191
Dziękuję Wam bardzo za komentarze pod poprzednim postem-16 osób zagląda tu regularnie, dziękuję Wam dziewczyny raz jeszcze, za to, że nie szkoda Wam było poświęcić kilka chwil na komentarz ze swoją opinią. Nie dość, że mnie to troszkę dowartościowało i wzmocniło potrzebę pisania tutaj, to przy okazji mam możliwość ulepszenia tego miejsca zgodnie z Waszymi sugestiami, i tak postaram się zrobić.
Przetrwałam luty i jestem za to niezwykle wdzięczna. Ciężki miesiąc, a raczej druga połowa miesiąca wypełniona stresem, nerwami, mnóstwem obaw i zmaganiami z samą sobą.
Kiedyś już robiłam coś podobnego-przez miesiąc, każdego dnia przynajmniej jedno zdjęcie. Wtedy było to jednak jednorazowe wyzwanie, a teraz chciałabym wyrobić w sobie takie przyzwyczajenie, by moje foldery zdjęciowe nie świeciły pustkami, a już zaczęło się tak dziać. Zainspirowała mnie do tego przyjaciółka, która stworzyła mini film podsumowujący cały rok ze zdjęciami dokumentującymi różne chwile i momenty. W zeszłym miesiącu nie stosowałam się do tej zasady od początku, dlatego dziś pokazuję Wam niepełną migawkę lutego :)

Najlepszy na świecie tort z białą czekoladą i frużeliną z przepysznych malin i truskawek. Raj dla podniebienia.
Danio biała brzoskwinia z kawałkami białej czekolady-kolejne mniam :) W tle historia, że niby się uczę, ale niestety nie mam na tyle podzielnej uwagi by wycinać zdjęcia i faktycznie się uczyć, a do tego jeszcze zajadać. Do czego mi były potrzebne zdjęcia? Przekonacie się wkrótce :>

Najlepszy na świecie jogurt, który tak pokochałam w gimnazjum i nie jadłam całe trzy lata! Wspaniale jest powrócić do zapomnianych smaków. Do tego cynamonowe ślimaczki, które piekłam już rok temu(TU).
Szukałam cholernego pilota do aparatu całą niedzielę, ale byłam wkurzona na siebie, kiedy okazało się, że był tuż pod łóżkiem, milimetr dosłownie, a ja wyjmowałam szuflady, materac, sprzątałam w szafach, wszędzie, byle go znaleźć.
Nerwy, nerwy, fekusz się zbliża, po co ja się za to zabierałam, no po co, spieprzę, zawalę, będę pośmiewiskiem. Tyle myśli, koszmarów...
Dzień przed. Trochę mi już przeszło, humor miałam nieco lepszy, o dziwo, więc strzeliłam sobie zdjęcie z mega głupią miną mającą na celu ukazanie mojego przejęcia festiwalem.
Boże! Jaką ja ulgę odczułam po zejściu ze sceny! Normalnie zdjęłam z siebie sukienkę na środku garderoby, zaczęłam coś śpiewać, ach, już po, niczego nie spieprzyłam, dzięki Ci amulecie Rachel Berry! A co ja tam do siebie w myślach krzyczałam w trakcie przedstawienia, ale jeszcze przed moją partią. Głównie to jakieś niecenzurowane słowa, coś w stylu "JESTEŚ ZAJEBISTA, SŁYSZYSZ, TAK, TAK, TAK", byle tylko zagłuszyć negatywne głosy i to widoczne drżenie całego ciała.
I na koniec wczorajsze zdjęcie z moim Człowiekiem Bez Twarzy. Ach, ta moja niezawodna umiejętność robienia zdjęć. Ale było fajnie. Idealne zwieńczenie miesiąca, do tego słońce, wiosna w powietrzu, wreszcie będzie mi cieplej!
Miłego weekendu, a przede wszystkim udanego pierwszego dnia marca! Uczcijmy to jakoś ♥