, kruchy temat, ale czuję wewnętrzny obowiązek, by i o tym aspekcie wspomnieć. Bo wiecie, "czysta miska" (choć wtedy jeszcze nikt tego tak nie nazywał) była mi kiedyś bardzo bliska. Najpierw była umiarkowanie czysta, bo trochę "brudów" aka słodyczy wpadało. No ale przecież nie można tak! Słodycze - out. I tak stopniowo moja miska, a raczej talerz, stał się trochę zbyt czysty.
Abstrahując zupełnie od zaburzeń odżywiania, warto zastanowić się nad filozofią promowaną przez fit świat i zacząć wybierać mądrze. Serek wiejski light (a skąd tłuszcz, w którym rozpuszczą się witaminy?), mleko sojowe (laktoza może i nie wszystkim służy, ale osobom zdrowym nie wyrządzi większej krzywdy niż soja, która zwykle jest modyfikowana genetycznie, a ponadto jest ciężkostrawna, co może powodować problemy trawienne), jogurt bez cukru (to co, może słodzik w zamian?)? Czy naprawdę właśnie tego Ci trzeba?
4. Doceń naturę i różnorodność, jaką oferuje
Głupia ja - nie wierzyłam w zbawienną moc warzyw i owoców. A ta drobna zmiana, czyli wprowadzenie ich w większej ilości do codziennego menu + zmniejszenie ilości zjadanego chleba znacznie polepszyła stan zasiedlających moje jelitka bakterii. Pozbyłam się uporczywych bólów brzucha, czuję się znacznie lepiej, mam więcej siły i energii - może to działa trochę na zasadzie placebo, bo zawsze, gdy jem jakieś "dobroci dla brzucha" myślę o tym, jak cieszy się ta zgraja żyjątek zamieszkujących mój organizm, ale mimo wszystko działa.
I chociaż miałam opory przed zmianą swoich tradycyjnych śniadań (codziennie pieczywo), dziś - kasza jaglana, komosa ryżowa, banan, mleko, cynamon, 5 minut i posiłek mistrzów gotowy! A na uczelnię zabieram omleta, sałatkę, czy nawet bułkę, byle tylko upchnąć tam jakieś warzywo czy owoc.
5. Słuchaj, co próbuje przekazać Ci Twój organizm
To chyba najtrudniejsze zadanie - wymaga rozwagi, dużego wglądu w siebie, szczerej autorefleksji, by nie wkręcić się w coś, co tylko nam się wydaje. Sporo czasu zajmuje nauczenie się takiej świadomości swojego ciała, tego, co ono do nas mówi - a nie zawsze robi to wprost.
Inna kwestia, czy w ogóle chcemy je usłyszeć.
To, że masz ochotę na coś słodkiego, niekoniecznie oznacza, że Twój organizm każe Ci zjadać całą tabliczkę czekolady, ale ignorowanie tego sygnału też nie będzie dobrym rozwiązaniem.
Naucz się dogadywać ze swoim ciałem - pozwalaj mu odpoczywać, kiedy nie ma ochoty na trening, nakarm jakąś dobrocią, daj trochę luzu, a czasem porządnie się zmęcz; wszystko to jednak rób w zgodzie z sobą i swym organizmem.
6. Nie przeceniaj swych możliwości
Gdy w zeszłe wakacje poszłam na siłownię, szybko poczułam się tam pewnie. Zdecydowanie za szybko i nieadekwatnie do możliwości mojego ciała. Bo dobrze mi szło, robiłam progres, chciałam więcej - nie dość, że ludzie (faceci!) patrzą, to jeszcze na pochwałę i aprobatę swojego gym buddy trzeba zasłużyć.
Nie róbcie tak.
Każda nowa aktywność fizyczna MUSI być wdrażana powoli, ostrożnie, z wyczuciem. I z ogromną dawką samoświadomości - nawiązując do punktu powyższego. Może i wydaje Ci się, że dasz radę, że jest okej, ale na dłuższą metę większy ciężar, dłuższy trening czy ignorowanie nawet najmniejszego bólu podczas ćwiczeń wyrządzić może wiele zła.
Mi ta zapalczywość trochę kłopotów narobiła - mój kręgosłup (tak jak i cała reszta) nie był na to przygotowany. Odpuściłam. Na chwilę obecną joga daje mi dużo dobrego, zarówno pod względem psychicznym jak i cielesnym - ból pleców nie daje o sobie znać już długi czas!
7. Nie zwlekaj w nieskończoność z badaniami
Tego błędu akurat nie popełniłam nigdy. Szybko nauczyłam się, że kontrolowanie tego, co dzieje się z moim organizmem to podstawa, bo czasem nawet mimo uważnego słuchania płynących od niego komunikatów, mogę kilka ważnych kwestii przeoczyć.
Dlatego stanowczo powiedzcie koniec z oddalaniem w czasie badań, które już dawno planowaliście wykonać. Jeśli czujecie, że jakiś aspekt Waszego zdrowia nie do końca jest w porządku, ale i profilaktycznie przynajmniej raz w roku - komplet badań musi być. Koniecznie.
Dbajcie o siebie, Kochani, byście nigdy nie mogli zarzucić sobie, że przyczyniliście się do złego stanu zdrowia. Budujcie je każdego dnia, kroczek za kroczkiem, kierując się przede wszystkim zasadą złotego środka i z uwagą w pełni skupioną na tym, co dla Was dobre.
Wieści, wieści! Kilka dni temu uruchomiłam zapisy na newsletter, choć długo się z tą decyzją nosiłam. Ale wpadłam na pomysł zorganizowania kursu uważności dla subskrybentów, dlatego szybciutko (ale nie bez trudności) stworzyłam formularz - kto jeszcze tego nie zrobił (a ma taką ochotę), może zapisać się poniżej - będzie mi bardzo miło! Niedługo pierwsza wiadomość wyląduje w Waszych skrzynkach! :)
Każda nowa aktywność fizyczna MUSI być wdrażana powoli, ostrożnie, z wyczuciem. I z ogromną dawką samoświadomości - nawiązując do punktu powyższego. Może i wydaje Ci się, że dasz radę, że jest okej, ale na dłuższą metę większy ciężar, dłuższy trening czy ignorowanie nawet najmniejszego bólu podczas ćwiczeń wyrządzić może wiele zła.
Mi ta zapalczywość trochę kłopotów narobiła - mój kręgosłup (tak jak i cała reszta) nie był na to przygotowany. Odpuściłam. Na chwilę obecną joga daje mi dużo dobrego, zarówno pod względem psychicznym jak i cielesnym - ból pleców nie daje o sobie znać już długi czas!
7. Nie zwlekaj w nieskończoność z badaniami
Tego błędu akurat nie popełniłam nigdy. Szybko nauczyłam się, że kontrolowanie tego, co dzieje się z moim organizmem to podstawa, bo czasem nawet mimo uważnego słuchania płynących od niego komunikatów, mogę kilka ważnych kwestii przeoczyć.
Dlatego stanowczo powiedzcie koniec z oddalaniem w czasie badań, które już dawno planowaliście wykonać. Jeśli czujecie, że jakiś aspekt Waszego zdrowia nie do końca jest w porządku, ale i profilaktycznie przynajmniej raz w roku - komplet badań musi być. Koniecznie.
Dbajcie o siebie, Kochani, byście nigdy nie mogli zarzucić sobie, że przyczyniliście się do złego stanu zdrowia. Budujcie je każdego dnia, kroczek za kroczkiem, kierując się przede wszystkim zasadą złotego środka i z uwagą w pełni skupioną na tym, co dla Was dobre.
***
Wieści, wieści! Kilka dni temu uruchomiłam zapisy na newsletter, choć długo się z tą decyzją nosiłam. Ale wpadłam na pomysł zorganizowania kursu uważności dla subskrybentów, dlatego szybciutko (ale nie bez trudności) stworzyłam formularz - kto jeszcze tego nie zrobił (a ma taką ochotę), może zapisać się poniżej - będzie mi bardzo miło! Niedługo pierwsza wiadomość wyląduje w Waszych skrzynkach! :)
20 komentarze
Aż mi głupio, bo wytknęłaś mi tym postem dokładnie KAŻDY mój błąd, jaki popełniam. I pierwszy raz jestem w stanie przyznać, że ja się jeszcze nie nauczyłam dbać o swoje zdrowie. A już na pewno nie na ten moment. Z lekarzami zwlekam do ostatniej chwili, brak snu, brak odpoczynku, przetrenowanie (kazdy wie 🙄), "czysta miska" wiadomo - choć moze dzisiaj już mniej... Łooo matko, muszę nad sobą popracować 😔
OdpowiedzUsuńKochana a mogłabyś napisać mniej więcej co jesz?? jak wyglądają posiłki? jak to jest z tym glutenem? jesz ? Dziękuję Ci za ten post! Skłania do przemyśleń<3
OdpowiedzUsuńJasne, że jem! Nie wyobrażam sobie całkiem zrezygnować z pieczywa!
OdpowiedzUsuńRano jem to co napisałam, drugie śniadanie też wymieniłam, obiad jem taki jak mam w domu, czyli bardzo różnie, na kolacje zazwyczaj bułka z dodatkami/jajecznica z kromką chleba/wiejski z warzywami i rownież z chlebkiem i zwykle jeszcze jakiś jogurt przed snem, np ten grecki z wsadem owocowym/naturalny z owocami lub płatkami (cynamonowe rządzą!). No dojadam jak tylko jestem głodna rożnymi przekąskami, ktore mam pod ręką :)
z pieczywa jest ciężko zrezygnować, aczkolwiek ja już od pół roku praktycznie zero chleba (może jakaś bułka dwa razy w tyg.), to jest poprostu nasze Polskie przyzwyczajenie, nasza tradycja
OdpowiedzUsuńMoje zapasy ze zdrowiem to nieustanne pasmo sukcesów i porażek. Raz jest dobrze - jem zdrowo, sama gotuję, dorzucam witaminki i koktajle owocowe, ćwiczę i uwielbiam to jak rewelacyjnie się czuję. Później przychodzi spadek - na takiej sesji przykładowo, kiedy nie mam motywacji nawet wyjść z domu do sklepu - każdego dnia notatki przegrywam pierwszym lepszym syfem, fastfoodem, chipsami, bo mój ogranizm błaga o tłuszcz i cukier... Najgorzej jest mi później wyjść z tego rytmu z powrotem na prostą. Obecnie jest ok, znów wybieram zdrowsze produkty, zakochałam się w mleku bez laktozy. Oby jak najdłuższej... A lekarzy jak unikałam tak wciąż unikam. Taka stara, a jeszcze sporo się o swoim zdrowiu musi nauczyć:)
OdpowiedzUsuńświetny wpis. taki głos rozsądku.
OdpowiedzUsuńdla mnie od dawna jest kolosalna różnica pomiędzy "fit" a zdrowym. fit to dla mnie synonim mody, trochę egzotyczności i trochę ograniczania (kalorii, tłuszczu, cukru, czegokolwiek). fit też potrafią być batoniki naładowane cukrem i syropem glukozowym. bo mają trochę płatków i otrębów w składzie ;)
To prawda, ale lubię to przyzwyczajenie :)
OdpowiedzUsuńDbaj o siebie! :( Ogromnie smutno było mi patrzeć jak po raz kolejny łapie Cię jakieś choróbsko, przypominało mi to mnie i moją okropną odporność sprzed roku, dlatego, K, popracuj nad tym. Ty wiesz co dla Ciebie najlepsze, jestem tego pewna!
OdpowiedzUsuńMi laktoza w dawce jaką wypijam chyba nie szkodzi, więc na razie nie rezygnuję :) A w czasie sesji mój organizm rownież woła o cukier i tłuszcz! Starałam się dawać mu jakąś lepszą czekoladę i orzechy, ale i inne rzeczy wpadały :D
OdpowiedzUsuńOj tak, to prawda. Chociaż myślę, że i taki batonik nie zrobiłby nam krzywdy i nie byłby niczym złym, zjedzony sporadycznie :)
OdpowiedzUsuńStaram się to wszystko wypośrodkować. Całkowite stronienie od cukru też nie jest zdrowe. Wiadomo, można wybrać owoce, naturalny cukier, ale nie dajmy się zwariować :)
Niestety muszę się z tobą nie zgodzić, mleko sojowe, nawet takie słodzone jest o niebo zdrowsze niż mleko krowie, z obcymi i tym samym szkodliwymi dla naszego organizmu laktozą, hormonami krowy, ropą i innymi ''przesmacznymi'' składnikami ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym warto się zastanowić co kieruje ludźmi którzy wybierają mleko sojowe, bo najczęściej to jednak etyczne pobudki, nie chęć bycia ''fit'' :)
Niestety ludzie nadal nie myślą o tym, że to co zjadają pochodzi od wykorzystywanego całe życie lub martwego zwierzęcia, a szkoda.
A takie jedzenie powoduje największe choroby cywilizacyjne, polecam poczytać choćby China study Campbella. Dla mnie żaden artykuł czy post na blogach dotyczący diety nie wygra z prawdziwymi badaniami doświadczonych lekarzy...
Ja zaś czesto spotykam się z tym, że niekoniecznie wegetarianie/weganie wybierają mleko sojowe :)
OdpowiedzUsuńSkąd każde mleko roślinne posiada taki certyfikat, a raczej taką soję, skoro dziś praktycznie każda soja jest modyfikowana?
Nie czytałam naukowych artykułów na ten temat, więc możesz mieć rację. Ale prawda jest taka, że mleko mleku nie równe. I zapewne wszystko zależy również od ilości spożywanego mleka. A z tego co wiem, mimo wszystko do dziś zalecane jest picie go przez dzieci i osoby starsze, nie może więc być aż tak tragicznie :) a przynajmniej taką mam nadzieję :)
Ja znam wiele badań i niestety muszę cię rozczarować... Mleko znane ze swojej "zbawiennej" ilości wapnia tak naprawdę wypłukuje go z naszych kości, przez zawarty w nim tłuszcz zwierzęcy. Wspomniany wcześniej dr Campbell w swojej książce, na podstawie licznych badań obala mit mówiący o tym, że mleko to najlepsze źródło wapnia dla naszych kości. Podczas pasteryzacji wysoka temperatura przemienia wapń bioprzyswajalny znajdujący się w świeżym mleku w wapń nieorganiczny nieprzydatny dla naszego organizmu. I tak Amerykanie i Holendrzy, którzy spożywają największe ilości mleka na świecie mają najwyższe wskaźniki osteoporozy...
OdpowiedzUsuńO wiele więcej wapnia mają np. jarmuż, kapusta, szpinak, brukselka, tofu, brokuły, warzywa strączkowe, mąka z pełnego przemiału, otręby, figi, morele, migdały, orzechy brazylijskie, no i najwięcej z nich wszystkich sezam.
Poza tym zawarty w mleku krowim cholesterol i tłuszcze nasycone raczej nie świadczą o tym, by było zdrowe. Także to nie tylko McDonald's i tony słodyczy powodują ciągle rosnący wzrost otyłości w Polsce i na świecie, ale także wzrost spożywania nabiału.
Wykazuje się także liczne korelacje pomiędzy spożywaniem nabiału a cukrzycą typu I, rakiem prostaty u mężczyzn i rakiem piersi u kobiet.
Jeśli chcesz poczytać po polsku to raz jeszcze polecam przeczytanie China study (po polsku Nowoczesne zasady odżywiania)
no a tutaj -> https://www.youtube.com/watch?v=rxnBDDqXSjk
jest anglojęzyczny blog doktora Gregera, który wyjaśnia wszystko, co i jak, oraz pokazuje jak media od lat nami manipulują. Wiadomo przemysł spożywczy i medyczny często wspólnie zdobywają dla siebie zyski...
A co do GMO no to pewnie cię nie przekonam, ale wszystkie znane mi marki dostępne w Polsce (nawet te tańsze) mają certyfikat mówiący o tym, że mleko zostało wyprodukowane z soi niemodyfikowanej genetycznie. Tak jak mówię, prędzej jedząc mięso karmione soją będziemy mieć styczność z GMO, niż pijąc mleko sojowe, które zresztą można wykonać samemu.
Nie piszę tego złośliwie, po prostu irytuje mnie ignorancja w mediach związana z tym co jest tak naprawdę zdrowe, co z resztą jest tematem twojego posta.
Tak bardzo mi wstyd... bo z jednej strony usilnie walczę o to, by to, jak się odżywiam było dla mnie jak najlepsze, dbam o regularne posiłki, nie przejadam się i tak dalej to.. Tak bardzo kuleję w kwestii swojego zdrowia! Lekarzy zawsze odwiedzam, gdy już coś się dzieje, ciągle wyrzucam sobie "upadki" w trzymaniu dobrej diety, czasem, mimo, że nie mam ochoty, zaciągam się siłą na siłownię, a na domiar tego wszystkiego, gdy bardzo się zdenerwuję i wraca do mnie przeszłość sięgam po tego diabła, który wyraźnie ostrzega "Palenie zabija"... Tak, dokładnie, tak bardzo nie lubię hipokryzji, a tym czasem sama w niej tonę. I ciągle szukam swojego optimum, złotego środka i wciąż tej pełnej akceptacji własnego ja; może wtedy w końcu uda mi się uciec od tych okropnych nawyków.
OdpowiedzUsuńEj, no serio, jeśli piszesz na taki temat, to nie wrzucaj do tekstu tak mitycznych bzdur jak "każda soja jest modyfikowana" (NIE, w Europie ludzie nie jedzą soi GMO, takie produkty muszą być wyraźnie oznakowane), "albo GMO jest szkodliwe" (NIE, produkty GMO nie sprawiają większego zagrożenia niż te "normalne"). Trochę wreszcie wypada wykorzenić tę dezinformację:P
OdpowiedzUsuńNo i tak w sumie tłuszcz w serku zero procent jest tak naprawdę zbędny, bo nie w nim witamin rozpuszczalnych w tłuszczach.
Zależy z czym zjadamy ten serek :) Zresztą, chodziło mi również o zdrowie psychiczne. O to, by nie świrować na punkcie produktów light jeśli zupełnie nie ma takiej potrzeby.
OdpowiedzUsuńW swoim tekście nie skupiłam się wyłącznie na tym, że soja jest zła tylko i wyłącznie z powodu GMO. Zwróciłam tylko uwagę na to, że mleko sojowe niekoniecznie musi być lepszym wyborem niż zwykłe, tym bardziej, jeśli to drugie smakuje nam bardziej, a nie mamy przeciwwskazań ku temu, by je pić.
I mój tekst nie miał opierać się na naukowych badaniach i nie porwałabym się na ostateczne stwierdzanie co jest dobre a co złe - tak jak wspomniałam, chodziło mi o zwrócenie uwagi na aspekt psychiczny.
A czy nie jest trochę tak, że te wszystkie fakty odnośnie całego zła znajdującego się w mleku odnosi się głownie do Ameryki?
OdpowiedzUsuńCo do otyłości powodowanej nabiałem - w to akurat ciężko mi uwierzyć, za tym musi iść również cała reszta kiepskiej diety.
Nie podważam tego, że mleko jest wspaniałym źrodłem wapnia, wiem, że są produkty o znacznie większej zawartości, ale chciałam w swej wypowiedzi zaakcentować głównie to, by nie decydować się na produkty typu mleko sojowe ze względów innych niż własne, przemyślane decyzje. Sama sięgałam po to mleko zamiast krowiego, bo bałam się laktozy przez tę całą nagonkę na nią, a to właśnie sojowe mi nie służyło i wywoływało jelitowe rewolucje. Wrocilam do krowiego i jest okej. A wapń dostarczam sobie w inny sposób :)
Zgadzam się w 100%. Kiedyś jedząc zle, miałam tragiczną odpornosc. Antybiotyk bralam co miesiac. I kolo sie nie zamykalo. Odkad schudlam, zaczelam sie ruszac i jesc zdrowo, choruje raz na rok albo rzadziej.
OdpowiedzUsuńPije mleko krowie (2%), jem maslo, pieczywo, nie unikam glutenu, nie jem paleo ani wegansko. Jem roznorodnie.
I choc nadal nie jest idealnie (zmagam sie ze soba w niektorych kwestiach), to swiadomosc, ze ja sama mam na to wplyw jest budujaca. Choc praca nad samym soba jest bardzo ciezka.
http://healthy-cottage.blogspot.com/
jakieś 2 lata temu miałam bardzo osłabioną odporność, właściwie bez przerwy chorowałam, czułam się coraz gorzej i... diametralnie zmieniłam sposób odżywiania oraz poprawiłam styl życia, stopniowo odczuwałam zmianę na lepsze - obecnie nie choruję w ogóle (z rok temu miałam lekkie przeziębienie) i czuję się wreszcie naprawdę dobrze
OdpowiedzUsuńTak jak mówiłam mleko roślinne to nie tylko te sojowe, a robiąc je sobie samemu w domu np. migdałowe, owsiane czy ryżowe zapewniam cię, że będzie to najzdrowsza opcja. Co do nabiału i otyłości to skoro nie przekonałam cię do zagłębienia się w żadne z badań to pewnie nie ma szans bym przekonała cię czymkolwiek innym i wiadomo, że gdy ktoś jest całe życie na deficycie kalorycznym to raczej marne szanse, że przytyje, chyba że tak zniszczy sobie metabolizm, że organizm sam zacznie odkładać tłuszcz na ''gorsze czasy''.
OdpowiedzUsuńNo ale nic nikomu nie narzucam, każdy ma własne sumienie i może swobodnie wybierać jaką dietę chce stosować, jednak chciałam tylko zwrócić uwagę na fakt, iż istnieje sporo faktów świadczących o tym, że jednak to mleko krowie zdrowe nie jest.
I masz rację - produkty odtłuszczone nie są zdrowe, ale z zupełnie innego powodu, jednak nie oznacza to, że należy zachwalać te ''pełnotłuste''. Poza tym powodem dla którego tak trudno jest ludziom zrezygnować z nabiału jest zawarta w nim kazomorfina (środek uzależniający) :)
It means a lot, thank You!