208
Dziś nietypowo, ale w przypływie "inspiracji", o ile mogę użyć tego słowa w tym znaczeniu. Chciałabym podzielić się z Wami moją refleksją na temat tego, dlaczego zawiodłam się na Beacie Pawlikowskiej.
Zaczęło się od fragmentu książki, który opublikowała na swojej fejsbukowej stronie;ktoś na ask.fm zapytał o moją opinię na jego temat. Otóż, wzbudził on przede wszystkim mój sprzeciw. Pozwólcie, że posłużę się bezpośrednio cytatami.
A kto chce być dietetykiem? Ten, kto ma problemy z dietą. A kto chce być psychoterapeutą? Ten, kto ma problemy z własną podświadomością.Hm. A co jest złego w tym, iż ktoś kto wcześniej miał styczność z psychologiem/odbywał terapię zainspirował się w ten sposób i również chce pomagać innym? Wybór takich a nie innych studiów wcale nie oznacza, że wciąż nie radzimy sobie ze swoją przeszłością. Owszem, pewnie są takie przypadki, jednak wydaje mi się, iż ta decyzja, w przypadku kiedy dana osoba wcześniej miała pewne problemy, chociażby z wyżej wymienioną dietą lub własną psychiką wynika z zainteresowania tematem, które z kolei jest wynikiem wcześniejszych doświadczeń właśnie. Często pamięć o trudzie, który musieliśmy pokonać będzie motywacją w podjęciu takiego zawodu, czyli właśnie wspomniana przeze mnie chęć pomocy ludziom z problemem, z którym sami się borykaliśmy. Dzięki temu, taki terapeuta/dietetyk(jeśli naprawił już wszystkie swoje problemy i złe myślenie) będzie pełen zrozumienia i cierpliwości dla swych klientów.
Znam takich lekarzy. Wiem, że to jest prawda. Nie dotyczy oczywiście wszystkich psychoterapeutów czy dietetyków, ale błagam, sam pomyśl. Co o psychoterapii czy zdrowym odżywianiu może wiedzieć dwudziestoletnia dziewczyna, która zapisuje się do szkoły?
Nic. Jaki jest najbardziej prawdopodobny powód, że chce się czegoś o tym dowiedzieć? Bo osobiście zetknęła się z problemami, które zazwyczaj rozwiązują dietetycy albo psychoterapeuci.
Co do podkreślonego zdania-to chyba właśnie na studiach i w dalszym etapie edukacji zdobywamy najwięcej doświadczenia potrzebnego do sprawowanego zawodu? Sama Pawlikowska przecież nagle nie została oświecona, prawda? Przeszła ciężką drogę, by być w tym miejscu, gdzie jest dziś. Kto wie, czy nie łatwiej byłoby odkryć jednak pewne prawdy poprzez studia, a nie nałogi czy uzależnienia.
+Czy osoba chora na depresję będzie w stanie skończyć 5 letnie studia + psychoterapię, której poddawani są przed rozpoczęciem zawodu psychoterapeuci?
Dalej Pawlikowska pisze o manipulacji reklam, z czym się zgadzam, aczkolwiek nie ma to nic wspólnego z nauką o żywieniu czy poradami psychologów. Nic a nic. Żaden lekarz nie poleci osobie, która chce schudnąć zażywania tabletek na odchudzanie. I tak, pani Beata, która wyrzeka się naukowców i ich przekazów, dalej pisze:
Chcę być zdrowa. To było moje motto. Więc w absolutnie logiczny sposób postanowiłam sprawdzić co to jest aspartam. Może po prostu po to, żeby się upewnić, że pan aptekarz przesadza.Sprawdziła. Gdzie, skoro nie wierzy naukowcom? I skąd to stuprocentowe przekonanie, że właśnie ona ma rację i nikt inny? Bo taki właśnie jest wydźwięk tych artykułów. Nie ma "sądzę, uważam, wydaje mi się".
Sprawdziłam.
Zrozumiałam.
Natychmiast przestałam używać czegokolwiek, co zawiera aspartam.
Dzięki naukowcom mamy prąd, możemy latać samolotem. Dzięki profesjonalistom mnóstwo ludzi żyje-od uratowanych przez lekarzy poprzez terapeutów wyciągających z depresji, aż do fizjoterapeutów, dietetyków, i tak dalej.
Dieta propagowana przez Pawlikowską również nie jest odpowiednia, jak na mój gust i, hm, śmiem rzec, doświadczenie. Wiem, że wiele dziewczyn z problemami zaburzeń odżywiania czyta Pawlikowską. Sama byłam w ich gronie. I to właśnie im najbardziej zaszkodzić może dieta tak zachwalana pod niebiosa przez panią Beatę.
To jest obiad autorki. Niesamowicie zdrowy, niesamowicie odżywczy, a już z pewnością niesamowicie sycący, nieprawdaż?
Ok, raz na jakiś czas taki obiad jest w porządku, ale z tego co można obejrzeć na profilu Pawlikowskiej-zdecydowanie nie jest to odpowiednia dieta dla kogoś, kto borykał się z problemami na tym tle. I mówię to z całą mocą-tego akurat jestem pewna.
Owszem, chemii w jedzeniu w dzisiejszych czasach jest o wiele za dużo, ale to również wynika z pewnych konkretnych okoliczności, a mianowicie masowej produkcji. O ile mniej żywności mielibyśmy na świecie, gdyby nie konserwanty, umożliwiające jej przechowywanie i transport?
Złoty środek. Chyba to powinno być naszą dewizą. Nikt jeszcze nie umarł od słodyczy jedzonych raz-dwa razy w tygodniu. A nawet chociażby codziennie-co z tego. Każdy z nas jest inny, każdemu szkodzi co innego. Wydaje mi się też, że ścisłe, kurczowe wręcz trzymanie się super zdrowej diety jest swego rodzaju obsesją. A już zwłaszcza, jeśli następuje jako kolejny etap po zaburzeniach odżywiania. Raczej nie można wtedy stwierdzić całkowitego uwolnienia się od choroby.
+http://www.beatapawlikowska.com/diary,list,1692,4.html
Ach, ta dzisiejsza, wszystkoniszcząca cywilizacja...Jest okrutna, nieprawdaż?
Nie wyrzekam się wszystkiego, co zyskałam dzięki Pawlikowskiej. Swego czasu, pierwsze z jej "psychologicznych" tytułów mnie naprowadziły na lepsze myślenie i postrzeganie siebie. Jednak już podczas lektury "W dżungli podświadomości" poczułam, że ktoś mi porządnie miesza w głowie. I powoli przestawałam jej ufać. Dziś już wiem, że nie przeczytam "Kursu szczęścia", który czekał na swoją kolej w mej biblioteczce. Niestety. Jeśli o mnie chodzi-era Pawlikowskiej przeminęła. I chyba nie całkiem bezpodstawnie.
34 komentarze
lubię Pawlikowską jako autorkę książek podróżniczych, ale jej książki psychologiczne jakoś do mnie nie przemawiały. po Twoim artykule już raczej po nie nie sięgnę. zgadzam się w 100% z tym co tu napisałaś. a skąd Pawlikowska może wiedzieć co ja wiem o zdrowym żywieniu? a wiem sporo. strasznie mnie do siebie zraziła tymi słowami. do tego mam wrażenie jakby pisała z wyższością- ona jest jakimś super człowiekiem, a inni przygłupami...
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia co do tej książki. Moim zdaniem to, żeby zdrowo się odżywiać nie powinno stać się tak ważnym celem - a wprowadzenie w życie wszystkich wskazówek, jakie proponuje, spowodowałoby postawienie "nienagannego" jedzenia na jednym z najważniejszych miejsc w naszych myślach, a przynajmniej na wyższym niż na to zasługuje.
OdpowiedzUsuńZdrowe jest to co w naszym mniemaniu jest zdrowe, po czym dobrze sie czujemy - to jest zdrowe. Bo zdrowie=dobre samopoczucie. Zresztą wg. mnie nie powinnismy nikogo krytykować ani oceniać, ale inspirowac swoimi zwyczajami - jak ktoś sie zainspiruje - super, jak nie to nie. Jak dla mnie dieta Beaty jest nie do zniesienia, mój brzuszek chyba umarłby od ilosci warzyw strączkowych !
OdpowiedzUsuńKażdy jest inny a jego definicja zdrowia również.
Jestem pewna, ze czulabym sie dobrze przez pewien czas jedząc super chudo, bez smazonego, pieczonego, bez masła, bez czegokolwiek to ma tłuszcz i uchodzi za niekoniecznie super zdrowe. Ale wiem, ze to nie byłoby zdrowe. Bo moja podświadomość wmawialaby mi ze czuje sie dobrze bo nie przytyje. Tak wiec to kwestia sporna, to "czucie sie dobrze", często zaprogramowania przez zainfekowany wczesniej umysł.
Usuńzgadzam sie w stu procentach
UsuńTylko, że słodycze, smażone, pieczone, masło i tłuszcz są faktycznie NIEZDROWE i jest to potwierdzone, nie tylko przez Pawlikowską, ale przez chociażby naukowców czy specjalistów, bo w końcu nie wiem komu wierzysz. I nie sądzę że dopatrywanie się we wszytkim, że moja świadomość mi coś wmawia. Jeśli ktoś jedząc tak czuje się dobrze, to dobrze dla niego i nie powinniśmy się czepiać go i krytykować.
UsuńP.S. Co do zdjęcia obiadu Pawlikowskiej-na zdjęcieto tylko 1/3 tego co na prawdę zjadła, pisała o tym w komentarzu na facebook'u, dla jasności :)
Masło niezdrowe? Pieczone niezdrowe?
Usuń"Dlaczego warto jeść masło?
Jest łatwo strawnym, najlepiej przyswajalnym tłuszczem zwierzęcym i nie zawiera żadnych składników chemicznych. Masło to tłuszcz, który zaleca się dzieciom do 3. roku życia. Potem już nie powinno się go jeść bez ograniczeń - nie dlatego, że jest szkodliwe, tylko dlatego, że ma dużo nasyconych kwasów tłuszczowych. Pamiętajmy, że ich źródłem jest nie tylko masło, ale też inne produkty pochodzenia zwierzęcego (poza rybami), np. sery, jogurty, mięso i wędliny. Trzeba je dawkować rozsądnie. Jeśli lubisz mięso i wędliny, nie smaruj chleba grubą warstwą masła. Ale jeżeli w twojej diecie dominują warzywa, nie jesz smalcu, boczku i tłustego mięsa albo jesteś laktowegetarianinem, możesz używać masła (2-3 łyżeczki dziennie) bez szkody dla zdrowia."
Szkoda, ze dopiero w komentarzu, juz po tym, kiedy ktoś z zaburzeniami odżywiania skończył z ogromnymi wyrzutami sumienia za swój własny obiad, nie zaglebiajac sie w komentarze.
pieczywo akurat zdrowe nie jest, wciskają ten kit w tabeli żywieniowej, a zawiera mase cukru i jest bardzo wysokokaloryczny :) odkąd nie jem chleba etc. czuje się o wiele lepiej i lżej :) masło też wg. mnie najlepsze nie jest, zresztą nie posiada walorów smakowych, więc.. dla mnie jedzenie czegos takeigo jest bez sensu :). co do tej książki, to nie czytałam, Pawlikowską bardzo lubiłam chociażby rok temu, ale teraz jest "znawczynią od wszystkeigo" i to mnie zraziło, wejdę do empiku etc. pełno książek jej autorstwa (A KIEdyś tak fajnie pisała o podóżach i podświadomości,..) no cóż, bywa :)
UsuńJa się zawiodłam na Pawlikowskiej i uważam, że za często sięga po tematy, na które nie powinna się wypowiadać taka osoba ( niedoświadczona ) jak ona. Tak jak autorka pierwszego komentarza, lubię jej książki podróżnicze, psychologiczne odpadają.
OdpowiedzUsuńMowa o "Dżungli zdrowia"? Czytałam fragmenty-zraziły mnie, opinie też, ale będąc w bibliotece zobaczyłam i wypożyczyłam, więc poczytam, chociaż na pewno się z nią nie zgodzę. Nie wiem, co ona w obiedzie ze zdjęcia uważa za super-odżywcze. Gdzie białko? Znikome ilości w znikomej ilości groszku? A węglowodany złożone? A tłuszcze? Myślę, że to ona nie powinna sie wypowiadać, bo sama nie jest w 100% zdrowa, a innym zarzuca. Oosba majaca wcześniej problemy może okazać się lepszym fachowcem niż nie jeden "bezproblemowiec".
OdpowiedzUsuńrozmawiałam właśnie już o tym z mamą, i nie tylko...sama się na niej zawiodłam trochę, a książki sobie leżą nietknięte i nawet nie mam ochoty by je przeczytać. zgadzam się w twoją opinią.
OdpowiedzUsuńkiedyś tak bardzo przeze mnie lubiana, teraz już odchodzę trochę od jej przekonań. choć niektóre z nich dalej mam w sercu, to uważam, że w pewnych kwestiach nie dane jest jej wyrażać zdanie.
za to podróżnicze książki bardzo chętnie! :)
Jeszcze niedawno - moja największa inspiracja. O ile książka "W dżungli podświadomości" naprawdę dużo mi dała (albo dała tylko dlatego, że byłam wystarczająco zagubiona, żeby uwierzyć we wszystko co przeczytam od osób bardziej doświadczonych), to wszystkie pozostałe mnie zrażały do osoby pani Beaty. Może to też kwestia tego, że zaczęłam bardziej interesować się samą sobą. Idei tej zdrowiej diety również nie rozumiem. Ja również Pawlikowskiej mówię już nie, wyrosłam już z ery młodzieńczego zagubienia i zaczęłam używać własnego rozumu, a wierzyć w to co w moim przekonaniu jest dobre :)
OdpowiedzUsuńNatomiast fragmentem o dietetykach i psychoterapeutach jest tak poirytowana, że pozwolę sobie to zostawić bez komentarza.
ja raz przeczytałam na stronie pani Pawlikowskiej jej przykładowy jadłospis i... myślałam, że umrę ze śmiechu. sok pomarańczowy na śniadanie, a na kolacje same owoce. toż to porcje dla 2-letniego dziecka. istnieją w prawdzie ideologie (yyyy... choroby?) zakładające, ze człowiek potrzebuje niewielkiej ilości jedzenia, by prawidłowo funkcjonować. ba! to nawet wskazane, tak lekko sie czuć. seriooo? jestem wielką przeciwniczką tego typu fanaberii. uwielbiam jeść, bo to przyjemność, a nie tylko 'paliwo'. moja figura to najlepszy dowód na to, że można (bardzo) rozkręcić metabolizm (szczególnie w młodym wieku), ćwicząc i jedząc różnorodnie- nie tylko same super-healthy foods. jak ktoś ma ochotę się umartwiać poprzez głodzenie i ortoreksję to proszę bardzo. nikomu nie uwierzę, że nie lubi czekolady czy super słodkiego batona, bo to po prostu wymysły. jesteśmy ludźmi a nie laleczkami z porcelany- nic nam się nie stanie od odrobiny śmieciowego jedzenia!
OdpowiedzUsuńObserwuję kilka blogów i innych stron niektórych dziewczyn, które miały problemy z odżywianiem, czy inne problemy takie jak depresja. Wpadłam na takie strony całkiem przez przypadek. Zainteresowały mnie ich przeżycia, pomimo tego, że sama nigdy nie miałam styczności z takimi problemami. Chociaż nie jestem tego do końca pewna, bo nie potrafię kontrolować swojego odżywiania i przez cały dzień moge nie zjeść nic wartościowego, tylko same czekolady, czipsy itd i nigdy nie mam ochoty przestać, ale nie znam się dokładnie na tym na czym zaburzenia odżywiania polegają, więc sama nie wiem. Ale do czego zmierzam? Polecały te dziewczyny ksiązki Pawlikowskiej, uważają ją one za swoją mentorkę i osobę, która potrafi im pomóc przez swoje słowa. Sięgnęłam z ciekawości do jednej z jej książek, a dokładniej "W dżungli życia" i jeśli mam być szczera nie do końca zrozumiałam fenomen pani Pawlikowskiej. Może przeczytałam za mało, może miałam zbyt wielkie oczekiwania, ale książkę tak ciężko było mi skończyć, że męczyłam się z nią przez bardzo długi czas. Chyba nic nie wniosła do mojego życia. Miałam chwilową ochotę na zmianę wszystkiego, ale przeszło mi po tym, jak skończyłam czytać dany rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ola - regularnie wchodząca od pewnego czasu na Twojego bloga dziewczyna, czekająca z niecierpliwością na nowe posty, które są niesamowite!
Dziękuję Ci bardzo! <3
UsuńNie ma za co, bardzo mnie inspirujesz do życia, tak więc ja dziękuję :*
UsuńLubię czytać jej książki podróżnicze, jednak sądzę, że troszkę ją ta popularność, hmm, jakby przerosła? Szczególnie, kiedy podczas audycji na zetce zachęca do wyrzucenia telewizora, by za pięć minut zaprosić do oglądania jej gościnnego występu w programie telewizyjnym ;)
OdpowiedzUsuńJa przeczytałam kiedyś tylko jej felieton w jakiejś gazecie i od razu wiedziałam, że nie chcę mieć styczności z jej książkami. A przynajmniej z tymi, w których nie pisze o podróżach. Bo to co napisała w gazecie było bardzo dziwne, takie mieszające w głowie, choć trudno dokładnie to określić.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z wcześniejszym komentarzem Emilia Dreamer-jak ktoś się nią inspiruje, to dobrze, jak nie to nie, ale nie trzeba jej krytykować i szydzić, jak to ty zrobiłaś w tym poście, a jeszcze niedawno mówiłaś, że to dzięki niej zmieniłaś się na lepsze i była twoją największą pomocą. Całkiem duża przemiana. A tak na marginesie twój blog ostatnio traci-zamiast napełniać pozytywną energią i inspirować, czytamy smutne posty lub krytykujące coś/kogoś.
OdpowiedzUsuńI nadal uważam, za pewnym etapie mego życia mi pomogła, ale teraz, kiedy zaczęła głosić jeszcze inne poglądy, na ktore mam jakieś pojęcie, mniejsze bądź większe, mam prawo się ni zgodzić i podzielić swoją opinia na blogu. Moze akurat uda mi sie wyzwolić kogoś od wyrzutów sumienia, ze nie je tak wspaniale "zdrowo" jak i Pawlikowska.
UsuńKtóry post poza tym jest krytyką? &to wlasnie ja, im sorry. Czasem szczęśliwa i kochająca świat, czasem zła i zdenerwowana na niego. Jesli tego nie przyjmujcie-trudno. Nigdy nie kreowałam sie na ideał, który zawsze wszystkich inspiruje, pociesza i podnosi na duchu, bo taka nie jestem codziennie, 24 na dobę.
Krytykujesz obiad ze zdjęcia, ale już nie piszesz dlaczego wg Ciebie on nie jest dobry dla osób, które miały zaburzenia odżywiania. Rozwiniesz?
OdpowiedzUsuńBo za mały, przede wszystkim. Mało treściwy, mało wartościowy.
Usuń1/3 porcji jak ktoś napisał wcześniej, więc mały to on nie jest. Mało wartościowy?! Ja tu widze fasolkę i groch-warzywa strączkowe, które mają mnóstwo pełnowartościowego białka i ziemniaki, czyli węglowodany. No i warzywa są to, czyli mnóstwo witamin i antyoksydantów. Za dobre argumenty to nie były, Natalio przepraszam. I mimo całej mojej sympatii do ciebie to uważam, że ten post jest poniżej twoich standardów.
UsuńTo dlaczego nie napisała o tym od razu, lecz dopiero w komentarzu po zarzutach innych? No i gdzie zmieściłoby sie te pozostałe 2/3 na tym talerzu?
UsuńStrączki maja duże ilości cukrów, których organizm nie potrafi strawic wiec radzi sobie z tym w inny sposób-powodując gazy. Jak wiadomo, osoby z zaburzeniami odżywiania często maja problemy z prawidłowa perstaltyka jelit i wydalaniem, wiec to moze stanowić dodatkowy problem.
Poza tym, uważam ze jadajac takie obiady, dana osoba nadal tkwilaby w sidlach choroby. Nie mowię, ze tak jest jesli zje raz na jakis czas. Ale same warzywka + ziemniaki bez odrobiny tłuszczów? Powiem tak:wszystko zależy od pozostałych posiłków danej osoby i jej sposobu odżywiania. Jesli jej dieta wyglada podobnie do tego obiadu w całości-uważam, ze nie jest dobra i juz. Po prostu jest swego rodzaju ucieczką od całkowitego wyzdrowienia. Chyba ze ktoś odzywial sie tak juz przed choroba, w co watpię.
& nie musisz przepraszać, mamy prawo sie nie zgodzić :) no i wydaje mi sie, ze działam poza jakimikolwiek standardami wiec żadnych nie zanizylam :>
UsuńDobry wpis. Dawno mi się tak dobrze Ciebie nie czytało. Widać zaangażowanie.
OdpowiedzUsuńCo do Pani Pawlikowskiej nigdy nie była ona moją inspiracją. Przeczytałam kilka jej książek podróżniczych i szału nie było. O ile jedną przeczytałam z zainteresowaniem to kolejne wydawały mi się już nudne, tak jakby powtórzenie tego, co już czytałam. Jak dla mnie zbyt lakonicznie, za dużo zdjęć i obrazków, aczkolwiek wiele historii jest doprawdy porywających. Przez jakiś czas miałam też ją "polubioną" na FB i miałam okazję przeczytać kilka fragmentów jej wypowiedzi. W połączeniu z przytoczonymi przez Ciebie cytatami zaczynam w tym wyczuwać lekką hipokryzję - aspartam NIE!NIE!NIE! ale Coca Cola Light TAK!TAK!TAK! Jak mniemam ten popularny napój ma niewiele wspólnego z liśćmi koki, które p. Beata miała okazję rzuć. Bardzo zraziła mnie też kwestia dietetyków i psychologów. Idąc tropem Pawlikowskiej można by pokusić się o pytanie : po co ona pisze tą książkę? Przecież ma ona ewidentnie charakter dydaktyczny co oznacza tylko tyle, że ona także chciałaby przy okazji wyleczyć siebie. Czasem podczas przygotowywania niedzielnego obiadu posłucham jej audycji mogę powiedzieć, że dopóki mówi o podróżach jest całkiem sympatycznie. Ale kiedy zaczyna z jakimiś "teoriami spiskowymi" naukowców czy lekarzy to odechciewa mi się słuchać/czytać. Tak na dobrą sprawę w takich dywagacjach można posunąć się tak daleko, że zanegujemy wszystko. Przypuszczam, że postawa p. Pawlikowskiej została ukształtowana przez kontakt z ludźmi żyjącymi w dziewiczej puszczy. Oni odżywiają się maniokiem i zupą z mrówek, są szczęśliwymi okazami zdrowia i nikt nie słyszał u nich zapewne o nowotworach czy alergiach. Ale czy naprawdę chodzi o to, żeby zburzyć wszystkie wieżowce i wrócić do namiotu z liści palmowych? Przyszło nam żyć w takich a nie innych czasach. Ja jestem nauczona brać to, co jest bo każda rewolucja kończy się tak: http://www.distractify.netdna-cdn.com/wp-content/uploads//2014/05//11135.jpg
Swoją drogą nieco dziwi mnie to, że niektórzy ludzie zdobywają się na to, by napisać książkę z poradami co do najlepszego stylu życia. Skąd u nich to przekonanie, że to jest właśnie prawda? Chociaż z drugiej strony sama mam kilka tego typu książek i czytam je namiętnie. Wniosek z tego taki, że każdy przyjmuje tylko to, co mu w danej chwili pasuje, co zapewni mu komfort i bezpieczeństwo. Zauważ, że czytając coś, z czym się w pełni zgadzasz nie zaboli cię to, że zostanie napisane "jest tak i tak" ale w odwrotnej sytuacji oczekujesz sformułowania "uważam, że...". Jakby się temu dokładnie przyjrzeć to wszyscy jesteśmy takimi samymi egoistami mówiącymi "ja, mój, moja, moje…" a negując to dokładamy sobie do tego jeszcze hipokryzję i wciskanie sobie tony kitu o swojej wspaniałomyślności blokując sobie tym samym drogę do… prawdy?
Pozdrawiam
Natalia
Dziękuję :)
UsuńJa czytałam bodajże dwie książki podróżnicze Pawlikowskiej i całkiem mi się podobały, moja mama ma je wszystkie, więc pewnie kiedyś przeczytam i resztę, ale podobno i w tych tytułach pani Beata coraz więcej mówi o podświadomości, etc. Chociaż, to może być związane z jej głęboką wiarą i zakorzenieniem w ten wyznawany przez siebie system funkcjonowania człowieka.
Zgadzam się z Tobą-żyjemy dziś, tu i teraz, nie warto rezygnować z tego, co ofiaruje nam zarówno świat przyrody jak i mądrzy ludzie.
Co do wszechobecnego egoizmu ludzkiego-też się zgadzam, niestety. Faktycznie tak jest i od razu przepraszam każdego, jeśli ten mój tekst ma właśnie taki dyktatorski wydźwięk. To tylko moje zdanie podparte własnym doświadczeniem i trochę też obserwacjami innych, ale nie wszyscy się z nim zgadzają i dobrze, bo można o tym rozmawiać :)
Nie czytałam książki Beaty Pawlikowskiej o odżywaniu, ale przeczytałam przykładowy jadłospis, co ona je w ciągu dnia i szczerze mówiąc byłam bardzo zdziwiona... Po pierwsze, jej dieta jest stanowczo za mała, na pewno nie ma 2000 kcal. Po drugie, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, jak można rano pic tylko kawę, która jest poza tym niezdrowa? Po trzecie, podobno wieczorem je dużo owoców, a nie powinno się jeśc owoców na noc, bo potem się fermentują. Myślę, że wiele złych nawyków zostało Pawlikowskiej przez to, że miała zaburzenia odżywiania... Może ona zrobic tylko krzywdę osobom, które mają ed...
OdpowiedzUsuńCo do innych książek, to właśnie teraz zaczęłam czytac "Trening szczęscia" i jak na razie książka bardzo mi się podoba i słyszałam o niej wiele pozytywnych opinii.
Pani Beata kiedyś była dla mnie inspiracją. Dużo przeżyła, a potrafiła się z tego otrząsnąć. Uwielbiałam jej książki podróżnicze. Ale dla mnie teraz stara się narzucać swoją filozofię życiową ufającym jej młodym ludziom. Bo wydaje mi się, że obecne książki trafiają głównie do nastolatek i mieszają im w głowach, właśnie stwierdzeniami, że to ona ma racje i to co robi, w co wierzy to jedyna słuszna droga. Pani Beata poczuła pieniądze i teraz robi je na wszystkim, od książek które swoją drogą poruszają problemy natury psychologicznej (a innym zarzuca, że zajmują się tym bo sami mają problemy), po kursy językowe, fiszki, magiczne kamienie, kalendarze itp. Dla mnie przestała być wiarygodna, mimo całej mojej wcześniejszej sympatii do niej teraz mam jej zdecydowanie dość.
OdpowiedzUsuńPawlikowska odżywia się bardzo zdrowo, ale aż do przesady. Mam jej książkę "W dżunglii zdrowia" i faktycznie je ona bardzo mało produktów i często mówi wielkie bzdury, ale w wielu rzeczach ma też racje. Aspartam przecież faktycznie jest szkodliwy i sprzyja rakowi, co jest udowodnione nawet badaniami.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z wieloma poglądami Pawlikowskiej, ale z wieloma też się zgadzam, dlatego nie rozumiem czemu od razu ją skreśliłaś. Czytaj i zostawiaj to co cię inspiruje, a to co jest dla ciebie złe odrzucaj.
P.S. Radzę ci dać jeszcze szansę ksiązce "Kurs Szczęścia" i dalszym z tej serii, bo mi one bardzo pomogły. Mimo infantylnego języka i ciągłych powtórzeń to na prawdę przekaz jest mądry i uczy dobrze, jak zacząć pozytywnie myśleć. Ale to już pozostawiam do przemyślenia dla Ciebie :)
Nie odrzuciłam wszystkiego :) Ale tak jak mówię, chyba już wszystko czego mi było trzeba od Pawlikowskiej wyniosłam jakiś rok temu, później po lekturze "Księgi kodów podświadomości" byłam skołowana i sfrustrowana, czułam się źle ze wszystkim co robiłam, bo miałam wrażenie, że robię źle i nigdy nie uda mi się być tak wolnym jak pani Beata. Dodatkowo potęgowało moje zdezorientowanie to, że wypowiadała się o miłości i prawidłowo funkcjonującym związku, chociaż sama długi czas nie ma partnera. Wiem jedno-w tamtym momencie poczułam, że bez porad Pawlikowskiej jest mi po prostu lepiej.
Usuńbardzo dobrze napisane Natalio. mądry tekst bo pokazuje, że masz krytyczne myślenie i spojrzenia na to, co czytasz i czemu się przyglądasz. nie wszystko co jest pięknie "opakowane" ma wartość. obyś nigdy nie straciła tego, że zaczynasz patrzeć krytycznie na świat ! ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ten wpis. Osobiście nigdy nie byłam fanką Pawlikowskiej, a i na pewno nie zostanę.
OdpowiedzUsuńI was suggested this website by my cousin. I'm not
OdpowiedzUsuńsure whether this post is written by him as nobody else know such detailed about my difficulty.
You are amazing! Thanks!
My web site; dentist in patcham brighton
It means a lot, thank You!