Listopad jednym okiem
Listopad nie był miesiącem łatwym. Pomijając wszystkie sprawy uczelniane, pierwsze kolosy i takie tam kwestie, bo z tym sobie jak na razie radzę całkiem dobrze (choć sytuacja kryzysowa nastąpiła w momencie nauki na kolokwia odbywające się tego samego dnia - nie polecam). Nie miałam też złego nastawienia do listopada, jako dobijającego, szarego poprzednika, w kontraście do podniosłej, "światełkowej" atmosfery grudnia.
Ostatnie tchnienie jesieni wciąż trwa, a ja wciąż odkrywam i kształtuję siebie na nowo. Czas cholernie trudny, ale i niezwykle cenny. A jak wiadomo, za dobre rzeczy trzeba płacić.
Kultura, kultura. Trzy książki udało mi się między kserówki i literaturę ćwiczeniową (oko, ucho i te sprawy) wcisnąć. W poprzednim poście wspomniałam nieco o jednej z nich, "Czy jesteś psychopatą" autorstwa Jona Ronsona. I powiem Wam, że faktycznie, była to oszałamiająca podróż po świecie obłędu. Nieśmiało zadawałam sobie pytanie, czy to wszystko działo się naprawdę, ale kochana Weronika uświadomiła mnie delikatnie, że, cóż, tak, to opowieść oparta na faktach. Tacy ludzie istnieją. I stąpają sobie gdzieś po tej ziemi. Ewentualnie siedzą w zamkniętym zakładzie - wersja dla optymistów.
Z pogranicza (para?)psychologii, ale jej totalnie drugiego końca - "Mininawyki" Stephena Guise. Zupełnie nowe spojrzenie na kwestię wypracowywania dobrych przyzwyczajeń i roli motywacji w naszych działaniach. Wszyscy wiemy doskonale, że ta motywacja to zwodnicza bestia - pojawia się i znika kiedy tylko jej się podoba. I w ten sposób ma nad nami swego rodzaju władzę. Bo przecież "nie napiszę posta, brak mi motywacji". A tu psikus. Bo wcale mi jej nie trzeba. Wystarczy zacząć od najmniejszego kroczku - otworzyć pustą stronę w Wordzie. Albo lepiej, usiąść przed komputerem i włączyć go. Polecam bardzo tę cienką książeczkę dla wszystkich, którzy chcą swoją niesforną motywację okiełznać i działać mimo jej pozornego braku.
Ostatnim tytułem jest powieść sensacyjna Harlana Cobena, moja pierwsza styczność z tego typu gatunkiem oraz z autorem. "Obiecaj mi" było dość lekką lekturą i całkiem miłą odskocznią od tematów psychologicznych.
Co oglądałam? Jej. Nie mówmy o tym, co? W przypadku Sherlocka brak mi odpowiedniego słownictwa, nie potrafię wyrazić swojej opinii inaczej niż zachwytem nad moimi ukochanymi, cudownymi i wspaniałymi bohaterami mojego ukochanego, cudownego i wspaniałego serialu, za którego nadrabianie się niedawno zabrałam. Poza tym trzy tytuły: "Miasteczko Halloween" w towarzystwie siostry, "Dobre serce" w ramach sekcji Zdrowie i Choroba i "Wiosna, lato, jesień, zima i...wiosna", bo panna A poleciła już spory czas temu.
Ulubieńcy i nowości. Super, że chwalę się żarciem ze słoiczków dla bobasków, nie ma co! Taki miałam dziwny kaprys, bo w dzieciństwie "gotowców" nie zajadałam. I się zdziwiłam trochę, bo niby wiedziałam, że nie słodzone, ale...serio, to śliwkowe nie było słodkie ani odrobinę. Smuteczek.
Sweterek wielki i długi, trochę się w nim gubię, przypadłość niskich ludzi, ale musiałam go mieć - jest przemilusi. I nowości z Ziai do pielęgnacji twarzy, bo peeling od Tołpy się wreszcie skończył.
Poniżej ulubione w minionym miesiącu herbatki - w życiu nie pomyślałabym o istnieniu smaku melisa-chmiel-kardamon. A ta zimowa to must-have popołudniowych "sesji naukowych".
O istnieniu soczków przypomniała mi Weronika, ale, niestety, nie polubiłam się z nimi. A szkoda, bo to najtańsza opcja soków z prawdziwego zdarzenia.
Czas na kilka blogowych perełek, na które dane było mi trafić w listopadzie.
U Hani temat, który sama poruszałam, Ona jednak nieco bardziej drąży temat smutnego losu pokolenia ekranów.
U Klaudii tekst, którego wspomnienie za każdym razem wywołuje delikatny dreszcz na całym ciele. Jestem ogromnie wdzięczna za Jej świadectwo, które jest dla mnie drogowskazem.
Weronika stworzyła listę "to do" w grudniu, by stworzyć niezwykłą atmosferę tego miesiąca - ja podkradam kilka pomysłów, tworze własną i Was również do tego zachęcam!
Martyna przypomniała mi o moim nawyku sprzed kilku lat, do którego właśnie powracam z wielką chęcią!
Na koniec, u Ani, czas na chwilę refleksji, swego rodzaju rozliczenie z obecnie prowadzonym życiem i zachęta do zmiany, by odpowiedź na tytuł posta była bezsprzecznie twierdząca.
Last but not least, chciałam Wam ogromnie podziękować za Waszą obecność. Na Instagramie jest Was już ponad tysiąc, co jest powodem mojej ogromnej radości (i sporym sukcesem!), dziękuję! Zapraszam Was również na fanpejdża, którego staram się prowadzić dość aktywnie - wychodzi raz lepiej, raz gorzej, więc pomóżcie mi go rozruszać!
Przed nami ostatni miesiąc roku 2015 - niech to będzie wyjątkowy czas! Zróbmy trochę dobrego, zastanówmy się nad własnym życiem, postanówmy coś, nauczmy się czegoś nowego - żyjmy teraz, nie w oczekiwaniu na wolne lub ferie.
Trzymajcie się cieplutko! :)
Ostatnie tchnienie jesieni wciąż trwa, a ja wciąż odkrywam i kształtuję siebie na nowo. Czas cholernie trudny, ale i niezwykle cenny. A jak wiadomo, za dobre rzeczy trzeba płacić.
Kultura, kultura. Trzy książki udało mi się między kserówki i literaturę ćwiczeniową (oko, ucho i te sprawy) wcisnąć. W poprzednim poście wspomniałam nieco o jednej z nich, "Czy jesteś psychopatą" autorstwa Jona Ronsona. I powiem Wam, że faktycznie, była to oszałamiająca podróż po świecie obłędu. Nieśmiało zadawałam sobie pytanie, czy to wszystko działo się naprawdę, ale kochana Weronika uświadomiła mnie delikatnie, że, cóż, tak, to opowieść oparta na faktach. Tacy ludzie istnieją. I stąpają sobie gdzieś po tej ziemi. Ewentualnie siedzą w zamkniętym zakładzie - wersja dla optymistów.
Z pogranicza (para?)psychologii, ale jej totalnie drugiego końca - "Mininawyki" Stephena Guise. Zupełnie nowe spojrzenie na kwestię wypracowywania dobrych przyzwyczajeń i roli motywacji w naszych działaniach. Wszyscy wiemy doskonale, że ta motywacja to zwodnicza bestia - pojawia się i znika kiedy tylko jej się podoba. I w ten sposób ma nad nami swego rodzaju władzę. Bo przecież "nie napiszę posta, brak mi motywacji". A tu psikus. Bo wcale mi jej nie trzeba. Wystarczy zacząć od najmniejszego kroczku - otworzyć pustą stronę w Wordzie. Albo lepiej, usiąść przed komputerem i włączyć go. Polecam bardzo tę cienką książeczkę dla wszystkich, którzy chcą swoją niesforną motywację okiełznać i działać mimo jej pozornego braku.
Ostatnim tytułem jest powieść sensacyjna Harlana Cobena, moja pierwsza styczność z tego typu gatunkiem oraz z autorem. "Obiecaj mi" było dość lekką lekturą i całkiem miłą odskocznią od tematów psychologicznych.
Co oglądałam? Jej. Nie mówmy o tym, co? W przypadku Sherlocka brak mi odpowiedniego słownictwa, nie potrafię wyrazić swojej opinii inaczej niż zachwytem nad moimi ukochanymi, cudownymi i wspaniałymi bohaterami mojego ukochanego, cudownego i wspaniałego serialu, za którego nadrabianie się niedawno zabrałam. Poza tym trzy tytuły: "Miasteczko Halloween" w towarzystwie siostry, "Dobre serce" w ramach sekcji Zdrowie i Choroba i "Wiosna, lato, jesień, zima i...wiosna", bo panna A poleciła już spory czas temu.
Ulubieńcy i nowości. Super, że chwalę się żarciem ze słoiczków dla bobasków, nie ma co! Taki miałam dziwny kaprys, bo w dzieciństwie "gotowców" nie zajadałam. I się zdziwiłam trochę, bo niby wiedziałam, że nie słodzone, ale...serio, to śliwkowe nie było słodkie ani odrobinę. Smuteczek.
Sweterek wielki i długi, trochę się w nim gubię, przypadłość niskich ludzi, ale musiałam go mieć - jest przemilusi. I nowości z Ziai do pielęgnacji twarzy, bo peeling od Tołpy się wreszcie skończył.
Poniżej ulubione w minionym miesiącu herbatki - w życiu nie pomyślałabym o istnieniu smaku melisa-chmiel-kardamon. A ta zimowa to must-have popołudniowych "sesji naukowych".
O istnieniu soczków przypomniała mi Weronika, ale, niestety, nie polubiłam się z nimi. A szkoda, bo to najtańsza opcja soków z prawdziwego zdarzenia.
Czas na kilka blogowych perełek, na które dane było mi trafić w listopadzie.
U Hani temat, który sama poruszałam, Ona jednak nieco bardziej drąży temat smutnego losu pokolenia ekranów.
U Klaudii tekst, którego wspomnienie za każdym razem wywołuje delikatny dreszcz na całym ciele. Jestem ogromnie wdzięczna za Jej świadectwo, które jest dla mnie drogowskazem.
Weronika stworzyła listę "to do" w grudniu, by stworzyć niezwykłą atmosferę tego miesiąca - ja podkradam kilka pomysłów, tworze własną i Was również do tego zachęcam!
Martyna przypomniała mi o moim nawyku sprzed kilku lat, do którego właśnie powracam z wielką chęcią!
Na koniec, u Ani, czas na chwilę refleksji, swego rodzaju rozliczenie z obecnie prowadzonym życiem i zachęta do zmiany, by odpowiedź na tytuł posta była bezsprzecznie twierdząca.
Last but not least, chciałam Wam ogromnie podziękować za Waszą obecność. Na Instagramie jest Was już ponad tysiąc, co jest powodem mojej ogromnej radości (i sporym sukcesem!), dziękuję! Zapraszam Was również na fanpejdża, którego staram się prowadzić dość aktywnie - wychodzi raz lepiej, raz gorzej, więc pomóżcie mi go rozruszać!
Przed nami ostatni miesiąc roku 2015 - niech to będzie wyjątkowy czas! Zróbmy trochę dobrego, zastanówmy się nad własnym życiem, postanówmy coś, nauczmy się czegoś nowego - żyjmy teraz, nie w oczekiwaniu na wolne lub ferie.
Trzymajcie się cieplutko! :)
0 komentarze
It means a lot, thank You!