Jak czterolistne koniczyny nauczyły mnie szczęścia


Powinnam być największą szczęściarą na Świecie - każdego roku znajduję co najmniej dziesięć czterolistnych koniczyn. Bliscy mają trochę dość tej mojej dziwnej sposobności - idę sobie spokojnie obok, aż nagle daję nura w trawę, w zwycięskiej dłoni dzierżąc roślinkę z czterema listkami. Ja też nie dowierzałam. Dopóki nie zaczęłam się nad tym zastanawiać bardziej na poważnie (typical me). I chyba odkryłam cały ten fenomen szczęścia tkwiącego w znalezieniu tego szczególnego symbolu oraz to, jak można odnieść ten mechanizm do codziennego życia.


Mój wzrok musiał stać się szczególnie wrażliwy na kształt koniczyny, z większą łatwością wychwytuje te z czterema listkami. Nauczyłam się, przyswoiłam pewien wzór, tak, że teraz reaguję na niego niemal automatycznie - spacerując, nie wpatruję się w trawę, z uporem maniaka poszukując tejże rośliny, lecz zwyczajnie rzuca mi się ona w oczy. Wymagało to jednak wyrobienia pewnego nawyku, szczególnej wrażliwości, stworzenie swego rodzaju schematu.
Dokładnie taki sam jest mechanizm "bycia szczęśliwym". Nawykowe reagowanie na otoczenie, wprowadzenie pewnej wrażliwości na istotne aspekty życia, zastąpienie starych schematów myślowych nowymi, bardziej adekwatnymi i adaptacyjnymi. Naucz się podstawowego wzoru - dla każdego będzie on pewnie nieco inny, lecz sedno pozostanie jednakowe. Aktywna eksploracja w poszukiwaniu tego, co dla Ciebie najlepsze i dobre, pozytywne nastawienie. To chyba dwa najważniejsze aspekty, które pociągną całą resztę. Teraz tylko wystarczy uwrażliwić się na wszelkie bodźce i sygnały płynące ze Świata i od innych, korzystać z tych szans, chwytać je i przechowywać w pamięci, tak jak ja wkładam znalezione koniczyny do książki, zasuszając je na pamiątkę.

Druga sprawa to uważność, której może macie już trochę dość, ze względu na kurs i w ogóle, ale przecież, gdybym nie pozwalała sobie na doświadczanie "tu i teraz", zamiast tego błądząc myślami gdzieś w przeszłości lub martwiąc się o przyszłość, gdybym miała oczy (lub jedno?) zamknięte, nie byłabym w stanie koniczyn dostrzec. Ani szczęścia, nawet jeśli niczego by mi nie brakowało w życiu. Znacie pewnie symbolikę nazwy mojego bloga. Dokładnie o to chodzi. Co dwa oczka to nie jedno - kiedyś zupełnie ignorowałam wszystko to, co dziś mnie buduje. Te moje słynne zachody słońca chociażby. Albo obserwacja innych, nieznanych mi ludzi. Dzięki uważności rozbudziłam w sobie wielką wdzięczność za całe mnóstwo rzeczy, które kiedyś traktowałam jako pewnik lub zniekształcałam swoim jednym okiem.


Zapełniłam swoimi koniczynami pierwszą stronę zeszytu wspomnień, które uczyłam się dostrzegać, doceniać, pielęgnować i celebrować. Na każdy dzień nakładam pewien wzór - w swój plan wpisuję przynajmniej krótką chwilę dla siebie, cieszę się, że studiuję wymarzony kierunek, mimo iż miewam momenty totalnego nieogarnięcia, uśmiecham się do siebie w lustrze, zjeżdżając windą. Obdarzam uważnością najbliższych, chcąc, by ta relacja trwała i wciąż dawała mi tyle radości. Uśmiecham się, gdy słońce wygląda zza chmur. Sięgam dłonią po kolejną, czterolistną koniczynę. Nie jestem szczęściarą. Jestem osobą, która szczęścia potrafi szukać.

Spodoba Ci się również

Subscribe