Motywacja - kłamstwo, jakim lubimy się karmić
Prowadzenie e-kursu to wcale nie taka łatwa rzecz. Zanim zaczęłam cokolwiek robić, a projekt miałam jedynie w myślach, zakładałam, że na luzie napiszę kilka dni "na zapas" i później każdego dnia kolejny tekst, by w razie czego "zrobić sobie wolne". Rzeczywistość zweryfikowała moje plany - owszem, kiedy zaczynałam, miałam trzy gotowe maile w zanadrzu, ale jakoś tak...szybko się rozeszły? Zanim się zorientowałam, w zapasie został mi tylko jeden. Ale udaje mi się utrzymać to do dziś, więc i tak uznaję to za swój sukces. Bo prowadzenie kursu o uważności nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy - motywacja to bullshit.
Brak mi motywacji - they say - i tą piękną wymówką zwalniamy się od jakiegokolwiek działania. Nie zrozumcie mnie źle, sama karmiłam się tym kłamstwem długi czas - po przeczytaniu książki "Mininawyki" może odrobinę mniej (a przynajmniej miałam gdzieś w świadomości fakt, że nie jest mi ta motywacja do pracy potrzebna), ale dopiero po weryfikacji tego stwierdzenia na własnej skórze w pełni zrozumiałam o co właściwie chodzi.
Jasne, motywacja jest potrzebna na samym początku, by jakiekolwiek działanie podjąć. Ale traktowanie tej strategii jako jedynej możliwej by zmobilizować się do działania wielokrotnie zawodzi - raz udaje Ci się napisać świetny tekst, pójść na trening z wielkim zapałem czy przysiąść do nauki bez większych oporów, a innym razem odpuszczasz sobie, bo zwyczajnie brakuje Ci bodźca zapewniającego "zastrzyk motywacji". I jakkolwiek świetne jest to uczucie, zależy w dużej mierze od emocji, więc siłą rzeczy nie może być niezawodnym narzędziem samorozwoju. Gorszy dzień, spadek energii, kiepska pogoda - jednym słowem niesprzyjające warunki. A fundament musi być solidny, by spełniał swe zadanie. Nie da się też zmotywować na żądanie, zwłaszcza kiedy pojawiają się pokusy oferujące natychmiastową przyjemność. Czasem zwyczajnie brak Ci motywacji by się zmotywować, po prostu. Autor "Mininawyków" sformułował również ciekawe stwierdzenie - prawo topniejącego entuzjazmu - kiedy jakaś czynność, wcześniej szalenie absorbująca i inspirująca, zaczyna zmieniać się w nawyk, wywołuje coraz mniej emocji. Dlatego też często po miesiącu porzucamy nasze postanowienia i cele, tłumacząc się spadkiem motywacji - dokładnie w chwili, kiedy mieliśmy szansę na wytworzenie silnego, zautomatyzowanego nawyku. Mniej ekscytującego, ale wciąż dającego satysfakcję.
No dobrze, więc co zamiast motywacji?
Ten post to mój drugi tekst napisany dzisiaj. "Ale jak to, znów muszę usiąść przed komputerem i przelewać swoje myśli na wirtualną kartkę? To bez sensu, fejmu brak, najlepiej to sobie odpuść całkowicie" - czasem i takie myśli przeważają. Jak mi się udało? Włączyłam laptopa, otworzyłam Worda, zerknęłam na spis "kursowych tematów" i zaczęłam pisać. Początkowo szło opornie, ale się wkręciłam i w efekcie stworzyłam całkiem długi tekst. A pomysł na posta (a raczej jego tytuł) przyszedł mi do głowy podczas jogi. Nie wiedziałam, co dokładnie chcę w nim zawrzeć i czy wyjdzie z tego post nadający się do publikacji, ale stosując powyższą metodę - malutkie, minimalne kroczki - dotarłam aż do tego momentu.
Co dostaję w zamian? Nawyk.
Ileż to razy nie chciało mi się rozkładać maty i odpalać filmiku kolejnego dnia jogowego wyzwania! Jak często chętnie odpuściłabym sobie naukę na rzecz wciągającej książki, spaceru, czy nawet zwykłego przeglądania Instagrama.
Czasem te pokusy wygrywają, ale tylko wtedy, gdy świadomie im na to pozwalam, mając w zanadrzu czas na wypełnienie uczelnianych obowiązków, zajęcie się blogiem czy "swój" czas. Czasem zwyczajnie potrzebuję totalnego resetu i odpuszczam na dzień czy dwa. Ale z motywacji korzystam sporadycznie, zamieniając ją na siłę woli - i to naprawdę minimalną, bo ileż mi jej potrzeba, by nacisnąć przycisk uruchamiania laptopa? - i na dobre nawyki.
A jeśli robię coś, co lubię - motywacja prędzej czy później i tak się pojawi - w trakcie działania i po dostrzeżeniu jego efektów.
12 komentarze
Ja w motywację nie wierzę już od dawna i zawsze to wszystkim powtarzam. Ach, gdybym miała na niej polegać, chyba całymi dniami leżałabym w łóżku, czytając książki. Dopiero oddanie celowi i ciężka praca, gdy początkowej euforii braknie, pokazuje na co nas stać 😊 Świetny tekst, Nacia! 😊
OdpowiedzUsuńUwielbiam moje mądre dziczyzny! Świat od razu jest piękniejszy!
OdpowiedzUsuńMiałam tak dokładnie podczas zabierania się za jakiekolwiek ćwiczenia. Pamiętam, kiedy w zeszłe wakacje udało mi się zrobić satysfakcjonujący trening, co sobie potem skomentowałam "motywacja wróciła, tak tak tak!", a za następne ćwiczenia zabrałam się, hm.. nigdy? Dopiero dzięki Tobie i naszemu wspólnemu wyzwaniu jogi, udało mi się wprowadzić ćwiczenia jako stały punkt dnia, mimo że czasem z nich rezygnuję z konkretnych powodów, a nie dlatego, że dziś to brak mi motywacji.
OdpowiedzUsuńZ nauką jeszcze mi trochę opornie idzie, ale też staram się zrobić z tego nawyk, bo przecież lubię się uczyć, ale czasem (lub często) jest tyyyle ciekawych rzeczy dookoła.. ;D
No kurczę, coś w tym jest, że często wykręcamy się od podejmowania akcji i różnych czynności własnie tym, że nie ma motywacji. No a czasem po prostu, nawet jak się nie chce, to trzeba. I tyle :D
OdpowiedzUsuńNatek, dzię - ku - ję! Dokładnie tego dziś potrzebowałam - tekst kursowy i dzisiejszy wpis, nie mogłaś mi zrobić lepiej <3 I tak bardzo nie mam siły, żeby wyrazić to co czuję i jak bardzo jestem Ci wdzięczna... Ale musiałam się odezwać, mimo, że niezbyt treściwie i znacząco. I wiem, że Ty wiesz. Dzięki
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio staram się pracować na nawykach. Np. piszę przynajmniej 500 słów dziennie (chyba że - tak jak teraz - jestem na wyjedźcie i ładuję bateryjki) aby mieć swój rytm, aby to pisanie przychodziło jak najbardziej naturalnie :)
OdpowiedzUsuńMotywacja w gruncie rzeczy sięga bardzo płytko i zwykle bierze się z zewnątrz. A konsekwencja bierze się ze środka :)
"Brak mi motywacji" brzmi lepiej niż "jestem leniem i szukam wymówki byleby nie zacząć działać". Przestałam wierzyć w motywację jakiś czas temu, zdecydowanie bardziej wolę chwilkę pooglądać ładne rzeczy, poszukać kierunków i zacząć działać, bo szkoda życia na wymówki. Kiedyś Tucholski powiedział w jakimś filmiku: "I'm always lazy", więc po prostu działa. I się tego staram trzymać. Efekty? Cztery gotowe do publikacji teksty na maj. A reszta codziennie stopniowo się pisze.
OdpowiedzUsuńAha dokładnie wiem o czym mówisz ;) Częstoam taka wymowke kiedy mam usiąść do pisania magisterki... I choć badam naprawdę ciekawe kwestie to kiedy zabrałam się do części merytorycznej motywacja mi opadła... Jednak z innymi rzeczami jest lepiej, jeśli coś sobie zaplanuje i zapisze - zrobię to ;) Dzieje się tak jednak dzięki samodyscyplinie, która każdego dnia staram się doskonalić. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńI niech moc zawsze będzie z Tobą! :)
OdpowiedzUsuńNiestety dopiero niedawno uświadomiłam sobie kwestię, którą poruszyłaś. Ile czasu przez to zmarnowałam? Ile szans straciłam? Gdzie mogłabym być dziś, gdyby nie mój słomiany zapał i uginanie się każdej pokusie odpuszczania? Wolę nie wiedzieć. Domyślam się, że to przerażające dane. Ale! Cieszę się, że zmądrzałam i nauczyłam się ze sobą pertraktować w stylu: "Faustyna, nie głupiej, siadaj i rób. Za chwilę cię wciągnie, a jak nie to przynajmniej będzie po robocie" :) Chyba jednak mam jakiś mięsień zwany "silną wolą" i więcej, staje się on coraz bardziej wysportowany! Cieszę się, że poruszyłaś ten temat na blogu, na pewno pozwoli on bardziej świadomie korzystać z umysłu.
Wszystkiego dobrego w ten wiosenny dzień! :)
motywacja przychodzi i odchodzi
OdpowiedzUsuńzgadzam się, że zamiast niej lepsza będzie siła woli, z którą niestety u mnie bywa różnie;)
Tymi malutkimi kroczkami udało Ci się stworzyć bardzo konkretny wpis ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że początkowo motywacja może okazać się pomocna, ale tylko na starcie, gdy człowiek nie wie z której strony i w jaki sposób temat powinien ugryźć. Licząc na to, że przy każdym "nie chce mi się" jakie tylko napotkamy na drodze, w magiczny sposób chęć do działania spłynie na nas z kolorowego zdjęcia przyozdobionego powtarzanym jak mantra cytatem, możemy się nieźle przeliczyć. Człowiek uczy się na błędach i ja ten błąd również powielałam przez bardzo długi czas, na szczęście jednak zrozumiałam to, że siłę napędową powinnam odnaleźć w sobie. Bardzo trafione jest to prawo topniejącego entuzjazmu -rzeczywiście, gdy jakaś czynność jest coraz bliższa zagoszczeniu w naszym planie dnia na stałe, entuzjazm może opaść. I tutaj pojawia się poruszona przez Ciebie kwestia - gdy człowiek zrozumie, że wszystko czego mu potrzeba do działania znajduje się wewnątrz - znikną wszystkie złe "misie" ;)
Ja też często mówię sobie, że brak mi motywacji i czekam na lepsze czasy. Przez co czasami odkładam coś w nieskończoność, a to nie jest dobre. Czasami coś nas odciąga od tego, co powinniśmy robić i wtedy szukamy wytłumaczenia. To prawda, jeśli lubimy to, co robimy to motywacji długo szukać nie trzeba, przychodzi znacznie szybciej, szkoda że nie ma tak z obowiązkami. :)
OdpowiedzUsuńIt means a lot, thank You!