Październik jednym okiem
Kilkakrotnie już próbowałam praktykować na blogu taki comiesięczny cykl, wiecie. Ulubieńcy miesiąca, kulturalne podsumowanie i te sprawy. W końcu mam oględną wizję tego, jak miałoby to wyglądać, no i nazwę!-przyszła mi wczoraj na myśl tuż przed zaśnięciem. Jeśli więc chcecie wiedzieć, czym zajmowałam się minionego miesiąca-zapraszam. :)
Październik to dla mnie przede wszystkim czas nowego. Bałam się trochę, owszem, ale ten miesiąc przemknął niemal niezauważony, a ja czuję się już prawie całkowicie zadomowiona na swojej uczelni(bo w końcu zrobiłam wycieczkę na 3 piętro!). Mam mnóstwo chęci do nauki-chyba że idzie o "suche" wkuwanie na pamięć. To idzie mi zdecydowanie średnio. Ale, jej, jak bardzo zafascynował mnie człowiek-tym razem w każdym aspekcie, również tym biologicznym. Najchętniej opowiadałabym Wam tutaj o mózgu, przeróżnych zadziwiających neurologicznych zaburzeniach i cudownych funkcjach, o których większość z nas nie ma pojęcia(pompa sodowo-potasowa to mój ulubieniec, chociaż za cholerę Wam nie wytłumaczę, o co chodzi. Ale to dobrze, w sumie nie jest nawet szczególnie ciekawa. Chyba że przyrównacie sód do bohatera tragedii antycznej, jak mój wykładowca. Wtedy robi się interesująco.)
Dużo spacerowałam, ale to już wiecie. Moje zachwyty jesienią i światem możecie przeczytać(i obejrzeć :)) kilka postów wcześniej.
Za to nie mówiłam Wam jeszcze tutaj o moim małym debiucie-jakiś czas temu zaryzykowałam i wysłałam zgłoszenie do redakcji magazynu elektronicznego Magnifier. No i sobie dla nich piszę :) Tu możecie przeczytać pierwszy wpis na blogu, a już niedługo pierwszy numer z moim wkładem-będzie o życiu w jednej przestrzeni czasowej.
Podjęłam się również działalności w kole naukowym-jak na razie w sekcji Psychoterapii oraz Zdrowie i Choroba, więc bardzo możliwe, iż coś z tej tematyki pojawi się na blogu :)
Kolejne nowości-tym razem jedzeniowe. Trawniczek aka zielony mech, który fascynował mnie swym wyglądem dłuższy czas wreszcie wypróbowany. (Ale i tak najbardziej rozsmakowałam się dzięki niemu w granacie!)
Ciacho po lewej to pseudo sernik z nasionami chia, upolowany na Najedzonych Fest. Smak trafiony, nie to co smoothie z pietruszki. Nie polecam. Zwłaszcza, jeżeli jest ona bazą koktajlu, a nie jedynie dodatkiem.
Czytałam niewiele-jedna książka się znajdzie. Reszta to kserówki, cały ogrom kserówek, w których mój pokój zaczyna już tonąć.
"Anioły jedzą trzy razy dziennie" autorstwa Grażyny Jagielskiej, dzięki której wychodzę w tym miesiącu obronną ręką, to tytuł, który mnie intrygował bardzo. I spodziewałam się czegoś naprawdę mocnego. Niestety, może właśnie przez te oczekiwania moje rozczarowanie było spore. Relacja ze szpitala psychiatrycznego, ale jakby we mgle. Brak emocji. Może celowo, by unaocznić czytelnikowi działanie psychotropów? W każdym razie-opornie szła mi ta lektura.
Film również jeden, ale za to znacznie lepszy. "Chemia". Emocjonalna masakra. Film okropny. Naprawdę. Okropny, ale cholernie dobry. (Mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli) Aktorsko bywało kiepsko, zwłaszcza główny bohater, ale muzyka, grafiki przeplatające się z fabułą, sama treść filmu-nie wiem, może jestem przewrażliwiona, jeśli chodzi o taką tematykę, ale ta produkcja zrobiła ze mnie miękką kupkę smutku i kłębek myśli kryjący się przed całym światem pod biurkiem.
Muzycznie-zachwycający koncert Fismolla. Zachwycałam się już nim kilkakrotnie na forum publicznym, ale tutaj też muszę wspomnieć o tym wydarzeniu. Ten gość jest niezwykły, serio! Jeśli tylko będzie w Waszym mieście-kupujcie bilety od razu. Support wykonany przez Oly. również mnie bardzo usatysfakcjonował. Mocne brzmienie i delikatny głos wokalistki genialnie ze sobą współbrzmiały. Podrzucam Wam więc kilka linków, zarówno do utworów wspomnianych artystów, jak i piosenek, które zapętlałam w październiku(tak się składa, że wszyscy są polskiego pochodzenia :))
I na koniec garść inspirujących linków
0 komentarze
It means a lot, thank You!