Kwiecień miał przynieść wiosnę. Liczyłam, że będzie kwitnąco, słonecznie, a wieczorne spacery staną się na nowo moim nawykiem - w zeszłym roku ten miesiąc poprzedzający maj był właśnie takim czasem. Chciałam nosić sukienki i trampki, a na nosie okulary. Chciałam, chciałam...co z tego. Mogłabym sobie narzekać na okrucieństwo tej pogody (i momentami naprawdę bywam temu bliska, bo z desperacją pragnę schować ciepły płaszcz...
Większość z nas tam była. I pewnie taka sama liczba wciąż tam jest. Strona lustra niby właściwa, a jednak, coś tutaj nie gra. Zakłamany obraz, w najlepszym wypadku wzbudzający niechęć, w najgorszym - nienawiść, łzy i bezsilność. Emocje powiązane z całym szeregiem innych atrybutów, choć związki te nie mają absolutnie żadnego logicznego uzasadnienia. Wszystko inne zaczyna znikać, wizerunek z krzywego zwierciadła zaczyna dyktować...
Kolejne miesiące mijają, a czas odmierza kolejna litera alfabetu, którą chcemy wraz z Kaliną dla Was rozszyfrować w naszym cyklu wpisów. I choć zdecydowanie nie jest to rzecz łatwa - pod względem merytorycznym wymaga przygotowania, ale i jeśli chodzi o odbiór, bo jednak przyjemniej czyta się teksty mniej zobowiązujące - to taka trochę nasza mała misja. Osobiście dla nas istotna. Dlatego chodźcie, zapraszamy...
O szeroko pojętej uważności mogliście już u mnie czytać nie raz. W zeszłym roku był kurs (który wciąż możecie otrzymać w wersji PDF, a ja do tej pory jestem z siebie dumna, że udało mi się go przeprowadzić i wytrwać sumiennie 14 dni z pisaniem dla Was mailów), był wpis adepta uważności i przemyślenia o poszukiwaniu wewnętrznej ciszy. Wszystko to były jednak luźne...
Marzec był dla mnie miesiącem odradzania się. Zimą zwykle jest trudniej, trochę tak, jakby ten atakujący zewsząd chłód wdzierał się głębiej, usiłując zaatakować również od wewnątrz. A że jestem okropnym zmarzluchem, ze mną miał łatwiej, choć broniłam się z całych sił. Całe szczęście, jak co roku, przyszła wiosna - wyczekiwana, upragniona, moja. I choć miniony miesiąc pogodą nie rozpieszczał, przygotowywałam się na przybycie...
Long time no see - pisząc ostatni tekst, za oknem było zdecydowanie mniej słońca grającego na nieśmiało budzącej się do życia zieleni. Wreszcie upragnione ciepło, wreszcie wiosna już nie tylko w sercu. I wreszcie trochę czasu, więcej bycia w momencie, bo ostatni czas był zabiegany, a do tego mocno z nosem w książkach. Łapię oddech, chwytam promienie, rozpoczynam poszukiwania czterolistnych koniczyn i nadrabiam...