alfabet zdrowia psychicznego - lęk

"W końcu temat, w którym jestem ekspertem!", pomyślałam sobie ładnych parę miesięcy temu, gdy razem z Kaliną zastanawiałyśmy się nad zagadnieniami do alfabetu. A jednak, zabierając się do tego wpisu, do głowy przychodzi mi zgoła zupełnie inne zdanie. Każdy z nas mógłby napisać swój własny tekst. Niepowtarzalny, a jednak łączyłoby nas wiele. Jedyny w swoim rodzaju, lecz zawierający dokładnie to samo sedno.

To niezwykle uwalniające uczucie - świadomość, że wcale nie jest tak jak Ci się zdawało. Że nie tylko Ty się boisz (o rozróżnieniu lęku i strachu przeczytacie u Kaliny, czasownik "bać się" jednak stosować będę do obu rodzajów), tym bardziej, jeśli zdajesz sobie sprawę, że Twój lęk nie ma podstaw i bywa wręcz irracjonalny. Fajnie wiedzieć, że ta irracjonalność pojawia się, bo mój system alarmowy działa jak należy - uruchamiana jest kaskada reakcji, które między innymi zmniejszają aktywność kory przedczołowej, odpowiedzialnej za kontrolę impulsów i racjonalne, rozważne myślenie. Fajnie wiedzieć, że nie jestem w tym sama - jasne, już na poziomie układu nerwowego różnimy się tym, jak często i jak silnie będziemy odczuwać lęk, jednakże dotyczy to nas wszystkich. (No, może za wyjątkiem psychopatów. Lub cierpiących na rzadką chorobę genetyczną, Urbacha-Wiethego, kiedy dochodzi do uszkodzeń ciał migdałowatych w mózgu - polecam zapoznać się z przypadkiem SM, 44 letniej kobiety, od lat poddawanej badaniom przez neurologów. W obliczu jadowitego węża, pistoletu przystawionego do skroni czy będąc ofiarą przemocy nie pojawiła się u niej żadna, śladowa nawet ilość emocji strachu. To dopiero straszne, nieprawdaż?)


No dobrze, świetnie, wszyscy odczuwamy lęk. Co jednak, jeśli mój wydaje się być nienaturalnie częsty, silny i zwyczajnie mi przeszkadza? Jaka jest "normalna" ilość lęku?

Na różnych etapach życia doświadczanie lęku będzie się znacząco różnić, to jedno jest pewne. Jako dzieci, do pewnego momentu mogliśmy rozkoszować się błogą nieświadomością czyhających na nas niebezpieczeństw - realnych lub tych, które przekazywali nam od najmłodszych lat nasi opiekunowie, ucząc nas reakcji lękowej na to, co w rzeczywistości nie powinno być traktowane jako zagrażające. Pozwolenie na samodzielną eksplorację i poznawanie świata w dzieciństwie to niezwykle ważny element "siły mentalnej" w dorosłości, bo pozwala uczyć się ufności do świata, ale i siebie samych. Lękowość można też, niestety, odziedziczyć - zarówno stan młodej mamy ma znaczenie, jak i wcześniej przebyte traumy i chroniczny stres, zarówno jej samej, jak i wcześniejszego pokolenia. 
Wracając - gdy mamy przed sobą duże zmiany, czeka nas wiele nowych wyzwań, czy nawet jedno, które jest dla nas nowe i nie mieliśmy okazji się w nim "przetestować" - strach, ale i lęk będzie tutaj na miejscu. Do momentu, kiedy nie ustępuje, gdy już w danej sytuacji chwilę pobędziemy. Gdy nasz umysł powinien wyjść już ze stanu "uwaga, możliwość zagrożenia!", a jednak wciąż pozostaje czujny na każdy sygnał. Gdy ciągłe pobudzenie nie ustępuje, utrzymuje ciało na bezustannym posterunku i wzbudza spory dyskomfort. Gdy zaczynamy bać się lęku. 

Lęk ma mnóstwo oblicz. "Bać się" - jakie skojarzenia, obrazy i uczucia pojawiają się w Tobie na dźwięk tego słowa? Potrafisz też zapewne odróżnić kilka rodzajów odczuwania strachu czy lęku, zarówno na poziomie ciała jak i głowy. Nagły, zbijający z nóg i elektryzujący, gdy zapomnisz o ostatnim schodku lub wpadniesz nogą w dziurę w chodniku? Uporczywy, łaskoczący, w okolicach klatki piersiowej i brzucha, gdy myślisz o wystąpieniu publicznym, które Cię czeka? Myśli pędzące jak szalone i chęć ukrycia się pod kocem, gdy stykasz się ze skończonością ludzkiego życia? Cała gama barw, odczuć, myśli, ale i nawyków, schematów, jakimi nauczyliśmy się reagować na lęk. Rzucanie się w wir pracy, perfekcjonizmu, ćwiczeń, jedzenia, kontroli, aż po czynności "zabezpieczające", czyli "jak nie zrobię tego i tego, stanie się to i to" (tzw. kompulsje). 


Gdybym chciała zająć się tym tematem porządnie i jak należy - z całą pewnością musiałabym poświęcić temu kilkanaście wpisów, by omówić każde zaburzenie lękowe i możliwe sposoby radzenia sobie. Nie jestem jednak przekonana, czy potrafiłabym i, co ważniejsze, czy w ogóle chcielibyście o tym czytać. Chciałabym więc w dzisiejszym wpisie poruszyć jeszcze tylko dwie kwestie.

Numer jeden - ekspozycja jako sposób na fobię. Stosowana często - potocznie, ale i w gabinetach. I owszem, prawdą jest, iż unikanie sytuacji budzącej przerażenie jedynie podtrzyma fobię. Ekspozycja ma na celu osłabienie skojarzeń między daną sytuacją a lękiem. I tak, w pewnych przypadkach może zadziałać bez zarzutu - gdy chcemy przezwyciężyć strach przed pająkami czy zastrzykiem. Jest też jednak druga strona medalu - w przypadku leczenia traumy i zmagania się z tzw. flashbacks, odtwarzaniem traumatycznego wydarzenia. Takie odtwarzanie traumy, wraz z wszystkimi objawami somatycznymi, które mu towarzyszą, każdorazowo powoduje utrwalenie śladu pamięciowego. Jak więc ma prawo być skuteczna ekspozycja na zdarzenie traumatyczne, jeśli nasz umysł przeżywa ją na nowo, wzmacniając połączenia neuronalne? Kluczem może być tutaj relaksacja - gdy nauczymy się wchodzić w stan głębokiego relaksu i w takim właśnie stanie rozpoczniemy, malutkimi krokami, ekspozycję - jest szansa wytworzenia zupełnie nowych skojarzeń. 

Numer dwa - nie warto walczyć z lękiem. Bo to jak walka z wiatrakami - pojawia się lęk, a w naszej głowie zaczyna się gonitwa myśli: "o nie, znów on, nie chcę go, to okropne, niech sobie pójdzie, dlaczego znów, dlaczego w ogóle" - samonapędzające się koło, które spowoduje jeszcze większy lęk, lęk przed lękiem, złość na to, że nie potrafimy sobie z nim poradzić, smutek, że w ogóle nam się przytrafia i "dlaczego mnie", poczucie winy, bo ja się zmagam z czymś tak irracjonalnym, podczas gdy na świecie wojna, głód i inne okrucieństwa. Trochę mi zajęło, nim nauczyłam się przyjmować swój lęk. I czasem wciąż się na niego wkurzam, wciąż jest mi źle i zazdroszczę wyimaginowanym (nieistniejącym) innym, którzy się nie boją. Zwykle jednak motywuję się do tego, by z czułością powiedzieć do siebie "hej, mój kochany móżdżku, dzięki, że tak o mnie dbasz, jesteś super, ale teraz nie trzeba, spójrz sam, jest okej!". Czuję się zaopiekowana i uspokojona, a lęk - choć nie zawsze znika - nie zaczyna nabierać zawrotnej prędkości. 


Zainteresowanych tematem odsyłam do genialnego podręcznika autorstwa Edmunda Bourne, pod tytułem "Lęk i fobia" oraz do wpisu Kaliny, a sama idę sobie porozważać, w którą stronę pokierować swojego bloga i swoją "piszącą" działalność. 

Spodoba Ci się również

4 komentarze

  1. Te czynności "zabezpieczające" to chyba najgorsze, co się może pojawić w sytuacji radzenia sobie z lękiem - może przede wszystkim dlatego, że "radząc" sobie z nim, wpadamy w inną dziurę, z której w końcu też będzie trzeba się wydostać.
    Ależ mi tu Ciebie brakowało! (A moje zdanie co do dalszego blogowania już znasz!) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. rudawstazka.wordpress.com22 sierpnia 2017 18:20

    W sumie fajna myśl, żeby podziękować swojemu organizmowi za lęk. Nigdy o tym nie pomyślałam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi również dużo czasu zajęło oswojenie się z lękiem i zaakceptowanie go jako część podejmowania wyzwań i wychodzenia ze "strefy komfortu", ale zrozumiałam że warto i chyba to najbardziej mi pomogło.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jeżeli myśl o pracy sprawia, że się boję - czy oznacza to, że powinnam zmienić pracę? (korporacja) ;c

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe