Jak żyć bez lęku?

Wszyscy doskonale znamy to uczucie. I wszyscy pragniemy jak najszybciej się go pozbyć. Byle już. Byle dalej nie musieć tego znosić. Byle pozbyć się go. Chcemy uciec od strachu.

Pisałam już o nim, był gościem w jednej z odsłon alfabetu, ale cóż poradzić, skoro jest też stałym bywalcem w moim życiu. Zdążyłam go już całkiem nieźle poznać. Choć, wiecie jak jest - mimo, że szybko swych strachów się uczymy, to i tak zwykle są one bardziej podstępne i potrafią zaskoczyć lepiej niż pierwszy śnieg. Nasz umysł, oczywiście, zna całe mnóstwo wspaniałych (i czasami niezwykle fascynujących i pomysłowych) sposobów na to, by się przed nimi bronić. Nie mogłoby być inaczej, bo przecież z jego perspektywy każdy lęk to sprawa życia i śmierci. Tworzy iluzje, i zniekształca rzeczywistość, nie pozwalając nam dostrzec tego, co potencjalnie mogłoby przyprawić nas o szybsze bicie serca i uruchomienie reakcji walki i ucieczki. Bywa i tak, że lęk podświadomie zamieniamy na strach - ryzykujemy, stawiamy wszystko na jedną kartę, robimy rzeczy szalone, a wszystko po to, by pozbyć się tego uczucia, jednego z najbardziej dyskomfortowych i sprawiających ból. Świadomie również walczymy z nim na różne sposoby. Ja na przykład wróciłam do medytacji, ale miewam również i bardziej destrukcyjne sposoby radzenia sobie. 


Wszystkie te działania najczęściej jednak sprowadzają się ostatecznie do pewnej natarczywej idei, która nie daje spokoju. Nie chcę się bać. Nie chcę tego czuć. Dlaczego znów te drżące dłonie, dlaczego rozbiegane myśli? Czemu nie mogę po prostu żyć? Bez niego. Robić wszystkie te wspaniałe rzeczy, które oglądam zza ekranu smartfona, a które dla innych są pewnie największą radością, bez krzty strachu. Dlaczego nie mogłoby być łatwo? Jak nauczyć się żyć bez lęku?

Łapałam się na tej gonitwie umysłu nie raz, i pewnie jeszcze wielokrotnie w ten schemat popadnę, ale wczoraj nieśmiało zakiełkowała we mnie nowa myśl. Ożywcza, dająca wolność. I rosnąca w siłę.  Bo o ile już jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z iluzji, jaką jest pogląd, że to wszystko złe spotyka tylko mnie, że tylko ja się tak czuję i że ci anonimowi inni na pewno tak nie mają, o tyle nigdy wcześniej nie zadałam sobie następującego pytania. Dlaczego miałabym chcieć iść przez życie całkowicie bez lęku? Czy wtedy też wszystkie te rzeczy i działania, które poprzedza strach, dawałyby mi tyle satysfakcji i radości? Gdzie wtedy byłoby główne źródło mojego poczucia skuteczności, wiary w siebie, dumy, skoro do tej pory największe "zasilanie" daje mi pokonywanie wszelkich obaw - począwszy od tych malutkich, jak załatwianie czegoś poprzez rozmowę telefoniczną (no błagam, kto robi to bez nieprzyjemnego uczucia niepokoju, no!), aż po te sporego kalibru, jak pierwsza podróż samolotem.


Nie można uchronić się przed strachem, nie chroniąc się równocześnie przed doświadczaniem uskrzydlającej wolności, niewypowiedzianej radości i piękna. Tak samo jak nie można wykluczyć "negatywnych" emocji, nie tracąc równocześnie zdolności doświadczania tych przyjemnych. 
Nasza codzienność jest mozaiką chwil, a my składamy się ze sprzeczności. Z bieli, z czerni, z niezliczonych szarości, ale i całej palety najpiękniejszych barw. 

Skąd możemy wiedzieć, czy bez tak istotnego elementu jakim jest lęk, cała ta chaotyczna, lecz jakże wspaniała układanka życia nie stałaby się jałowa? Skąd wiemy, że bez strachu, którego pragniemy się pozbywać i którego nie chcemy czuć, nie byłoby w nas pustki? 
Może to właśnie dzięki niemu, na przekór wszystkiemu, bywa najpiękniej?


PS. Mam oczywiście na myśli taki poziom lęku, na którego doświadczanie jesteśmy narażeni wszyscy w toku życia, a który nie utrudnia codziennego funkcjonowania przez dłuższy czas i w dużym stopniu. W żadnym razie nie namawiam do biernego poddania się lękowi, który powoduje chroniczne cierpienie - w takim wypadku namawiam do skorzystania z profesjonalnej pomocy! 

Spodoba Ci się również

4 komentarze

  1. Ja powoli wracam do jogi i innych ćwiczeń, bo endorfinki zawsze mi pomagały! Ale też mam podobne przemyślenia, że w sumie bez tego lęku pewnie bym się nie cieszyła z tak prostych i małych rzeczy, jak zjedzenie słodkiego naleśnika poza domem, czy godzinna podróż samochodem. Bo kiedyś to było coś zwyczajnego, a teraz wymaga wiele energii, odgarniania złych myśli, kontroli. A potem jest ten wyczekiwany uśmiech i ogromna radość, że się udało. I daje też takie pole do pracowania nad sobą, nad tworzeniem nowych schematów myślowych, które pozwolą się z tym lękiem oswajać coraz bardziej.
    PS przepiękne to pierwsze zdjęcie!

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. pierwsze zdjęcie jest cudowne - od razu poczułam zapach igieł i trochę nawet niespodziewanie świąteczny klimat.
    2. I tak sobie pomyślałam, że z lękiem jest podobnie jak ze smutkiem. Gdyby tych "negatywnych" emocji, nie docenialibyśmy tych dobrych, nie moglibyśmy poznać radości, pokoju w sercu i dumy z własnych małych sukcesów.

    OdpowiedzUsuń
  3. rudawstazka.wordpress.com27 listopada 2017 04:41

    Bardzo fajne spojrzenie na lęk :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "załatwianie czegoś poprzez rozmowę telefoniczną (no błagam, kto robi to bez nieprzyjemnego uczucia niepokoju, no!)" chyba prawie wszyscy oprócz mnie:D boję się też banków, lekarzy i wszelkich instytucji:<

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe