Uważność w praktyce - sześć technik do użytku codziennego

O szeroko pojętej uważności mogliście już u mnie czytać nie raz. W zeszłym roku był kurs (który wciąż możecie otrzymać w wersji PDF, a ja do tej pory jestem z siebie dumna, że udało mi się go przeprowadzić i wytrwać sumiennie 14 dni z pisaniem dla Was mailów), był wpis adepta uważności i przemyślenia o poszukiwaniu wewnętrznej ciszy. Wszystko to były jednak luźne przemyślenia, a ja wciąż uważam się za początkującą w tym zakresie - wciąż poznaję, czytam, próbuję i doświadczam, przede wszystkim. I o ile porządny, z naukowym podparciem, wpis o medytacji i mindfulnessie pojawi się na pewno w ramach alfabetu zdrowia psychicznego, u mnie lub u Kaliny (która ostatnio popełniła świetny tekst o słuchaniu siebie, zajrzyjcie!), o tyle już dziś chciałabym podzielić się z Wami krótkimi sposobami, jak wpleść ćwiczenia bycia w momencie do swojej codzienności. Takie do wypróbowania już dziś, a później...do powtórzenia jutro, pojutrze i każdego kolejnego dnia. 


1. Oddech. Podstawa podstaw, ale mnie właśnie to dało najwięcej. Wystarczy nawet minuta, choć fajnie byłoby poświęcić temu dłuższą chwilę. Chodzi o to, by zwyczajnie uświadomić sobie to, jak oddycha nasze ciało - gdzie czujesz wdech, jak Twoja klatka piersiowa, brzuch, delikatnie się unoszą, jakie uczucie towarzyszy Ci przy wydechu. Skupić całą swą uwagę na tym procesie - i nie, zupełnie nie chodzi o to, by nie myśleć! Ważne, by nie dać się pochłonąć pojawiającym się myślom i za każdym razem wracać do obserwowania kolejnych oddechów. Ja zwykle wykonuję to ćwiczenie leżąc na plecach, tuż przed snem, z dłońmi na brzuchu, co dodatkowo pomaga mi w odczuwaniu przebiegu procesu przepływu powietrza. Fajną opcją jest też powtarzanie sobie w głowie czegoś w stylu "wdycham spokój", "pozbywam się napięcia/strachu/stresu" przy wdechu i wydechu. 

2. Jedną z technik medytacji jest skan ciała, gdzie powoli, krok za krokiem, skupiamy uwagę na poszczególnych częściach ciała - od stóp, przez łydki, uda, biodra, brzuch, plecy, ramiona, kark, usta, oczy, czoło i tył głowy. Bo na co dzień czasem w ogóle nie zauważamy, że to ciało mamy, a tutaj zyskujemy możliwość, by tę łączność przywrócić. Ja jednak preferuję inną wersję tego ćwiczenia, nieco mniej statyczną - nazywam ją pobudką dla ciała. Najlepszą porą będzie poranek, choć ja lubię je wykonywać za każdym razem, gdy dłuższy czas przebywałam w pozycji siedzącej. Najpierw - dłuuuugie przeciągnięcie się. Tak, by poczuć wszystkie zaangażowane w to mięśnie. Później - coś co szczerze uwielbiam - powolne skinięcie głową w dół, w górę, w lewo i prawo, lub połączenie wszystkich tych ruchów tak, by zatoczyć niewielkie koło. Wprawiam też w ruch nadgarstki, stopy (ostatnim odkryciem, dzięki panu S, jest masaż stopy piłeczką tenisową - cudo!) i robię skłon w przód i na boki. Trwa to raptem dwie, trzy minuty, a regeneruje niesamowicie. I, co równie istotne - pozwala zidentyfikować napięcia ulokowane w ciele, których często jesteśmy nieświadomi. Obowiązuje tutaj zasada podobna, jak w pierwszym ćwiczeniu - nie usiłujemy odgonić pojawiających się myśli, ale zwyczajnie wrócić uwagą do tego, jakie wrażenia płyną z Waszego ciała wraz z rozciąganiem. 

3. Wiecie, jak zupełnie różnym od zwyczajnego słuchania muzyki "w tle", będąc zatopionym w tym, co dzieje się w naszym umyśle, lub jakąkolwiek inną czynnością, od słuchania uważnego? Wypróbowałam to niedawno po raz pierwszy, jadąc na uczelnię w dość dużym napięciu, bo przed prezentacją z angielskiego (swoją drogą, o medytacji!). Śledziłam każde kolejne słowo, zatapiałam się w dźwiękach - uwierzcie (a raczej spróbujcie, by nie musieć jedynie wierzyć), cały zgiełk tramwaju zniknął. A ja, po takim trzy-cztero minutowym seansie poszłam na zajęcia z zupełnie innym nastawieniem, dzięki pętli zwrotnej: wyciszony umysł -> spokojne ciało. Uważne słuchanie możecie praktykować nie tylko poprzez muzykę - równie dobrze działa skupienie się przez kilka chwil na wszystkich dźwiękach, jakie nas otaczają w danym momencie - szum aut, rozmowa gdzieś w oddali. 


4. Było słuchanie, niech będzie i patrzenie. Przyznaję się bez bicia jakim jestem świrem (kto jeszcze uwielbia słowo "weirdo"? <3) - u mnie najczęściej przyjmuje to formę obserwowania ludzi. I mogę tak sobie spędzić pół godziny, patrząc na twarze moich współtowarzyszy w autobusie, ćwicząc równocześnie postawę całkowicie nieoceniającą. To ćwiczenie jest też kluczowe dla moich codziennych zachwytów nad pięknem świata - nauczyłam się patrzeć nawet na swój widok z okna oczami kogoś, kto widzi to zachodzące słońce, wiatr w koronach drzew, dachy kolorowych domków po raz pierwszy. W ten sam sposób staram się oglądać swoje miasto, nawet jeśli przechodzę ulicą Floriańską. Świetny sposób na uwolnienie swojego umysłu od nieustająco biegnących myśli, a połączony ze spacerem będzie zbawienny również dla ciała. 

5. Jest takie super słynne, w niemal każdym podręczniku mindfullness-u można je znaleźć, mające nauczyć uważnego jedzenia - opisuje ono, jak zjeść rodzynkę, by doświadczyć tego w pełni. Cóż, z rodzynką nie miałam okazji tego wypróbować, ale staram się tę technikę zastosować do przynajmniej jednego posiłku każdego dnia. Choć to chyba jeden z najtrudniejszych, uważnościowych nawyków dla mnie, bo mam tendencję do sięgania po tableta za każdym razem, gdy siadam do stołu, a jak wiemy - social media to wróg numer jeden bycia tu i teraz. I, wiecie, jedzenie zyskuje zupełnie inną jakość, gdy każdy kęs jest świadomy, a nie gdzieś w biegu lub patrząc w ekran. Ba, czasem możemy w ten sposób odkryć zupełnie inny smak!

6. Ważnym doświadczeniem jest poznawanie swoich emocji. Tym razem jednak inaczej, niż zwykle - najczęściej skupiamy się na tym, co w głowie, bo przecież trudno oderwać się od lękowych myśli, gniewu, złości, poczucia winy, czy smutku. Wraz z emocją pojawia się wyuczona narracja, utarty schemat, który znacznie ogranicza naszą perspektywę. Najgorzej sprawy się mają, jeśli w ogóle nie chcemy sobie pozwolić na odczuwanie i przeżycie trudnych emocji. Bo uważamy, że to złość bezpodstawna, bo wstydzimy się swego wstydu, bo nie wypada być smutnym z "byle powodu". Ogromnie dużo mi dało zrozumienie, że każde uczucie jest ważne i większość z nich ma swój początek w ciele, a już na pewno każde znajduje tam swe odzwierciedlenie. Skupiając się na tym, jak nasz organizm reaguje, odciągamy uwagę od myślowego błędnego koła, poznajemy siebie, ale przede wszystkim nie zabraniamy sobie czuć. Dawniej złościłam się bardzo za każdym razem, gdy dopadał mnie smutek bez większego powodu. To paradoks, bo nie dość, że już wcześniej miałam w sobie trudną emocję, to do tego sama dołożyłam sobie kolejną. Dziś w smutku staram się być dla siebie przyjacielem - czyli, przede wszystkim, daję sobie na te uczucia przestrzeń.


Chciałabym bardzo, byście i Wy dali szansę uważności, chociażby poprzez któreś z tych krótkich ćwiczeń, które często poza benefitami dla ciała i głowy, dają zwyczajnie wiele satysfakcji i przyjemności. Zasada numer jeden odnosząca się do wszystkich, o której nie wolno Wam zapomnieć: przyjmowanie wszystkiego bez nadawania ocen i etykiet. A raczej próby, bo to coś, co totalnie nie przychodzi od razu. Tak jak i cała reszta związana z medytacją i jej skutkami. 

Będąc w temacie, na koniec chciałam się Wam jeszcze króciutko pochwalić - we wrześniu, będąc w Poznaniu, nagrałyśmy z Sabiną film. Przeszedł wiele, nie jest idealny, ale ja i tak jestem dumna i cieszę się, że w ogóle nam się to udało. TUTAJ możecie znaleźć nasz youtube'owy debiut. (Mam nadzieję, że i w tym roku coś dla Was stworzymy!)

Miejcie dobre popołudnie pełne uważnych chwil! :)

Spodoba Ci się również

21 komentarze

  1. O ile medytacje są super, tak z uważnością przy innych okazjach zupełnie mi nie wychodzi. Nie mam po prostu do tego cierpliwości, ale muszę popracować nad sobą i w tej dziedzinie.
    Świetny wpis!

    www.bibliofilembyc.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. rudawstazka.wordpress.com9 kwietnia 2017 21:15

    Dziwna sprawa z tymi emocjami. Jak człowiek nie zwróci na nie uwagi to mu się wydaje, że jest zły na panią w sklepie czy przechodniów, a nie na faktyczny powód swojej złości.
    Bardzo fajne te pomysły, chętnie je przetestuję. Zwłaszcza, że też słucham muzyki w drodze na uczelnię, będzie jak znalazł :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecę ten wpis mojej siostrze. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Skanuję, słucham, patrzę, poznaję i oddycham :) i bardzo pomaga mi Headspace! I terapia! I uważne rozmowy z najbliższymi! <3
    I w tym wszystkim jeszcze mi tylko uważne jedzenie nie wychodzi - często łapię się na tym, że "muszę" sobie podjadać coś podczas pisania prac czy przygotowywania się na zajęcia. Staram się nad tym pracować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od kilku tygodni jestem na Kursie Uważności, więc część praktyk jest mi znana :) Fajny wpis, szkoda, że tak wielu ludzi nie miało nigdy styczności z tym, o czym piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z oddechem mam największy problem, nawet jak próbuję się skupić na liczeniu oddechów, to i tak zaczynają mi myśli uciekać, ale próbuję wciąż! Zresztą z jedzeniem mam podobnie, też ciągle coś przeglądam przy posiłku.. A dzisiaj mam setny dzień z medytacją <3
    Ja się zgłaszam, ja lubię słowo weirdo!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzymam kciuki! Po pewnym czasie staje się to już odruchem, mam tak chociażby ze sprawdzaniem swojej pozycji ciała, czy nie mam żadnych napięć, ucisków spowodowanych jakąś stresującą myślą. Gdy, na przykład, siedzę w tramwaju lub na wykładzie, po prostu chwilę poświęcam na krótki skan ciała.
    A co do medytacji - chciałabym nauczyć się poświęcać na to chwilę każdego ranka, bo medytuję tylko przed zaśnięciem. A jak to wygląda u Ciebie? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawda? Albo zaczyna nas boleć głowa, gdy emocji nie wyrażamy, a było ich sporo.

    Koniecznie daj znać jak wrażenia!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielu chyba trudno uwierzyć, że tak z pozoru błahe rzeczy mogą wnieść jakąś zmianę, niestety.
    Jak Ci się podoba kurs? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaraz sobie sprawdzę to Headspace, bo mnie zaintrygowałaś! I, tak, rozmowy to coś co zdecydowanie daje mnóstwo satysfakcji z tu i teraz. A dziś chyba odkryłam coś, co nazwałabym uważnym studiowaniem! :D Brzmi może trochę śmiesznie, ale gdy się tak w pełni skupiłam i zaangażowałam w zajęcia, dały mi one o wiele więcej, nie tylko pod względem intelektualnym, ale i zwyczajną radość z tego, że jestem tu gdzie jestem.
    Oj, mi dużo czasu zajęło oduczenie się jedzenia nie "na godziny", ale bardziej intuicyjnego. Choć akurat jeśli o tę sferę idzie, teraz po prostu staram się jeść kiedy mogę, bo mocno walczę o kilka dodatkowych kilogramów, więc ta uważność w jedzeniu u mnie polegać będzie na czymś nieco innym.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tylko pierwsze 10 nagrań jest za darmo, ALE są organizacje, które udostępniają darmowe roczne subskrypcje dla osób, które napiszą do nich i opowiedzą, do czego im taka subskrypcja jest potrzebna i w czym by mogła pomóc. Tak w ramach profilaktyki i higieny :)
    Też ostatnio odkryłam coś takiego! Na zasadzie, że skoro mam mało czasu, to mogę równie dobrze na wykładach odpoczywać, przyglądać się myślom i być tu i teraz, i okazało się, że - ojej - więcej z nich wynoszę. Nie zawsze się udaje, bo jednak czasem łatwiej jest oddryfować gdzieś daleko w zmęczeniu, ale warto próbować! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dużo zmienia w głowie i przestawia priorytety :)

    OdpowiedzUsuń
  13. W książce, którą pokazywałam na ig, autor zachęca właśnie do medytowania rano i wieczorem, ale na razie zupełnie to nie wychodzi. Nie mam weny do medytacji rano, kiedy muszę szykować się na uczelnię. Mimo że nie jestem typem śpiocha, to jakoś ciężko zmotywować mi się, żeby rano przeznaczyć te 10 minut na coś innego niż śniadanie i szykowanie się do wyjścia. Chciałabym jednak to zmienić, nawet gdybym miała medytować tylko po 5 minut rano i wieczorem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mnie ciężko się skupić na muzyce. Bardzo lubię, kiedy coś gra w tle, ale słuchanie samo w sobie jako aktywność jest dla mnie nieefektywne. Mam wrażenie, jakbym traciła czas, więc rzadko się zdarza, kiedy słucham i "tylko" słucham.
    Trochę cię Sabina zagadała w tym filmiku... Ale fajnie, że w ogóle coś nagrałyście, zawsze to kroku naprzód:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja słucham muzyki w taki sposób głównie, kiedy dojeżdżam na uczelnię, więc zdecydowanie nie mam poczucia straconego czasu. O, lub kiedy chcę się zrelaksować po ciężkim dniu! :)

    Bo to Sabina była tutaj ekspertką :)

    OdpowiedzUsuń
  16. O kurcze! Nie miałam pojęcia, super sprawa! Może się tym zainteresuję i poszukam, gdzie byłaby taka możliwość.
    Dokładnie tak! :) Choć ostatnio mam w sobie dużo złości na swoją uczelnię, bo mamy wykład o 19 we wtorki, razem z niestacjonarnymi, a to dla mnie godzina nie do przyjęcia, tym bardziej, że byłabym w domu o 22 (a wcześniej jest mnóstwo okienek). I jest mi trudniej być uważną z tymi frustracjami, bo ciągle się to gdzieś pojawia z tyłu głowy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam dokładnie tak samo! Może w święta uda mi się zacząć wprowadzać tę zmianę i kształtować nawyk...

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz, jeśli nawet Ty miewasz momenty, że złościsz się na uczelnię, to czuję się trochę uspokojona ze swoimi nerwami i zastrzeżeniami :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Aaaa no tak, w czasie studiów też słuchałam muzyki podczas dojazdów:D Trzeba zacząć drugie studia, haha:)
    Rozumiem, ale fajnie byłoby słyszeć ciebie więcej:))

    OdpowiedzUsuń
  20. ze świadomym jedzeniem i pozostałymi czasem mi się udaje

    o oddechu nie ma mowy, próba jego kontrolowania/skupiania się to dla mnie udręka:D

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe