alfabet zdrowia psychicznego - nadzieja
Miałam nadzieję, że uda mi się napisać dla Was więcej wpisów w ostatnim czasie. Niestety - znów odzywam się dopiero po miesiącu, przychodząc z kolejną literą alfabetu. Bardzo chciałabym być tutaj częściej, rozwijać swoją blogową działalność, lecz czasem życie i codzienne sprawy pochłaniają na tyle, że trudno mi wygospodarować przestrzeń na pisanie. Wierzę jednak, że nie zapomnicie o moich miejscach w sieci, a sama wygospodaruję czasem chwilę na przełożenie swych spostrzeżeń i refleksji w słowa. Niemniej jednak - ten jeden wpis zawsze pojawić się musi. Bo zależy mi na tej tematyce, bo chcę dzielić się z Wami sposobami na lepsze bycie w Świecie, bo pragnęłabym, by zdrowiu psychicznemu przypisywano większe znaczenie. Jestem więc i podejmuję październikowe hasło - koniecznie sprawdźcie też, co Kalina ma dla Was.
Zatrzymajmy się na moment - czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, czym jest dla Ciebie nadzieja? Jaka ona jest? Jak duże znaczenie ma w Twoim życiu, jaką wartość jej przypisujesz, w jakich sytuacjach z nadziei korzystasz?
Przyznam szczerze, że sama zderzyłam się z nadzieją dopiero w zeszłym roku. Dzięki kursowi psychologii pozytywnej miałam okazję uświadomić sobie, że ja przecież totalnie nieświadomie miewałam (lub nie) nadzieję i bezwiednie używałam sformułowań w stylu zdania, którym rozpoczęłam ten post. A już na pewno nie zdawałam sobie sprawy z istotności, ba, z mocy, jaką potrafi ofiarować nadzieja. Ale, ale. Wszystko po kolei.
Zacznijmy od faktu, iż nadzieja w naszej kulturze postrzegana jest dwojako - wszyscy doskonale znamy powiedzenie sugerujące, że tylko głupi porywają się na to, by mieć nadzieję. Zaś na samym dnie Puszki Pandory znajdowała się właśnie ona - gdy całe zło i nieszczęście spłynęło na świat, to nadzieja miała pozostać, by...no właśnie, w jakim celu? By łagodzić cierpienie i dawać siłę do działania, czy raczej zaciemniać trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość i karmić złudzeniami, dając przyzwolenie na pozostawianie wszystkiego w rękach losu?
Uwaga, uwaga, czas na ulubione hasło psychologów: to zależy.
Nadzieja jest niejednoznaczna. Jest procesem, który w biegu życia rozwija się wraz z nami, od naiwnej i całkowitej ufności, po tę realistyczną, dojrzałą. Jest zarówno stanem jak i cechą osobowości, może być ogólna lub specyficzna, pasywna (gdy jest właśnie taka, czyli zakłada naszą zależność od losu, aka "będzie dobrze i już", a do tego ogólna, czyli "mamy nadzieję, że będzie dobrze" - pojawia się pewne ryzyko, bo brak precyzji i jakiejkolwiek aktywności z naszej strony sprawia, że łatwo taką nadzieję zawieść) lub aktywna. Ja jednak chciałbym skupić się najbardziej na czymś innym - otóż, nadzieję często przeciwstawiamy lękowi.
Lęk nas zamyka - na świat, na bliskich, na wskazówki, które mogłyby sugerować poprawę sytuacji. Kieruje naszymi zachowaniami, nakręca spiralę negatywnych myśli, generuje destrukcyjne przekonania. Lęk nie jest też obojętny naszemu ciału - spina mięśnie, żołądek wiąże w supeł, słowem - uruchamia kaskadę reakcji, które mają wpływ zarówno natychmiastowy, jak i długotrwały. Lecz jeśli w pewnym momencie - lęku, ale i smutku, żałoby, trudnej sytuacji - pojawi się światełko, choćby niemrawe - połowa drogi za nami.
Od tego się zaczyna - sama pamiętam doskonale czas, kiedy nadzieję faktycznie traktowałam jako matkę głupich i nie wierzyłam, że pewnego dnia będę mogła jeść pizzę z uśmiechem, a wieczorem wciąż patrzeć na swoje ciało podczas kąpieli z wdzięcznością i miłością. Pewnego dnia jednak zauważyłam tę małą iskierkę, która zdołała przebić się do mej świadomości. Że życie może być fajne. Że mogę podróżować, uczyć się, kochać i być kochaną. Że jeszcze tyle wspaniałych chwil przede mną. Że warto o to zawalczyć. Nadzieja jest wyjątkiem pośród wszelkich emocji nazywanych potocznie pozytywnymi, bo nie pojawia się wtedy, gdy dzieje się dobrze - wręcz przeciwnie. Wymaga więc wysiłku. Ale równocześnie, to właśnie ona daje nam niezwykłą szansę - nadzieja otwiera, stopniowo wyzbywa się filtrów nałożonych na nasze zmysły przez strach, pozwala dostrzec możliwości. Motywuje i przepełnia nasze ciało energią. A nawet pozwala mu się regenerować w chorobie!
Richard Snyder, autor poznawczej teorii nadziei, w swej publikacji przytacza krótki dialog między dwoma lekarzami-onkologami. Jeden z nich narzekał, że zupełnie nie rozumie jak to się dzieje - podają pacjentom te same leki, warunki też są identyczne, a jednak, on ma na "swym koncie" jedynie 22% wyleczonych, zaś jego rozmówca aż 70% sukcesów. Towarzysz odpowiedział, że owszem, z jedną różnicą: ten drugi stosuje Etoposide, Platinol, Oncovin i Hydroxyurea, co nazywa w skrócie EPOH, on zaś podaje swym pacjentom HOPE, podkreślając, że jest to metoda eksperymentalna i ma wiele skutków ubocznych, lecz podkreśla, że mają naprawdę dużą szansę, bo w swej historii ma już wiele przypadków całkowitego wyleczenia.
Od tego się zaczyna - sama pamiętam doskonale czas, kiedy nadzieję faktycznie traktowałam jako matkę głupich i nie wierzyłam, że pewnego dnia będę mogła jeść pizzę z uśmiechem, a wieczorem wciąż patrzeć na swoje ciało podczas kąpieli z wdzięcznością i miłością. Pewnego dnia jednak zauważyłam tę małą iskierkę, która zdołała przebić się do mej świadomości. Że życie może być fajne. Że mogę podróżować, uczyć się, kochać i być kochaną. Że jeszcze tyle wspaniałych chwil przede mną. Że warto o to zawalczyć. Nadzieja jest wyjątkiem pośród wszelkich emocji nazywanych potocznie pozytywnymi, bo nie pojawia się wtedy, gdy dzieje się dobrze - wręcz przeciwnie. Wymaga więc wysiłku. Ale równocześnie, to właśnie ona daje nam niezwykłą szansę - nadzieja otwiera, stopniowo wyzbywa się filtrów nałożonych na nasze zmysły przez strach, pozwala dostrzec możliwości. Motywuje i przepełnia nasze ciało energią. A nawet pozwala mu się regenerować w chorobie!
Richard Snyder, autor poznawczej teorii nadziei, w swej publikacji przytacza krótki dialog między dwoma lekarzami-onkologami. Jeden z nich narzekał, że zupełnie nie rozumie jak to się dzieje - podają pacjentom te same leki, warunki też są identyczne, a jednak, on ma na "swym koncie" jedynie 22% wyleczonych, zaś jego rozmówca aż 70% sukcesów. Towarzysz odpowiedział, że owszem, z jedną różnicą: ten drugi stosuje Etoposide, Platinol, Oncovin i Hydroxyurea, co nazywa w skrócie EPOH, on zaś podaje swym pacjentom HOPE, podkreślając, że jest to metoda eksperymentalna i ma wiele skutków ubocznych, lecz podkreśla, że mają naprawdę dużą szansę, bo w swej historii ma już wiele przypadków całkowitego wyleczenia.
Snyder nadmienia, że to historia prawdziwa. A ja jestem w stanie mu uwierzyć, bo wiem, jaką moc mają nasze umysły. Wiem, jak silna może być destrukcyjność pewnych myśli powtarzanych miesiąc za miesiącem. Dlaczego więc w drugą stronę miałoby nie być tak samo?
Hoping = coping.
Nawet w sytuacji pozornie beznadziejnej. Sama świadomość, że w końcu i to minie - to już nadzieja. A ta pozwala nam widzieć więcej.
5 komentarze
A moją nadzieją jest oswojenie się z lękiem na tyle, by podejmować coraz dalsze podróże, a nie tylko o nich marzyć i odrzucać każdą, jaką będę miała okazję podjąć. I wielkie nadzieje, by jak najszybciej zawitać u mojej Natuuusi <3
OdpowiedzUsuńMoże i matka głupich, ale nic tak nie ratuje od własnej paranoi. Piękny wpis, szczególnie zakończenie. Words to live by :*
OdpowiedzUsuńgdyby nie nadzieja prawdopodobnie już dawno wszyscy byśmy ze sobą skończyli w gorszych chwilach:D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy byłoby to aż tak drastyczne, bo utożsamiam się z podejściem mówiącym, że człowiek zawsze, nawet w najtrudniejszych warunkach ma w sobie wewnętrzną, świadomą lub nie siłę, która pcha go ku życiu mimo wszystko i każe walczyć, ale z pewnością zależałoby nam na wielu rzeczach o wiele mniej i nasze decyzje byłyby pochopne, to fakt!
OdpowiedzUsuńTo są i moje nadzieje, Oluśku! <3
OdpowiedzUsuńIt means a lot, thank You!