alfabet zdrowia psychicznego - inność
Miałam zamiar poruszyć dla Was w tej odsłonie alfabetu jakieś zagadnienie od nieco bardziej profesjonalnej strony. Bo, wiecie, marzy mi się dawanie Wam wiedzy z zakresu psychologii, szerzenie świadomości, mówienie głośno o tym, co zaniedbywane w sposób rzetelny, podparty badaniami i faktami naukowymi. Ale czasem też potrzebuję się wygadać - taki był przecież pierwotny zamysł tego miejsca. I tak się złożyło, że dużo w mej głowie ostatnio się dzieje, a wiele z tych myśli krąży dookoła jednego sformułowania. Inność. To właśnie o niej chciałabym z Wami dzisiaj porozmawiać, na wstępie zapraszając Was również do Kaliny, która stworzyła świetny tekst (właśnie taki, jakie chciałabym czasem pisać dla Was) o introwertyzmie.
A teraz - sprawdźmy, czy nie wyszłam z wprawy przelewania strumienia myśli na klawiaturę.
Oczywistą sprawą jest - choć wielu z nas wciąż świadomie lub nie do końca przeciwko temu protestuje, mszcząc się na własnych ciałach - iż wszyscy bardzo różnimy się wizualnie. I choć to równie ważny aspekt inności, o którym mogłabym pisać i pisać - pozwólcie, że dzisiaj pozostanie w tyle. Ja zaś skupię się na czymś innym.
Jesteśmy pełni sprzeczności, to fakt, ale gdy te dwie opozycje są równocześnie dość silnymi potrzebami...może być ciężko. No bo hej, jak to zrobić, by równocześnie być innym, ale też nie być innym ZA bardzo?
Lubię się wyróżniać - tym, co robię, czytam, mówię, wiem. Może to nawet taka trochę guilty pleasure z mojej strony - to ukłucie satysfakcji, gdy mogę się pochwalić, że chodzę na jogę, czytam Poświatowską, prowadzę bloga od pięciu lat jest silne, poczucie odrębności czy wyjątkowości zyskiwane dzięki temu dba o moją samoocenę i dobrostan psychiczny. Stąd, gdy otoczenie daje mi znaki, że wcale taka fajna to ja nie jestem, bo to wszystko nie jest tylko "moje", pojawia się złość, a trochę nawet poczucie porażki i chęć odwetu na tych, którzy tę inność mi odbierają. A to przecież zagrożenie jest - tak to postrzega nasz umysł.
Żeby było wesoło - jest też druga strona medalu. Pojawiająca się zwłaszcza wtedy, gdy przytłaczają nas trudności, często urastające do rangi życiowych problemów właśnie przez poczucie osamotnienia. Bo przecież jestem stuprocentowo pewna, że nikt inny się nie boi podróżowania z takiego powodu co ja. Nikt tak nie blokuje sobie spełniania marzeń, nikomu nie przyszło zmagać się z taką fobią. A ja jestem tak okrutnie sama w tej swojej inności. Do tego jest też potrzeba przynależności, akceptacji i bycia kochanym, a wszystko to łatwiej (z pozoru? a może i nie - co potwierdza wiele badań) uzyskać, znajdując podobieństwa.
Trudno mi pominąć w tym miejscu pewną obserwację - wszystkie powyższe sprzeczności potęguje obecność w social mediach. (To pewnie mocno subiektywne spostrzeżenie, ale...może jednak nie jestem aż tak inna? :D) Jesteśmy przecież wrzuceni (a raczej sami się wrzucamy) w pewną masówkę, gdzie znaleźć możemy dosłownie wszystko. I czasem to naprawdę wspaniałą rzecz - możemy się wspierać, inspirować, chwalić i obdarzać pochwałami. Czasem jednak bycie w tak ogromnej społeczności przytłacza, bo o wiele łatwiej zgubić własną wyjątkowość w gąszczu osób, które nie dość, że zajmują się tym samym, to często robią to w jakiś sposób lepiej. Dostajemy też obraz mocno fragmentaryczny - widzimy piękne fotografie z podróży, widzimy uśmiech, widzimy zdjęcie z siłki, łapiemy te strzępy informacji i zostajemy przy nich, nie biorąc pod uwagę całej, ogromnej reszty. Nie znamy myśli, zmagań, trudności. Nie znamy historii. Widzimy urywek, a biczujemy się za to, że nasze życie jest tak zgoła inne - pełne cierpienia, problemów, ciągłego sprawdzania się i tej nieszczęsnej inności, której ciągle za dużo lub ciągle niedostatecznie wiele.
Tak to już chyba jest i będzie, że potrzeba wyjątkowości i odrębności walczy z potrzebą przynależności. Co możemy zrobić? Przede wszystkim pielęgnować swoją inność. Nie wyrzekać się jej, wziąć ją w swoje ręce, zadbać o nią i wydobyć cały potencjał i piękno, jakie w niej tkwi. Moją receptą będzie też dystans do social mediów, którego muszę się uczyć wciąż na nowo, bo łatwo zapominam, łatwo się gubię, zwłaszcza gdy przychodzi trudniejszy, bardziej stresujący czas.Wyobraźnia też pomaga - pomaga widzieć człowieka, z całą jego przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, zamiast jednego, perfekcyjnego niemalże zdjęcia.
No, i jeszcze pan S pomaga. Gdy daje mentalnego kopniaka słowami, że ten instagram to jednak potrafi być złem wcielonym i pułapką, zamiast inspiracją i fajnym miejscem do dzielenia się swoją wyjątkowością.
Pomimo inności i poprzez inność.