Więcej niż piękne miejsca

W porównaniu do minionych wakacji, obecne nie obfitują w egzotyczne wrażenia. Nie ma greckich upałów, delfinów wyskakujących z krystalicznej wody, złotego piasku i hipnotycznego dźwięku wydawanego przez cykady. Zazdrościłam, tak po cichutku, wszystkim wzbijającym się w przestworza, by wypocząć gdzieś daleko stąd. Minęło. Bo, o dziwo, to właśnie z tych moich tegorocznych "malutkich" wyjazdów udało mi się wyciągnąć cenne wnioski i dojść do tego, czym właściwie jest dla mnie podróżowanie, do którego ciągnie mnie niezmiennie od ładnych paru lat.

Nie chodzi o miejsce. I mean, jasne, chcę poznawać, obserwować i chłonąć nowe. Widoki i wszelkie atrakcje, jakie oferuje obrany przez nas cel to super ważna sprawa. Dla mnie nawet podwójnie, bo kadry cieszą niezmiernie, a i później, wklejane do zeszytu wspomnień, mają istotne zadanie do wykonania. A jednak, jest takie obezwładniające uczucie, ważniejsze niż wszystkie cudowne widoki razem wzięte. I to właśnie ono przepełnia mnie, gdy podróż dobiega końca.
Nowa wiedza o sobie samej. Doświadczenie, pokonywanie kolejnych barier, strachów, poznawanie swoich reakcji na nieznane otoczenie i sytuacje, w których wcześniej nie miałam okazji uczestniczyć. To jest zdecydowanie coś, co zostaje ze mną najdłużej.


Pamiętam swój pierwszy samodzielny wyjazd. (A było to zaledwie rok temu!) Cel - Trójmiasto. Co wtedy było dla mnie największym wyzwaniem? Wstyd się przyznać - zameldowanie się w hotelu. Kompleks z wcześniejszych lat mocno dawał o sobie znać w sytuacjach, jakich wcześniej nie doświadczałam. Byłam więc przepełniona stresem przed popełnieniem jakiegoś faux pas i przekonana, że nie będę w stanie dobrać odpowiednich słów i zostanę uznana za nieporadnego dzieciaka. Jak pięknie, wszystkie moje słabości w jednym miejscu. Całe mnóstwo monologów wewnętrznych mnie kosztowało, by się odważyć, a jeszcze więcej wstydu spowodowanego faktem, iż taka błaha rzecz sprawia mi tyle trudności. W towarzystwie było nawet gorzej - zakładam, że gdybym była sama, obawy nie byłyby tak nasilone, bo i lęk przed upokorzeniem mniejszy. 
I did it. Pobolało i przestało. Z każdym kolejnym razem było łatwiej. Tego roku w Pradze (level up, bo trzeba użyć innego języka) do recepcji podchodziłam już niemal na luzie. How simple is that? (Oczywiście, mam na myśli sam mechanizm. Bo kroki, jakie się na niego składają, a zwłaszcza ten pierwszy, decydujący, łatwe nie są pod żadnym pozorem)
Och, jeszcze jednej ważniej rzeczy nauczyłam się w Trójmieście! Nigdy więcej nie pakujemy się do torby, jeśli nie zamierzamy zaraz po przyjeździe udawać się do hotelu. Nigdy. Więcej. 


Dalej była Grecja. Dzięki tej podróży wiem, że upały znoszę kiepsko, ale najlepszym sposobem na to, by w takiej chwili poczuć się lepiej jest skupienie całej swej uwagi na rozmowie. No, chyba że upał przekroczy już pewien poziom, jak na Akropolu. Wtedy nauczyłam się odpuszczać. Usiadłam sobie w cieniu, powierzając swój aparat panu S i zamiast łapać kadry, odpoczywałam. O, co do kadrów! Kolejna grecka nauczka. Moja karta nie mieści wiele zdjęć, tym bardziej, że fotografuję w RAW-ach. Okropnie zła byłam na siebie, gdy się zorientowałam, że na tę kilkudniową wycieczkę w tak wspaniałych miejscach mam jedynie około 150 zdjęć. Nie ma tego złego - dziś staranniej selekcjonuję uchwycone momenty, dzięki czemu oszczędzam czas zarówno w trakcie wycieczki (doświadczanie z prawdziwego zdarzenia, nie wyłącznie zza obiektywu), jak i na przeglądaniu setek zdjęć po powrocie, by wybrać te najlepsze.

Praga utwierdziła mnie w przekonaniu, by w podróży zawsze mieć ze sobą coś dodatkowego (poza kanapkami na drugie śniadanie) do zjedzenia. Bo "w trasie" może nam zejść nieco dłużej, niż przypuszczaliśmy, a z pustymi brzuchami będziemy warczeć na siebie nawzajem i skupiać się na dyskomfortowym uczuciu głodu, zamiast chłonąć otoczenie. Pogodziłam się z tym, że źle znoszę głód i zamiast z tym walczyć, dbam o to, by zawsze (nie tylko w trakcie podróży) mieć przy sobie coś do przekąszenia.


A jak było trzy dni temu w Brnie? Ta wycieczka była dla mnie chyba największym wyzwaniem, choć tak niepozorna. Dała mi jednak siłę do walki o dalsze odzyskiwanie zdrowia. I sporo pewności siebie.
Bałam się, że po nieprzespanej nocy (3 h snu, pobudka przed czwartą, odjazd busa o 5) nie będę w stanie całego dnia spędzić na nogach. A przecież ostatnio tak często czułam się słabo, plus wciąż żywe jest wspomnienie studniówki, kiedy bez snu czułam się tak okropnie, jakbym miała zawał. Bałam się podróży z kimś innym, niż pan S. Bo z Nim znam się najlepiej, On wie o mnie wszystko, zgrywamy się rytmem życia, więc było nam łatwiej. 
Ogromną radość i satysfakcję czułam, gdy wracając mogłam spojrzeć wstecz na te swoje myśli i je podsumować. Bo choć nie było idealnie (pisać a mówić po angielsku to dwa różne światy, potwierdzone info), dałam radę. Ze wszystkim. Moje ciało mnie nie zawiodło, sama siebie nie zawiodłam. Kolejne strachy, kolejne bariery pokonane.

Pamiętam obrazy, smaki, zapachy i dźwięki. Ale nade wszystko pamiętam uczucia. Ulgi po przetrwaniu okropnie długiej podróży autokarem do Grecji. Niezadowolenia z siebie, gdy nie umiem włączyć się w rozmowę po angielsku. Wdzięczności za to, że moje nogi wciąż mnie niosą mimo zmęczenia. Radości z każdego kolejnego nowo zdobytego doświadczenia. 

Podróże są dla mnie niezłą lekcją pokory, ale i dowodem na to, że potrafię. 
Więcej, niż tylko piękne miejsca.


Spodoba Ci się również

11 komentarze

  1. Natalia Reczek19 lipca 2016 21:23

    Też myślę, że podróże pomagają w poznaniu siebie. Swoich zachowaniu w sytuacjach, które na co dzień nie mają miejsca. Sama odczuwam pewne lęki przed większymi podróżami, które zapewne wynikają z braku pewności siebie. Jednak zamierzam stawić im czoła, a rady wynikające z Twojego doświadczenia z pewnością zapamiętam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobnie - każda podróż uczy mnie czegoś nowego. Zupełnie na drugi plan schodzi to, jak długi jest dystans, który musisz pokonać do docelowego miejsca. Czasami nawet łapię się na tym, że bardziej lubię "jechać" i być w podróży niż szczegółowo zwiedzać dane miejsca. Lubię być... taka wyrwana i pomiędzy światami? Ha, z mojej podróży do Stanów cały czas najcieplej wspominam 8-godzinny lot ogromnym samolotem.
    Tak swoją drogą, podobało Ci się Brno? Ostatnio czytałam relację, którą skończyłam z myślą "Co jak co, ale Brno można sobie odpuścić".

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę Ci samych takich kształcących podróży:)
    A z tym jedzeniem... mam wrażenie, że ogólnie czy się jedzie czy leci nagle człowieka dopada taka szalona chętka na jedzenie mimo że jadł pół godziny wcześniej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie największą lekcją pokory jest załatwianie czegoś samodzielnie w urzędzie, banku itd., bo dopiero wtedy do mnie dociera, jak wielu rzeczy o funkcjonowaniu w świecie muszę się jeszcze nauczyć xd
    A tak poważnie to jakie plany na tegoroczne wakacje?
    I co polecasz do zobaczenia w Gdańsku? Zabieram M. na urodzinową wycieczkę i nie mam pojęcia jak zorganizować tam dzień :(

    OdpowiedzUsuń
  5. każda podróż uczy nas czegoś nowego nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, a ja uwielbiam jeździć pociągiem! Niestety, pierwszy lot wciąż jeszcze przede mną...

    Na jednodniową wycieczkę było idealne, dłużej raczej nie byłoby co tam robić. Podobał mi się fakt, iż nie było tłoczno, mogłam poobserwować nieco lokalne życie, byłyśmy na Free Walking Tour, też fajna sprawa. Choć Praga zdecydowanie bardziej mnie urzekła, mimo całej swej turystyczności.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lęk i mnie towarzyszy w podróżach! Zawsze nie mogę spać dzień przed...Nic jednak nie zastąpi uczucia satysfakcji, kiedy już jestem na miejscu i czuję, że to jest właśnie to <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dokładnie! Często dopiero po jakimś czasie uświadamiamy sobie, że coś szczególnego z tamtego wyjazdu wynieśliśmy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooch, znam ten ból...
    Z pozostałych planów - w niedzielę wraz z S. dołączamy do moich rodziców nad morzem i zostajemy tam tydzień, we wrześniu mam 2 tygodniowy staż w Poznaniu, a w sierpniu może uda mi się jeszcze odwiedzić Warszawę. I prawdopodobnie Niemcy na kilka dni, do rodziny :)

    W Gdańsku, hmmm...nie byłam tam zbyt długo, aczkolwiek wspominam ogromnie miło! Może zajrzyj do mojego posta z tej wycieczki? Tak będzie łatwiej :>
    http://www.dziewczynazjednymokiem.pl/2015/06/259.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Znam to doskonale! Czeka mnie to w niedzielę, podczas ośmiogodzinnej podróży do Szczecina...

    OdpowiedzUsuń
  11. W takim razie trzymam kciuki:D

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe