184



Pastelowe, łagodne, harmonijne. Wzburzone, energetyzujące, rozżarzone.
A teraz?
Białe. Przeraźliwie białe. Puste.
Nawet niebo, które zwykło przynosić mi ukojenie swą wieczorną grą kolorów i cieni, obecnie powoduje jedynie pulsowanie w mej głowie.

Sporo energii mnie w ostatnim czasie kosztuje nakierowanie myśli na odpowiedni tor.
Minie? Samo? Czy to jednak jest już w mojej kwestii, by zapanować nad huśtawką rollercoasterem nastrojów, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczałam.


Kiedyś było łatwiej.
Posyłałam po klasie kartkę z zapytaniem "na ile % mnie lubisz" i szczęśliwa, bez podejrzeń i zbędnych domysłów, ślepo wierząc w szczerość każdego cieszyłam się otrzymanymi odpowiedziami.
Niedługo później przestało być tak...prawdziwie? A może po prostu przestałam się łudzić?
Lub sama zaczęłam oszukiwać i manipulować, snuć dookoła siatkę opartą na złudzeniach i intrygach, kreować siebie tak, by podobać się innym, używać podstępów i zakładać maski.
Dziś to wszystko jest na porządku dziennym.
A ja się złoszczę, bo chciałabym wiedzieć, wiedzieć na pewno, nie jedynie domyślać się lub gdybać o tym, jakie uczucia żywią wobec mnie spotykani na co dzień.
Złoszczę się, choć nie mam prawda, bo samej brak mi szczerości.


A teraz znów nadchodzi wieczór.
Będę poszukiwać czegoś, co pozwoli mi złagodzić napięcie i nerwy.
Całe szczęście, że zaczynam ferie, inaczej moje szkolne obowiązki ucierpiałyby jeszcze bardziej.


Pesymizm niekontrolowany, wybaczcie, obiecuję poprawę.



Spodoba Ci się również

7 komentarze

  1. Warto zobaczyć to błędne koło: nie kocham siebie więc poszukam akceptacji na zewnątrz, bo chcę w końcu dobrze się ze sobą czuć. Okazuje się jednak, że nawet jeśli otrzymam pozytywną odpowiedź otoczenia, nie potrafię jej przyjąć, doszukuję się w tym fałszu, podstępu. Jak myślisz dlaczego? Podpowiedź: wróć na początek łańcuszka. Nie mówię, na pewno nie wszyscy ludzie są autentyczni w relacjach z nami, ale kiedy sami potrafimy obdarzyć siebie czułością, mamy to raczej w poważaniu, może nas to dotknąć, jeśli jesteśmy wrażliwi lecz nie zrujnuje to nas, nie zatruje. Nie jestem też skłonna powiedzieć, że człowiek sam jak palec może sobie żyć w wiecznej szczęśliwości.. Choć w zasadzie może.. Tylko że wtedy tak naprawdę by nie żył.. Ale to już trochę inna bajka. Kontynuując jednak wcześniejszy wątek: jestem niemal pewna, że nie darząc miłością samego siebie, nigdy nie pokochamy (w zdrowy sposób. Destrukcyjna miłość - jak najbardziej) i nie przyjmiemy miłości od drugiego człowieka.

    Czy wciąż praktykujesz jogę?

    Pozdrawiam
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, niestety nie...

      Masz całkowitą rację. Problem w tym, że ostatnio nie potrafiłam w żaden sposób obdarzyć się miłością i akceptacją, nie miałam pojęcia jak to zrobić, zupełnie tak, jakbym zapomniała o wszystkim tym, czego już dokonałam w kwestii samoakceptacji.
      W każdym razie, Twój komentarz jak zwykle naprowadził mnie na właściwy tor myślenia i pomógł zinterpretować pewne zachowania, które z całą pewnością nie są dla mnie budujące i dobre. Dziękuję Ci z całego serca!

      Usuń
  2. Ah, zapominałam jeszcze dodać słowa, które są dla mnie niezwykle znaczące i wracam do nich za każdym razem, kiedy... jestem w dupie. Dziękuję za nie panu Wiktorowi Pielewinowi i przekazuję dalej, może dla kogoś okażą się równie sensowne, co dla mnie.. Mam tylko takie dziwne przeświadczenie, że już je tu pisałam, sądzę jednak, że warte są powtórzenia.

    "Znajdując się w dupie, możesz zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze, postarać się zrozumieć dlaczego w niej jesteś. Po drugie, wyleźć stamtąd. Błąd poszczególnych jednostek i całych narodów polega na tym, że myślą, iż te dwie czynności są jakoś ze sobą związane. A nie są. I wyleźć z dupy jest o wiele łatwiej, niż zrozumieć, dlaczego się w niej znajdujesz.(...) Wyleźć z dupy trzeba tylko jeden raz, i potem można o niej zapomnieć. A żeby zrozumieć, dlaczego się w niej znajdujesz, potrzebne jest całe życie. Które w niej spędzisz."

    Chciałbym też dodać, że z takich rozchwianych stanach, które mocno nas doświadczają można znaleźć naprawdę ogrom mądrości. Choć wydaje nam się, że one nas rujnują, może udać nam się tak pokierować sytuacją, że wyjdziemy z tego podbudowani. To jest moje doświadczenie. Największego skoku rozwojowego dokonałam wychodząc z dołka (który obecnie postrzegam bardziej jako górkę:). Nie sądzę by było watro otępiać się, zagłuszać farmaceutykami, alkoholem i innymi używkami. Choćby nie wiem w co i jak daleko uciec, prędzej czy później dopadnie nas nasze życie.

    Pozdrawiam raz jeszcze
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmiechnij się! Masz szansę wypocząć. Tymczasem ja będę gniła w szkole :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam często takie huśtawki nastrojów. Mi zazwyczaj pomaga rozmowa z kimś bliskim, kubek herbaty, czytanie różnych blogów, różne ćwiczenia...
    Wychodzę z założenia, że jeśli nie ma się powodów do zmartwień, to lepiej nie doszukiwać się czegoś, czego się nie wie na pewno. Myślę, że jeśli ktoś jest "fałszywy", to prędzej czy później to wyjdzie na jaw, przynajmniej tak było w moim przypadku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Głowa do góry! Po tym gorszym czasie może być tylko lepiej! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami warto jednak nie analizować ale szukać pozytywnych sposobów - polecam filmy motywujące, wykłady pani Louise L. Hay. Stosuj afirmacje a zobaczysz - twoje życie się całkowicie zmieni !

    Jak myślimy, tak żyjemy ;)
    Czasem warto zacząć kontrolować myśli , u mnie się sprawdza.

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe