No weź się nie smuć, nie masz powodu! O szarym stworzeniu zwanym depresją.

Było o dobrych aspektach smutku, dziś czas na delikatną zmianę repertuaru.

Życie pisze różne scenariusze, wiemy o tym doskonale. Ale czasem jest też tak, że wszystko jest naprawdę w porządku. Całkiem zwyczajne, dobre i spokojne życie. "Wielu ludzi mogłoby Ci pozazdrościć", mówią. Świetnie. Super. A co, jeśli ja tego totalnie nie czuję?

Pisałam o smutku, o nieporadności wielu z nas, kiedy ktoś mierzy się z trudnymi emocjami, o tym, że standardowe formułki "pocieszające" nie działają. Ale nikomu krzywdy nie zrobią, jeśli to po prostu jednorazowy smutek, taki, który z różną częstotliwością dopada każdego.Gorzej, jeśli mamy do czynienia ze stanem chronicznym.


Depresji nie przedstawiłabym jako czarnego, przerażającego stwora. Raczej przyczajone w kącie stworzenie, które stopniowo zmienia swój kolor na szary. Kompletnie bez wyrazu.
Chociaż najpierw, faktycznie, nieźle daje popalić. Zmusza do nieadekwatnie dużego gniewu, w sytuacji kiedy malutki drobiazg nie idzie po Twojej myśli. Spóźniony autobus, krzywe spojrzenie nieznajomego, budzik nastawiony na szóstą rano. Serwuje beznadziejne wieczory, podsuwając Ci do kontemplacji obrazy z Twojego życia - takie, które niekoniecznie masz ochotę wspominać.

A potem, powoli się uspokaja. Wycofuje do swojego kącika. Ale wciąż ma nad Tobą dowodzenie.
Witaj apatio, witajcie dnie, spędzone ze wzrokiem wbitym w ścianę, bo jaki jest sens w oglądaniu filmu, w czytaniu, w wyjściu ze znajomymi? Nie wyjdę, za nic w świecie. Oni będą pytać. Będą mnie zmuszać do uśmiechów. A ja nie potrafię. Poza tym, nie chce mi się. Godzinę później lekka zmiana repertuaru. Ty to debil jesteś, znów zaprzepaszczasz jakiekolwiek szanse socjalizacji, A oni się tam bawią. Bez Ciebie. Znów. W sumie, tak im na pewno lepiej. Gdybym tam była, wszystko bym spieprzyła, jak zwykle.

Tak mijają dni. A ludzie mówią do Ciebie. Ogarnij się! O co Tobie właściwie chodzi? Ludzie cierpią, chorują na raka, jeżdżą na wózku inwalidzkim. A Ty się tak bezsensownie nad sobą rozczulasz. Tracisz tyle cennego czasu. Zrób coś, nie wydziwiaj.

No. To teraz to Twoje stworzonko ma niezłe pole do popisu. Mózg nie nadąża. Bo, cholera, nie zgadzam się, ja bym chciała, ale nie umiem, nie wiem jak. Czuję się źle. Ale...macie rację. Boże, przecież Ci wszyscy ludzie, chorujący, w bólu i cierpieniu, napluliby na mnie, gdyby zobaczyli co ja najlepszego wyprawiam. Jestem zerem.



Chciałam nakreślić Wam krótki urywek z życia osoby cierpiącej na depresję. Żaden kliniczny i naukowy opis, bo wiecie, jeszcze do tego nie dotarłam, mogę Wam powiedzieć wiele o prawidłowym rozwoju, ale powyższą sytuację znam tylko z doświadczenia, własnego jak i innych.

I pragnę zwrócić Waszą uwagę na pewien niezwykle istotny aspekt tej choroby. Na wpływ, jaki mają ludzie otaczający osobę chorą. Jest taki slogan z tym związany, pewnie Wam już doskonale znany, mnie jednak niezwykle utkwił w pamięci. W skrócie, chodzi o to, że przecież nikt nie mówi osobie cierpiącej na alergię, by nie kichała. Nikt też jej za tę chorobę nie wini. Dlaczego więc, w przypadku depresji, tak często padają oskarżające słowa? Dlaczego tak często ostatecznie odsuwamy się od tych, którzy tak bardzo potrzebują naszego wsparcia, choć totalnie nie potrafią i nie są w stanie tego pokazać tak, jak robi to zdrowy człowiek.

Bardzo dobijają porównania do osób śmiertelnie chorych. Wywołują ogromne poczucie winy. Ale to nie jest dobra taktyka, nigdy nie sprawi, że osoba w głębokim smutku/poczuciu bezsensu się uśmiechnie.
Nawet, jeśli pozornie nie wiadomo skąd ta depresja się wzięła - żadnych traum, żadnych okropnych sytuacji. Wiecie, to może wynikać nawet z niewykrytej choroby ciała - zaburzeń jelitowych, niedoczynności tarczycy, cukrzycy. Jakieś nieświadome i niewykryte pragnienie, niezaspokojona potrzeba. Brak poczucia miłości i bezpieczeństwa.

Możliwości jest mnóstwo. Ale zamiast oceniać, po prostu bądźmy.

Spodoba Ci się również

1 komentarze

  1. Izka Marcinkowska26 maja 2016 20:30

    Znasz Hyperbole and a Half?
    Dzięki za ten post. Dobrze prawisz! Nie będę się dalej rozpisywać, bo ten temat widziałaś też na moim blogu, chyba obie go wyczerpałyśmy :)
    Linkuję komiks - uwielbiam go! :)
    http://hyperboleandahalf.blogspot.com/2011/10/adventures-in-depression.html

    OdpowiedzUsuń

It means a lot, thank You!

Subscribe