Chcę.
Miał to być jedynie wpis w pamiętniku, dla własnego uporządkowania myśli i ukojenia nerwów. Ale już pisząc go, czułam, że chcę, by ujrzał on światło dzienne. Nie ma sensu chować tego w szufladzie.Tam z całą pewnością nic nie zdziała. Więc. Gotowi na trochę filozofowania w stylu vanitas?
Lat 20 (brzmi znacznie lepiej niż 19, tylko 2 miesiące dzielą mnie od tegoż dumnego wieku, wybaczcie więc tę nieścisłość-to dla dobra tekstu), swojego numeru pesel nauczyłam się w okresie maturalnym, to przecież ważne, by swój numer, jedyny taki, niepowtarzalny znać - zostałam nim naznaczona, znaczy, że istnieję. a Polska moją ojczyzną. Jestem kobietą, chociaż w przeszłości długo się przed tym faktem broniłam. Czasem trochę panikarą. Zawsze ciekawa świata, patrzę w niebo z uporem maniaka i zachwycam się dachami w zachodzącym słońcu. Uwielbiam jabłka z cynamonem i chrupiący chlebek (Wiewiórcze geny! Namiętnie obgryzam skórki i wszystko inne, co chrupkie). Często bywam smutna - przypadłość tych, którzy pragnęliby ten świat choć odrobinę zmienić na lepsze. Marzę o podróżach, dalekich i bliskich. Nigdy nie byłam w Paryżu.
Zdaję sobie sprawę, że tak realne odczuwanie kruchości własnego istnienia nie jest oznaką pełni zdrowia psychicznego, chociaż...może to tylko ostra świadomość tego, co nieuniknione, umożliwiająca mi patrzenie na świat z zupełnie innej perspektywy.
Są plusy i minusy tej mojej wątpliwej przypadłości. Niepodważalną zaletą jest zachwyt nad światem i wszystkim co mnie otacza. To pełnia szczęścia spowodowana wszechobecnym pięknem. Niezgoda na to, by robić coś wbrew sobie, na głupie tracenie czasu i tkwienie w czymś, co zupełnie mi nie odpowiada.
Okrutną wadą jest za to, uwaga, uwaga, rozbieram przed Wami kawałek swojej duszy - lęk. Dużo lęku. Nie strach, ugruntowany realnym zagrożeniem, ale irracjonalny, pochłaniający, bezlitosny lęk. To także chęć odczuwania wszystkiego mocniej i bardziej. I niecierpliwość. Bo przecież za 5 lat może mnie już na tym świecie nie być, więc czemu, do cholery, każecie mi czekać.
Wydarzenia ostatnich dni potęgują moje przemyślenia. Każą jeszcze dobitniej żyć "tu i teraz", nie dać się pochłonąć planom na przyszłość i nie zanurzać się zbyt głęboko w odmętach przeszłości. Uczą, by nieść dobro w swym otoczeniu - a przynajmniej taką lekcję ja z tego wszystkiego wyciągam. I utwierdzają w przekonaniu, że mam jakąś misję na tym świecie. Bo trzeba go zmienić, małymi kroczkami. Zaczynając od siebie.
Chcę dożyć swego ślubu. Chcę doznać starości. Chcę doświadczyć tego wszystkiego, co być może zostało brutalnie odebrane Paryżanom, ale przecież nie tylko im - setki tysięcy wydarzeń na przestrzeni ostatnich lat można by wymienić, gdzie ludzie w nagły sposób tracą to, co najcenniejsze. Chcę być tu, na Ziemi, by nie godzić się na krzywdę ludzką i zło wyrządzane dłońmi takimi, jak moje własne.
Chcę. I z całych sił wierzę, że chęci są najmocniejszym fundamentem.
0 komentarze
It means a lot, thank You!